RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu podziwiał olbrzymie siłyFrancji, prawidłowość w budowie i życiu milionowego miasta, wpływ łagodnego klimatu naprzyśpieszony rozwój cywilizacji.Znowu pił koniak, jadał kosztowne potrawy albo grał w karty wsalonie baronowej, gdzie zawsze przegrywał.Taki sposób przepędzania czasu wyczerpywał go znakomicie, ale nie dawał ani kropli radości.Godzinywlokły mu się jak doby, dnie nie miały końca, a noce spokojnego snu.Bo choć spał twardo, bezżadnych marzeń przykrych albo przyjemnych, chociaż tracił świadomość, nie mógł jednakże pozbyć sięuczucia niezgruntowanej goryczy, w której tonęła jego dusza na próżno szukająca tam dna albobrzegów."Dajcie mi jakiś cel.albo śmierć!." - mówił nieraz, patrząc w niebo.A w chwilę pózniej śmiał się imyślał:"Do kogo ja mówię?.Kto mnie wysłucha w tym mechanizmie ślepych sił, których stałem się igraszką?Cóż to za okrutna dola nie być do niczego przywiązanym, niczego nie pragnąć, a tak wiele rozumieć." Zdawało mu się, że widzi jakąś niezmierną fabrykę, skąd wybiegają nowe słońca, nowe planety, nowegatunki, nowe narody, a w nich ludzie i serca, które szarpią furie: nadzieja, miłość i boleść.Któraż znich najgorsza? Nie boleść, bo ona przynajmniej nie kłamie.Ale ta nadzieja, która tym głębiej strąca,im wyżej podniosła.Ale miłość, ten motyl, którego jedno skrzydło nazywa się niepewnością, a drugieoszustwem."Wszystko jedno - mruczał.- Jeżeli już musimy odurzać się czymś, odurzajmy się czymkolwiek.Aleczym?."Wówczas w głębi mroku, nazywającego się naturą, ukazywały się przed nim jakby dwie gwiazdy.Jednablada, ale niezmienna - to był Geist i jego metale; druga iskrząca się jak słońce albo nagle gasnąca, atą była ona."Co tu wybrać? - myślał - jeżeli jedno jest wątpliwe, a druga a niedostępna i niepewna.Bo choćbymnawet dosięgnął jej, czy ja jej kiedy uwierzę?.czy nawet mógłbym uwierzyć?." Z tym wszystkimczuł, że zbliża się chwila decydującej walki pomiędzy jego rozumem i sercem.Rozum ciągnął go doGeista, serce do Warszawy.Czuł, że lada dzień coś z tego musi wybrać: albo ciężką pracę, która wiodłado nadzwyczajnej sławy, albo płomienną namiętność, która obiecywała chyba to, że spali go na popiół."A jeżeli i to, i tamto jest złudzeniem, jak owa łopatka albo chustka ważąca sto funtów?." Poszedłjeszcze raz do magnetyzera Palmieriego i zapłaciwszy należne dwadzieścia franków za konferencję,począł zadawać mu pytania:- Więc twierdzisz pan, że mnie nie można zamagnetyzować?- Co to jest nie można! - oburzył się Palmieri.- Nie można od razu, gdyż nie jesteś pan medium.Alemożna by z pana zrobić medium, jeżeli nie w kilka miesięcy, to w kilka lat.Zatem Geist stanowczo nie otumanił mnie" - pomyślał Wokulski.Głośno zaś dodał:- A kobieta, panie Palmieri, może zamagnetyzować człowieka?- Nie tylko kobieta, ale nawet drzewo, klamka, woda, no, słowem, wszystko, czemu magnetyzer nadawładzę.Ja mogę moje media magnetyzować bodajby szpilką ; mówię im: w tę szpilkę przelewam mójfluid i zaśniesz pan, kiedy na nią spojrzysz.Tym więc łatwiej mógłbym przekazać moją władzę jakiejśkobiecie.Byle, rozumie się, osoba magnetyzowana była medium.- I wtedy do owej kobiety przywiązałbym się tak jak pańskie medium do łopatki od węgli?.- spytałWokulski.- Bardzo naturalnie - odpowiedział Palmieri spoglądając na zegarek.Wokulski opuścił go i włócząc się po ulicach myślał:"Co do Geista, mam prawie dowód, że nie łudził mnie za pomocą magnetyzmu: nie starczyłoby na toczasu.Ale co do niej, nie mam pewności, że nie oczarowała mnie w ten sposób.Czasu było dosyć,ale.któż mnie zrobił jej medium?."Im więcej porównywał swoją miłość dla panny Izabeli z uczuciami ogółu mężczyzn dla ogółu kobiet,tym bardziej wydawała mu się nienaturalną.Bo jak można zakochać się w kimś od jednego rzutu oka?Albo jak można szaleć za kobietą, którą widzi się raz na kilka miesięcy, i tylko po to, ażeby przekonaćsię, że ona nie dba o nas?"Bah! - mruknął - rzadkie spotkania właśnie nadają jej charakter ideału.Kto wie, czy zupełnie nierozczarowałbym się poznawszy ją dokładniej?"Zdziwiło go, że od Geista nie miał żadnej wiadomości."Czyby uczony chemik po to wziął trzysta franków, ażeby już wcale mi się nie pokazywać.- pomyślał.Ale sam zawstydził się tych podejrzeń. "Może chory?" - szepnął.Wziął fiakra i pojechał według adresu, daleko za wały miasta, w okolicę Charenton.Na wskazanej ulicy fiakier zatrzymał się przed murowanym parkanem; spoza niego widać było dach igórną część okien domu.Wokulski wysiadł z powozu i zbliżył się do żelaznej furtki w murze, zaopatrzonej w młotek.Pokilkunastu uderzeniach furtka nagle uchyliła się i Wokulski wszedł na dziedziniec.Dom był jednopiętrowy, bardzo stary; mówiły o tym ściany pokryte pleśnią, mówiły okna zakurzone,gdzieniegdzie wybite.W środku ściany frontowej znajdowały się drzwi, do których wchodziło się pokilku stopniach kamiennych dość zrujnowanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl