RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.podobnie za­tem jak ta ziemia, powtarzam na wypadek, gdybyście stra­cili wątek, ten szlachetny materiał trwa.jeśli nie wiecz­nie, to przynajmniej dopóty, dopóki człowiek świadomie go nie unicestwi, gniotąc go, rwąc lub tnąc, za pomocą kuchennych nożyc lub silnych zębów, na podpałkę lub w wychodku.Wiadomo przecież, że człowiek czerpie tyle samo przyjemności z niszczenia ziemi, która go nosi póki życia, ile tego materiału (mam tu na myśli papier), na którym mógłby przetrwać wieki, gdy ta sama ziemia znajdzie się nad jego głową, zamiast pod stopami, oraz że pełna lista niszczycielskich strategii zajęłaby więcej stron niż mój przydział.Do diabła zatem z tą listą, wróćmy do mojej opowieści.Jak już próbowałem powiedzieć, przedstawia ona historię pewnego kawałka welinu: pokazuje zarówno jego własne dzieje, jak i tego, co na nim spisano.Jest to oczywiście historia Yoricka, ten sam stary zapis, który blisko dwieście trzydzieści pięć lat temu wpadł w rę­ce pewnemu.o nie, całkiem niepewnemu Tristanowi, który (chociaż nie miał Izoldy) wcale nie był triste i był wspaniałym, szampańskim facetem.Moją natomiast włas­nością stał się w sposób zbyt skomplikowany, bym jego opisem miał zanudzać czytelnika.Bardzo obszerna to opo­wieść! Moim zamiarem wcale nie jest ją skracać, ale wręcz przeciwnie: rozwinąć, skomentować, uzupełnić, spałacyzować & zmanganizować.Daje ona bowiem wiele radości badaczowi, który posiadł umiejętność posługiwania się tak subtelnymi metodami.Pojawiają się w niej zakurzone i poplamione inkaustem postacie młodych żon, starych głupców, zdrady małżeńskie, zazdrość, zbrodnia, jad prze­klętej hebony, egzekucje, trupie czaszki, a także dokładne wyjaśnienie, dlaczego posępny książę w Hamlecie Williama Szekspira wydaje się nieświadom prawdziwego imienia swojego ojca.Do rzeczy zatem:Otóż pod koniec panowania króla Danii Horwendillusa jego nadworny błazen, niejaki pan Yorick, wziął sobie za żonę prześliczną złotowłosą sierotkę imieniem Ofelia, i od tego zaczęły się wszystkie kłopoty.Cóż to ma znaczyć? Już ktoś mi przerywa? Czy nie mówiłem wam, że liryczny Hamlet, czyli Amlethus dla Duńczyków, niesłusznie uwa­ża, że Duch także nosi imię Hamlet? Pomyłka tyleż nie­zwykła co niesynowska, więcej nawet: wręcz saksogramatyczna.Przeczy jej sam Saxo Grammaticus w swo­ich Dziejach Duńczyków.Jeżeli będziecie siedzieć cicho i pozwolicie mi mówić, dowiecie się, że nie jest to żadna pomyłka, lecz ukryty klucz, który otwiera drzwi do praw­dziwej wymowy tej opowieści.Powtarzam:Horwendillus.Horwendillus Rex.Jeszcze jakieś pytania? To jasne, drogi panie, że błazen miał żonę.Nie wystę­puje ona wprawdzie w sztuce wielkiego dramatopisarza, lecz sam pan przyzna, że kobiece wyposażenie jest nieodzowne dla mężczyzny, który pragnie zostać założycielem dynastii.Zna pan inny sposób? No, słucham? Czy ten stary błazen byłby zdolny dać początek tej linii, istnemu mono­logowi Yoricków, pośród których pastor owego Tristana stanowi zaledwie jedną sylabę? No, nareszcie! Mniemam, że nie potrzeba starych welinów, by dostrzec Tę prawdę.Jej imię? Drogi panie, musi mi pan zaufać.Na czym więc polega zagadka? Czy pan uważa, że Ofelia to takie cholernie niezwykłe imię w krainie, gdzie mężczyzn nazy­wano Amlethusami, Horwendillusami oraz Yorickami? Otóż to.Idziemy dalej.Yorick poślubił Ofelię.Przyszło na świat dziecko.Ko­niec dyskusji.Wróćmy do tej Ofelii: była od niego dwakroć młodsza i dwakroć bardziej urodziwa.Nasuwa się natychmiast wniosek, że to, co nastąpiło potem, można przypisać dzieleniu i mnożeniu.W sumie tragedia arytmetyczna.Ponura histo­ria, cmentarna.Jak doszło do tego, że ten stary, zimny błazen znalazł sobie taką wiośnianą oblubienicę? Huraganowy wiatr z ry­kiem przetacza się przez wiekowy welin.To oddech Ofelii.Najsmrodliwsze wyziewy w państwie duńskim: ciepły fe­tor szczurzej wątroby, ropuszej szczyny, drapieżnych pta­ków, zepsutych zębów, gangreny, porąbanych ciał, palonych czarownic, rynsztoków, sumień polityków, nor skunksów, grobowców i wszystkich zabelzebubionych kotłów piekielnych! Ilekroć ta młodziutka ślicznotka, której do­skonale krucha uroda wszystkich wzruszała do tez, odwa­żyła się otworzyć usta.robiło się dokoła niej pusto co najmniej w promieniu pięćdziesięciu stóp [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl