[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wycofał się chwilowo z rozmowy i siedząć popijał wino, słuchając jednym uchem chaotycznej dyskusji współbiesiadników.Była to cicha, swobodna rozmowa mężczyzn, którzy mieli tych samych znajomych i podobne zainteresowania, wiedzieli o sobie akurat tyle, ile trzeba, i lubili się w takim stopniu, iż mogliby uchodzić za przyjaciół.Dalgliesh nie miał zbytniej ochoty w tym uczestniczyć.Wino zasługiwało na milczenie, zdał sobie nagle sprawę, że było to pierwsze dobre wino, jakie pił od czasu choroby.Miło przekonać się, że jeszcze jedna z życiowych przyjemności nie straciła swej kojącej mocy.Dopiero po minucie zauważył, że Julius mówi bezpośrednio do niego.- Przepraszam za tę propozycję wieczoru poetyckiego.Lecz mam dzięki temu pewną satysfakcję.Ilustruje ona tezę dotyczącą Toynton.Wszyscy kogoś wykorzystują.Nie celowo, po prostu nic nie mogą na to poradzić.Mówią, że chcą być traktowani jak zwykli ludzie, a potem stawiają żądania, których nigdy by nie wysunął zdrowy człowiek, no i oczywiście nie można im odmówić.Teraz być może nie będzie pan zbyt ostro oceniał tych z nas, którzy nie pałają wielkim entuzjazmem do Toynton.- Nas?- Grupkę normalnych, w każdym razie pod względem fizycznym, niewolników tego miejsca.- Niewolników?- O tak! Ja wyjeżdżam do Londynu albo za granicę, więc czar Folwarku nie ma szansy mnie naprawdę usidlić.Niech pan jednak pomyśli o Millicent, która tkwi w swej chacie tylko dlatego, że Wilfred pozwala jej mieszkać tam za darmo.Ona zaś chciałaby przede wszystkim wrócić do stolików brydżowych i ciastek z kremem w kurorcie Cheltenham.Dlaczego tego nie zrobi? Albo Maggie.Ta powiedziałaby, że chce jedynie trochę pożyć.Cóż, wszyscy tego pragniemy, tylko trochę pożyć.Wilfred próbował ją zainteresować obserwowaniem ptaków.Pamiętam jej odpowiedź.“Jeśli będę musiała podziwiać jeszcze jedną cholerną mewę srającą na cypel Toynton, skoczę z wrzaskiem do morza." Droga Maggie.Nawet ją lubię, kiedy jest trzeźwa.A Eric? No cóż, on mógłby się stąd wyrwać, gdyby miał dość odwagi.Opieka nad piątką pacjentów i medyczny nadzór nad produkcją kremu do rąk oraz talku nie stanowią powodu do dumy, jeśli ktoś jest licencjonowanym lekarzem, nawet przy pechowym upodobaniu do małych dziewczynek.No i jeszcze Helen Rainer.Coś mi się wydaje, że powody naszej zagadkowej Helen są bardziej żywiołowe i zrozumiałe.Tak czy owak, wszyscy są ofiarami nudy.Teraz zaś ja naprzykrzam się panu.Chciałby pan może posłuchać muzyki? Na ogół słuchamy z Henrym płyt.Najbardziej ucieszyłoby Dalgliesha wino bez muzyki i rozmów.Widział jednak, że Henry miał wielką ochotę posłuchać płyt, a Julius prawdopodobnie pragnął popisać się jakością swego sprzętu stereofonicznego.Poproszono Dalgliesha o wybór.Zażyczył sobie Vivaldiego.Muzyka popłynęła z płyty, a on wyszedł na dwór.Julius podążył za nim.Stali w ciszy przy niskiej kamiennej balustradzie na skraju urwiska.Pod nimi falowało morze, lekko błyszczące, przerażające pod rozrzuconymi wysoko, niewyraźnymi gwiazdami.Detektyw pomyślał, że chociaż jest odpływ, morze słychać bardzo blisko, fale rozbijały się o skalisty brzeg potężnymi akordami syku, stanowiąc basowy akompaniament dla wysokiego, słodkiego kontrapunktu odległych skrzypiec.Dalgliesh sądził, że na jego czole osiadają kropelki piany, ale gdy podniósł dłoń, przekonał się, że to tylko złudzenie spowodowane odświeżającą bryzą.Zatem musiało być dwóch autorów anonimów, tyle że jeden z nich autentycznie oddawał się swemu sprośnemu zajęciu.Sądząc z rozpaczy Grace Willison i lakonicznego niesmaku Carwardine’a można było mniemać, iż otrzymali oni zupełnie różne listy od tego, który Dalgliesh znalazł w Chacie Nadziei.Trudno przypuszczać, by dwóch ludzi pisało obsceniczne listy równocześnie w tak malej społeczności.Należało więc założyć, iż list do ojca Baddeleya włożono do sckretarzyka po jego śmierci, nawet nie próbując go ukryć, w nadziei że Dalgliesh go odnajdzie.Jeśli tak, to musiał go tam umieścić ktoś, kto wiedział przynajmniej o jednym z pozostałych listów; orientował się, że napisano go na maszynie i papierze z Folwarku Toynton, Ten ktoś jednak nie widział tamtych anonimów.List do Grace Willison napisano na imperialu i wiedziała o tym jedynie Dot Moxon.List do Carwardine'a, podobnie jak i ojca Baddeleya, wystukano na remingtonie.Wiedział o tym Julius Court.Wniosek był oczywisty.Lecz jak człowiek o jego inteligencji mógł oczekiwać, że tak dziecinny podstęp zwiedzie zawodowego detektywa czy nawet entuzjastycznego amatora? Z drugiej strony, czy na pewno taką intencją kierowała się osoba podkładająca list? Dalgliesh podpisał kartkę do ojca Baddeleya tylko inicjałami.Jeżeli odnalazł ją ktoś gnębiony poczuciem winy, szperający gorączkowo w sekretarzyku, to dowiedział się jedynie, że ojciec Baddeley oczekuje gościa po południu pierwszego października.Ów ktoś mógł być nieszkodliwym znajomym księdzem albo dawnym parafianinem.Lecz jeśli ojciec Baddeley zwierzył się komuś ze swych zmartwień, może ta osoba uznała, że warto stworzyć i podłożyć fałszywą wskazówkę.Niemal z pewnością list umieszczono w sekretarzyku tuż przed przyjazdem policjanta.Jeśli Anstey mówił prawdę i przeglądał papiery ojca Baddeleya rankiem po jego śmierci, to przecież zauważyłby anonim, a wówczas by go usunął.Nawet gdyby wszystkie te rozważania były jedynie wydumanymi i zagmatwanymi bzdurami, a ojciec Baddeley rzeczywiście otrzymał anonim, Dalgliesh sądził, że nie został wezwany z tego powodu.Ojciec Baddeley potrafiłby sam odnaleźć autora i uporać się z nim.Nie żył sprawami tego świata, ale nie był naiwny.Prawdopodobnie, w odróżnieniu od Dalgliesha, rzadko miał do czynienia zawodowo z co bardziej widowiskowymi formami grzechu, ale bynajmniej nie oznaczało to, że się na nich nie znał, albo że przekraczały one jego miarę współczucia.Pozostawało zresztą sprawą otwartą, jakie grzechy przynosiły największe szkody.Ojciec Baddeley, jak każdy ksiądz pracujący w terenie, musiał mieć sporo do czynienia ze złośliwymi i mętnymi grzeszkami we wszystkich ich żałosnych odmianach.Znajdował na nie gotową odpowiedź - współczucie, ale i niezachwianą wiarę.Dalgliesh z goryczą wspominał jego łagodną arogancję człowieka przekonanego o swej absolutnej słuszności.Nie, jeśli ojciec Baddeley napisał, że potrzebuje rady zawodowca, dokładnie to miał na myśli; chodziło o radę, którą mógł uzyskać jedynie od policjanta, w sprawie, w której uważał się za bezsilnego.A to raczej wykluczało kwestię wykrycia złośliwego, lecz niezbyt zjadliwego autora anonimów, działającego w małej społeczności, gdzie wszystkich musiał przecież bardzo dobrze znać.Perspektywa konieczności odkrycia prawdy napełniła Dalgliesha głębokim niepokojem.Przebywał w Folwarku Toynton wyłącznie jako osoba prywatna.Nie miał wyposażenia, odpowiednich warunków, żadnego sprzętu.Zadanie sortowania książek ojca Baddeleya można było przeciągnąć na tydzień, może dłużej.Lecz jakiż potem mógłby znaleźć powód do przedłużenia pobytu? Przecież nie odkrył niczego, co umożliwiałoby wkroczenie miejscowej policji.Jaką wartość miały niejasne podejrzenia i złe przeczucia? Staruszek umarł, ponieważ chorował na serce, ostatni i nieoczekiwany atak zastał go w fotelu przed kominkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]