RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałem na wierzchołek wieży katedralnej.Wznosiła się na tle błękitnego nieba zielona i lśniąca jak jedwab, nieskończenie wiekowa i spokojna, okolona lotami jaskółek.- Jak tu cicho - powiedziałem.Lenz przytaknął.- Tak, mój stary, tutaj dopiero człowiek uprzytamnia sobie, że może brakowało mu po prostu czasu, ażeby wyrósł na dobrego człowieka, hę?- Czasu i spokoju.Także i spokoju.Zaśmiał się.- Za późno! Teraz człowiek nie potrafi już znieść spokoju.A więc, jazda! Wracajmy do zgiełku życia!Podwiozłem Gotfryda i pojechałem na postój.Po drodze minąłem cmentarz.Wiedziałem, że Pat leży teraz na leżaku na balkonie i dałem parokrotnie sygnał klaksonem.Nie pokazała się, wobec tego odjechałem.Za to o parę kroków dalej ujrzałem panią Hasse, żeglującą w jakiejś osobliwej taftowej pelerynie.Zniknęła za rogiem.Ruszyłem za nią chcąc zapytać, czy mogę ją gdzieś podwieźć.Ale gdy znalazłem się na skrzyżowaniu ulic, ujrzałem, że wsiada do wozu, który czekał na nią za rogiem.Była to trochę rozklekotana limuzyna, mercedes model 1923.Samochód ruszył z miejsca.Przy kierownicy siedział mężczyzna o kaczym nosie, w ubraniu w jaskrawą, zwracającą uwagę kratę.Patrzyłem za nimi dość długo.Takie oto są skutki, jeżeli kobieta siedzi za wiele sama w domu.Zamyślony powlokłem się na postój i ustawiłem w szeregu czekających taksówek.Słońce paliło budę.Drzemałem coś niecoś, ale nadaremnie starałem się zasnąć.Nie mogłem ani rusz przepłoszyć spod powiek obrazu pani Hasse.Oczywiście było to zupełnie co innego, ale Pat tkwiła także cały dzień sama w domu.Wylazłem zza kierownicy i podszedłem do wozu Gustawa.- Masz, łyknij! - zachęcał, podsuwając mi termos.- Cudownie zimny napój! Własny wynalazek! Kawa z lodem.Całymi godzinami zachowuje zimno, nawet w taki upał.Tak, tak, Gustaw to praktyczny chłopiec.Wziąłem kubeczek i wypiłem.- Jeżeli jesteś taki praktyczny, to może mi powiesz, jak rozerwać trochę kobietę, która musi przesiadywać wiele w domu.- To całkiem proste - rzekł Gustaw patrząc na mnie z wyższością.- Gdzieś ty się rodził, bracie? To jasne: dziecko albo pies.Może masz jakieś trudniejsze pytania?- Pies! - powiedziałem zaskoczony.- Do diabła, to niezły pomysł, pies! Masz rację.Człowiek nie czuje się nigdy samotny, kiedy ma przy sobie psa.Poczęstowałem go papierosem.- Słuchaj, a może przypadkiem wiesz o jakiejś okazji? Chyba szczeniaka będzie można tanio kupić?Gustaw z wyrzutem pokiwał głową.- Powiadam ci, Robercie, nawet nie wiesz, jaki skarb zyskałeś we mnie.Przecież mój przyszły teść jest zastępcą prezesa Związku Hodowli Dobermanów.Jasne, że za moją protekcją możesz dostać silnego szczeniaka, i to za darmochę, z takim rodowodem, że ci oko zbieleje.Mamy tam teraz taki pomiot: babka premiowana suka, Hertha von der Toggenburg.Doprawdy Gustaw urodził się w czepku.Ojciec jego narzeczonej był nie tylko hodowcą dobermanów, ale także restauratorem, właścicielem gospody “Nowa Pustelnia".Poza tym narzeczona jego posiadała pralnię i zakład plisowania.W ten sposób Gustaw opływał w dostatki.Jadł i pił za darmo u przyszłego teścia, a oblubienica prała i prasowała koszule.Na razie zwlekał z ożenkiem.Wtedy bowiem on musiałby się o wszystko troszczyć.Wyjaśniłem Gustawowi, że doberman nie byłby w tym wypadku odpowiedni, za duży, a przy tym zbyt nieobliczalny.Gustaw zastanawiał się chwilę.- Chodź ze mną.Spróbujemy pohandlować.Ja znam się trochę na tej sztuce.Ty stój cicho i nie wtrącaj się.- Dobra.Zaprowadził mnie do małego sklepiku.Na wystawie stały akwaria pełne wodorostów.W skrzyni przycupnęło parę smętnych świnek morskich.Od sufitu zwisały klatki z nieustannie wiercącymi się czyżykami, gilami oraz kanarkami.Krzywonogi człowieczek w brązowej, szydełkowej kamizelce wyszedł do nas.Wodniste oczy, blada cera, zamiast nosa świecąca się bulwa - nałogowy konsument wódy i piwa.- Powiedz no, Antoni, co porabia Asta? - zagadnął go Gustaw.- Dostała drugą nagrodę i oznaczenie honorowe w Kolonii.- A to łajdactwo! Dlaczego nie pierwszą?- Pierwszą dali Udonowi Blankenfels - mruknął.- Koń by się uśmiał.Z takimi tylnymi łapami!W głębi sklepu coś szczekało i skomlało.Gustaw poszedł w tę stronę.Po chwili wyniósł za kark dwa małe teriery, w lewej czarno-białego, w prawej kasztanowatego.Niepostrzeżenie wysunął rękę z kasztanowatym.Spojrzałem na Gustawa: zgoda.Był to prześliczny, wesoły psiak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl