[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popłynąwszy z prądem, wylądował naprzeciwko Skały Narady; tu natknął się na Phaona i Akelę, wsłuchujących się w nocne pogłosy.— Huzia, pies-ski! — zaśmiał się.— Dhole tylko patrzeć, jak podążą w dół rzeki.O ile nie stchórzycie jak ps-s-sy, będziecie mogli rozprawić się z nimi na mieliznach.— Kiedyż nadejdą? — zapytał Phao.— A gdzie jest moje Człowieczątko? — dorzucił Akela.— Przyjdą wtedy, gdy zechcą przyjść — syknął Kaa.— Stójcie w pogotowiu i nie zasypiajcie s-s-sprawy!.Co zaś~ś się tyczy „twojego" Człowieczątka, od którego nie wahałeś-ś się wziąć s-sło-wa, narażając go tym samym na pewną śmierć.co się tyczy, powtarzam, „twego" Człowieczątka, to jes-s-st ono teraz pod moją opieką.a jeżeli dotychczas-s nie uświerkło nędznie, nie jest to bynajmniej twoją zasługą, ty stara, osiwiała sobako! Warujcież tu s-sobie, pieski i suczęta, czekając s-s-spotkania z rudzielcami,i czujcie się szczęśliwi, że Ludzkie Szczenię i ja s-s-stoimy po waszej s-s-stronie.Spróbowawszy w ten sposób ostrości swego języka, Kaa pomknął z powrotem w górę rzeki i znów przycumował się ogonem u skały pośrodku wąwozu, pilnie poglądając wzwyż, ku zrębowi urwiska.Nagle na tle gwiezdnego nieba ujrzał poruszającą się głowę Mowgliego, potem coś szurnęło w powietrzu, rozległ się doraźny i wyraźny plusk ciała ludzkiego, spadającego równymi nogami w wodę, a w chwilę potem już to ciało spoczywało znowu w wielkiej pętli splotów wężowych.— Sam skok to fraszka dla mnie w nocnej porze — ozwał sią Mowgli głosem spokojnym.^~ Skakałem nieraz dla zabawy nawet z dwa razy większej wysokości.Ale tam w górze grunt jest paskudny, pełen niskich krzaczków i głębokich żlebów, pokrytych ciżbą Małego Plemienia.Koło trzech żlebów ustawiłem kopczyki z dużych głazów.Gdy będę biegł, poprzewracam je nogą, doprowadzając Małe Plemię do szalonej złości.— Co to znaczy spryt ludzki! — cmoknął Kaa.— Mądry jesteś, bratku, ale Małe Plemię bywa zawsze pełne złości.— O nie! Gdy zapada zmierzch, wszelkie stworzenia skrzydlate układają się do spoczynku.Zabawię się z psami o zmierzchu, bo one lubią polować w dziennej porze.Teraz idą za krwawym śladem Won-tolli.— Chil nie zostawia zdechłego wołu ani dhole krwawego śladu — rzekł Kaa.— W takim razie zgotuję im nowy ślad krwawy, z własnej ich krwi, jeżeli mi się uda.i nakarmię ich gnojem.Czy będziesz tu na mnie czekał, Kaa, póki nie powrócę z nimi?— Tak jest, ale co będzie, gdy one zabiją cię w dżungli albo gdy Małe Plemię zabije cię, zanim zdołasz wskoczyć w rzekę?— O jutrzejszych łowach należy mówić jutro — odrzekł Mowgli, cytując przysłowie puszczańskie, dodał jednak niebawem: — Na odśpiewanie pieśni żałobnej będzie czas, gdy umrę.Szczęśliwych łowów, Kaa!Uwolnił ze swych objęć szyję pytona i popłynął z wodą niby tram niesiony powodzią, kierując się w stronę wydmy u przeciwległego brzegu.Znalazłszy się na powolnym prądzie, zaczął śmiać się głośno z wielkiej uciechy.Nie było rzeczy, która byU t- Księga dżungli r t, II,,,277Mowgliemu, wedle jego własnego wyrażenia, taką sprawiała przyjemność, jak „targanie śmierci za wąsy" i odczuwanie swego władztwa nad puszczą.Już za lat młodszych niejednokrotnie zdarzało mu się wyłupiać plastry miodu z drzewnych barci — przeto wiedział, że Małe Plemię niczym się tak nie brzydzi, jak wonią dzikiego czosnku.Zebrał więc sobie pęczek tego ziela, przewiązał go łykiem, potem zaś puścił się krwawym śladem Won-tolli, w kierunku południowym od legowisk.Przebiegł tak może z pięć mil, a przez cały ten czas wpatrywał się uważnie w korony drzew, przegiąwszy w bok głowę.— Byłem już Mowglim-żabą — mówił śmiejąc się do rozpuku — a sam się podaję za Mowgliego-wilka.Teraz muszę być Mowglim-małpą, zanim zostanę Mowglim-kozłem.W końcu jednak będę Mowglim-człowiekiem.Ho! Ho!To rzekłszy, przesunął palcem po osiemnastocalowej klindze swego noża.Siad Won-tolli, cały usiany plamami czarnej posoki, biegł wzdłuż kniei gęstego starodrzewu, ciągnącej się zrazu zwartą ścianą w kierunku północno-wschodnim, potem zaś rzednącej stopniowo aż na odległość dwóch mil od Skał Pszczelich.Od ostatniego z tych drzew aż do zarośli ponad skałami była przestrzeń otwarta, gdzie nawet wilk nie miałby się gdzie ukryć.Mowgli biegł wytrwałym kłusem wzdłuż drzew, oceniając odległość pomiędzy gałęźmi, wdrapując się czasami na ten lub ów pień i próbując skoku z drzewa na drzewo; doszedłszy w końcu do otwartej polany jął z całą dokładnością i uwagą badać jej teren.Godzinę całą trwało to badanie, po czym Mowgli zawrócił z drogi, podjął przerwany wpierw trop Won-tolli, usadowił się na wystającej gałęzi jakie osiem stóp nad ziemią, zawiesił pęczek czosnku na bezpiecznym sęku i czas jakiś siedział spokojnie, ostrząc nóż o podeszwę stopy.Przed samym południem, gdy słońce przypiekało tęgo, usłyszał tętent wielu stóp i poczuł odrażający cuch zgrai rudych psów niknących zawzięcie i nieubłaganie śladem Won-tolli.Oglądane z góry dhole wydają się co najmniej o połowę mniejsze od wilków, ale Mowgli wiedział, jak potężne są ich łapska i szczęki.Wypatrzywszy ostry pysk przodownika, węszącego ślad, ogłosił hasło łowieckie:— Szczęśliwych łowów!Zwierz stanął jak wryty i spojrzał w górę.Towarzysze poszli za jego przykładem.Pod drzewo przyciągnęły jedne za drugimi zastępy rudych psów o chwostach obwisłych, krępych karczy-skach, chudych grzbietach i krwawych paszczękach.Dhole są z natury wielkimi mrukami i nawet w ojczystym Bekanie nie odznaczają się zbytnio wytwornością obyczajów.Poniżej Mowgliego zebrały się chyba ze dwie setki tych drapichrustów, on widział jednak, że przodownicy węszyli łapczywie ślad Won-tolli, starając się przynaglić zgraję do dalszego biegu.W ten sposób napastnicy mogliby jeszcze za dnia dotrzeć do wilczych legowisk.Nie na rękę to było Mowgliemu, przeto postanowił przetrzymać ich pod drzewem aż do zmierzchu.— Kto wam pozwolił tu przychodzić? — huknął na nich z góry.— Wszystkie dżungle do nas należą! — odpowiedział jeden z psów i błysnął białymi zębami.Mowgli spojrzał z uśmiechem w dół i jął łudząco naśladować przenikliwy zgrzyt zębów, cechujący dekańskiego szczura-skoczka Chikai, przez co chciał zaznaczyć, że stawia dhole na równi z owym zwierzątkiem.Zgraja stłoczyła się koło pnia, a herszt jął ujadać zaciekle, przezywając Mowgliego małpą.W odpowiedzi na to Mowgli zsunął nogę w dół i począł wymachiwać bosą stopą tuż ponad zadartym łbem herszta.To już aż nadto wystarczyło, by do bezsilnej wściekłości pobudzić całą zgraję.Kto ma stopy owłosione nawet pomiędzy palcami, oczywiście nie lubi, by w ten sposób pokpiwano z tej jego wściekłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]