[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłapewna.Głowę miała ciężką, jakbyjuż zdążyła się zmienić w lodowąkulę.Zimno przenikało ją nawskroś.Potrafiła myśleć tylko ozimnie.Zimnobyłonajważniejsze, stanowiło centrumjejwszechświata.Pozostałeuczucia, w tym rozbawienie iodrobina podziwu dla trojaczków,zostały zepchnięte na plan takdaleki, że ledwo je rejestrowała.— Co teraz z nami będzie? —zapytała Kamai.W jej głosie nie byłosłychaćstrachu,tylkociekawość.— Odprowadzę was do domu, ajutrowyjaśnimysobieparękwestii — odparła Jaina, a Kairaniemal zobaczyła, jak kobietagniewnie zaciska usta.— Zabiorę je mechanoidem —zaofiarował się jakiś mężczyzna,być może wymieniony wcześniejLakesh.—Dziewczynysąszczupłe, więc zmieścimy się wkabinie we czwórkę.No i będzie nam ciepło.— Wolałabym.— zaczęła Jaina,aletrojaczkizagłuszyłyją,krzycząc chórem „Dziękujemy!”.Kairapomyślałamętnie,żeLakesh musi być przystojnymmężczyzną.Światło latarni musnęło pień, zaktórym stała, ale Kaira nawet niedrgnęła.Tak naprawdę było jejwszystko jedno, czy ją znajdą,czy nie.Może nawet wolałaby,żeby znaleźli.Straciłaby pracę,ale za to dostałaby ciepły koc.Koc.Koce.Spróbowaławyobrazić sobie, że owija się nimiaż po czubek głowy i że jest jejciepło.Ale nie potrafiła.Resztkiinstynktusamozachowawczegopodpowiedziały, że jeśli będzietkwić tu nieruchomo, to wkrótcezamarznie, więc spróbowała coś ztym zrobić.Zgięła na próbę jednąnogę w kolanie, potem drugą.Szło jej opornie, zupełnie jakbyusiłowałauruchomićprzerdzewiały mechanizm.Nieszkodzi, najważniejsze, żeby sięnie poddawać.Powtarzała w myślach dziecinnywierszyk i przytupywała niczymzwariowana lalka.Teraz już byłapewna, że z jej ust wydobywa sięciche zawodzenie.Co gorsza,niewiele ją to obchodziło.Ciekawe, pomyślała wolno, wotępieniu, czy trojaczki wspomnąo mnie.Pewnie tak.Lecz przynajmniej na razie żadnaz sióstr nie wspomniała o Kairze.I nikt nie zauważył wysokiejsylwetki za pniem drzewa.Irla, Jaheel i Kamai odeszły,odprowadzone przez Lakesha.Pozostalitakżezaczęlisięrozchodzić.Wkrótce na brzegujeziorazostałatylkoJainaNaroomi i jeden ze strażników.Wtedy animatorka spojrzała wstronę Kairy, zupełnie jakby przezcałyczaswiedziała,żedziewczyna tam jest.Kairaznieruchomiała,jakimścudem na chwilę nawet przestałasię trząść.Nie było wątpliwości –kobieta patrzyła wprost na nią, ajej brzydka, pokaleczona twarzwydawała się zmęczona i smutna.Trwało to kilka sekund, potemJaina odwróciła się do strażnika.— Da się pan skusić na kieliszekgrzanego wina? — zapytała znapięciem.Cała jej pewnośćsiebie znikła, teraz mówiła jakstremowananastolatka,którausiłuje zaprosić chłopaka narandkę.— Nie, dziękuję — odparłmężczyzna.—Chcęjaknajszybciej wrócić do domu iwyspać się po służbie.— Tylko jeden kieliszek, proszę— w głosie Jainy brzmiało jużcoś więcej niż trema.Teraz jejsłowa były podszyte lękiem,czarną rozpaczą.— Proszę —powtórzyła,aKairanaglewyobraziłasobietękobietęklęczącą na ziemi, błagającą.Tylko raz słyszała, by animatorkamówiła podobnym tonem.Popołudniu, w drzwiach Archiwum,podczas rozmowy z mężczyzną,który uderzył ją w twarz.— Naprawdę nie mogę.Przykromi.— Strażnik odwrócił się izniknął w mroku.Jaina została sama, nagle jeszczebardziej zmęczona i postarzała.Potem odeszła i ona.A Kaira niezgrabnie ruszyła wdrugą stronę.26—Zostawzapalonąlampę,proszę.— Po co?— Boję się ciemności.— Nooraprzyciągnęła kolana pod brodę iobjęła je, splatając palce.Finnen ugryzł się w język, zanimwspomniał, że ostatnim razemspałabezświatła.Widaćdziewczyna uznała, że porapokazać wrażliwszą część swojejnatury.Wstał, dorzucił kilka węgli dopiecyka.Potem spojrzał w okno,w posrebrzony blaskiem księżycamrok.Szybaodzewnątrzobramowana była cienką warstwąszronu i Finnen pomyślał, żetemperatura musi oscylować wgranicach zera.Docenił, że w taką noc ma piecyki ciepłe łóżko, a w tym łóżkuładną dziewczynę.— Masz szczęście — powiedział,siadając za nią i obejmując jejramiona.— Czemu? — Noora ułożyła sięwygodnie.— Boisz się tylko ciemności.Jaboję się wszystkiego.— Naprawdę? — w jej głosiezabrzmiał cień nieufności.— Naprzykład czego?— Mężczyzn, którzy są silniejsiode mnie.Mechanicznych psów.Prawdziwych psów, choć taknaprawdę dotąd żadnego niewidziałem.Pająków.Bólu.Upokorzenia.Samotności.Tego,żekiedyśumrę.Tego,żedotrwam aż do Przebudzenia i nieumrę nigdy, bo Przedksiężycowiuczynią mnie nieśmiertelnym.Noora poruszyła się lekko.— Mówisz poważnie?— Tak.Chyba tak.— Napoczątku żartował, ale w połowie zorientowałsię,żenieoczekiwanie dotknął czegośważnego i prawdziwego.— I jak sobie z tym radzisz?— Nijak.Maluję, czasem piszęwiersze.Bawię się i robię różnegłupie rzeczy.Ogólnie staram sięo tym nie myśleć.— Aha.— Noora chyba straciłazainteresowanie.Ogień w piecyku pożerał węgle,lampa naftowa paliła się wąskim,długim płomieniem, na zewnątrzrozżarzonym niemal do bieli, awewnątrz, w samym jądrze, wkolorze indygo.Zafascynowanygabinetem Issy, Finnen wyszukałją u handlarza antykami i kupił zakilkatarsów.Sprzedawcaostrzegał, że palona nafta kopci ipaskudnie cuchnie, ale na raziechłopak był zadowolony.— A czego bała się Kaira? —zapytał ostrożnie.— Kaira? Chyba niczego.Onazawsze była bardzo odważna.Odważna, miła i dobra.Brakujemi jej, wiesz?— Zastanawiam się — nadalstaranniedobierałsłowa—dlaczego wasz ojciec zupełnieinaczej traktował swoje córki.Naprzykładtobiepozwalałwychodzić z domu, a Kairze niewolno było tego robić.Wieszmoże czemu?— Tata mówił, że to dlatego, boKaira jest najmłodsza i się o nią martwi.— Rozumiem — przytaknął,choć wcale nie był przekonany.Przyczynatakodmiennegotraktowania musiała być głębsza,bardziej skomplikowana.Zresztąw ogóle stosunki w domu BrinaIssywydawałysięmocnopoplątane.FinnennajchętniejwypytałbyNoorę, o co w tym wszystkimchodzi, ale po pierwsze, nie chciałwzbudzać jej podejrzeń, a podrugie, sądził, że dziewczyna taknaprawdę niewiele wie.Issa miałcharyzmę, która zniechęcała dozadawania pytań, a ponadtoNoora wyrosła w jego domu i to,co ludziom z zewnątrz wydawałosię dziwaczne, dla niej zapewnebyłonajzupełniejnormalne.Podobnie dla Kairy, choć ona wpewnym momencie zbuntowałasię i postanowiła odejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]