RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szlifierz może to potwierdzić.— Wciąż ci nie wierzę — odpowiedziała i uniosła rękę.— Ale nieważne.Nie chcę żadnych przysiąg.— Wskazała palcem na kubek.— Nie chcesz wina?— Ależ chcę! — zawołał, lecz nie sięgnął po kubek.Nawet nie spojrzał w jego stronę.Spoważniał i popatrzył na Miri.— Dlaczego?Szlag by to trafił, pomyślała.— Co dlaczego?Val Con odgarnął z czoła kosmyk włosów.Odczekał chwilę, lecz Miri milczała.Wydął usta.— No dobrze.Dlaczego wciągnęłaś mnie w tę pułapkę?Oblizała spierzchnięte usta.— Chciałam ci udowodnić.Chciałam, byś zrozumiał, że już nie jesteś tym, kim byłeś przedtem.A może nawet nigdy nim nie byłeś? — Zastanawiała się przez chwilę, szukając odpowiedniego słowa.— Każdy, kto coś robi w życiu, wstydzi się niektórych rzeczy.Najważniejsze, żeby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i po raz drugi nie powtarzać tych samych starych błędów.— Zaczerpnęła tchu.— Nie wolno ci.Nie masz najmniejszego prawa brać na siebie winy za to, co zrobiłeś z czyjegoś polecenia! Szczególnie wówczas — dokończyła podniesionym głosem — kiedy dobrze wiemy, że wleźli ci do głowy w wojskowych kamaszach i nafaszerowali umysł jakimiś świństwami!Uśmiechnął się.— I wymyśliłaś sobie, że mi to udowodnisz? Kiedy właściwie doszłaś do wniosku, że nie musisz się mnie obawiać?— Po prostu.nie chcę, żebyś umarł.Zmiana psychiki to też rodzaj śmierci, prawda?Nastąpiła chwila ciszy.— Może.Lecz tak naprawdę co cię to obchodzi?Drgnęła nieznacznie, jakby chciała się poruszyć, ale bała się zerwać delikatną nić porozumienia.— Mówiłeś mi, że byłeś Zwiadowcą.Pierwszym-w-Zwiadzie.— Byłem.— Pamiętasz może, jak to było?Gwałtownie zmarszczył brwi.— A dlaczego miałbym zapomnieć?— Tylko sprawdzam — odpowiedziała rzeczowym tonem.— Szpieg to przecież nie to samo, co Zwiadowca.— Nie — przyznał ze spokojem.— Zwiadowca musi przejść solidny trening, żeby stać się prawdziwym szpiegiem.— Odczekał chwilę i dodał cicho: — Odbyłem pełne szkolenie.— Ale ciągle pamiętasz czasy, kiedy byłeś w Zwiadzie.To dużo więcej, niż się spodziewałam — urwała nagle i zaczęła jakby z innej beczki:— Masz przyjaciół.Choćby Szlifierza.— Odzyskiwała nieco pewności siebie.— Obchodzisz mnie, bo widzę, że próbujesz być moim przyjacielem.Może sam nie wiesz, dlaczego.Ale nie szkodzi.Ja też cię lubię z bliżej mi nie znanych powodów.— Przyjaciele — ciągnęła głosem mentora, wygłaszającego zasadnicze prawdy — są po to, żeby sobie wzajemnie pomagać.Bez tej pomocy, świat wkrótce ległby w gruzach.Bardzo nie lubię, gdy coś się rozłazi, więc dbam o swoich przyjaciół.— Popatrzyła uważnie na Val Cona i ze zdumieniem spostrzegła, że na jego twarzy maluje się niepewność.— Rozumiesz mnie, Twardzielu?Zamknął oczy i spuścił głowę.— Przegrałam? — zapytała po nieznośnie długiej chwili, kiedy już nie mogła wytrzymać napięcia.Drgnął i spojrzał na nią.— Mam nadzieję, że nie — mruknął, a potem wyprostował się z radosnym uśmiechem.— Dobrze mieć przyjaciela.Wziął kubek do ręki, pociągnął solidny łyk wina i podał go swej towarzyszce.Przyglądała mu się nieufnie.Val Con uśmiechnął się jeszcze szerzej i zachęcająco kiwnął głową.Miri poczuła, że coś ją ściska w dołku.Chwyciła kubek i wysączyła wino do ostatniej kropli.Uśmiechnęła się do Val Cona.Zerwał się na równe nogi i podał jej rękę.Miri przyjęła ją z wdzięcznością i też wstała.— Myślisz, że obiad jest już gotowy? — spytał, kiedy szli ogrodową ścieżką w stronę porośniętych ukwieconym pnączem drzwi.— Myślę, że już dawno się spalił — odpowiedziała.— Nigdy nie byłam dobrą kucharką.* * *Skok rozpoczął się pół godziny temu.Val Con zastygł w bezruchu i spojrzał ponad ramieniem Miri — tam, gdzie przed chwilą coś się poruszyło.Podłoga zaczęła pękać i z brązowej zmieniła się w fioletową.Val Con westchnął i zamknął oczy.— Już się zaczęło? Ostatnim razem ruszyło dopiero po godzinie.Na chwilę otworzył oczy.— Ty też?— A co, myślałeś, że jesteś wyjątkiem? — Ściana za jego plecami rozbłysła na pomarańczowo.— Ohyda.Nigdy nie lubiłam tego koloru.— Westchnęła.— Cholernie głupi sposób podróżowania.Val Con upił nieco wina i wykonał nieokreślony ruch ręką, w której trzymał kubek.— To niby jest efekt skoku?— Tak przynajmniej twierdzą uczeni w piśmie — odparła.— W „Lotach kosmicznych dla cymbałów” przeczytałam, że chodzi tutaj o specyficzne właściwości elektronów.Ponoć taki elektron umie pojawić się na nowej powłoce, zanim opuści starą.Wniosek stąd, że statek Clutchów i wszystko, co się tu znajduje — łącznie z nami — jest podczas lotu w dwóch miejscach naraz.Pociągnęła solidny łyk wina.Starała się nie zauważać, że stół błyszczy wewnętrznym światłem i pulsuje.Val Con gapił się na nią ze zdumieniem.— Popraw mnie, gdyby się mylił — mruknął.— Chcesz powiedzieć, że nasze elektrony — powtarzam: nasze, jak to słusznie przed chwilą podkreśliłaś — przemieszczają się.jakby dwukrotnie?— Z grubsza chyba o to chodzi, ale jestem żołnierzem, a nie fizykiem.Zerknął ponad jej ramieniem w głąb sterówki.Podłoga połyskiwała, rozrywana ciemnymi błyskawicami, znad tablicy rozdzielczej buchały kłęby fiołkowej i zielonej pary, a ława pilota pokryła się niebieskimi krętymi wzorkami.Val Con zaczerpnął tchu, wypuścił powietrze i mruknął coś cicho pod nosem w języku, który przypominał tłuczenie szkła stalowym młotem.— Co tam znowu? — zagadnęła go Miri.— Nieważne.Najmłodsza z kuzynek Szlifierza nie powinna słuchać takich rzeczy, zwłaszcza gdy dotyczą świeżo poznanych krewnych.— Właśnie o tym myślałam.— Dopiła wino i ostrożnie postawiła kubek na rozmigotanym stole.— Na ile Szlifierz różni się od nas.na przykład sposobem myślenia? A może wcale nie dostrzega tego, co my widzimy? — Nieznacznie zmarszczyła brwi.— Bo my to widzimy, prawda? Wzruszył ramionami.— Chyba tak, jeśli wyjdziemy z założenia, że nasz proces myślowy jest czymś w rodzaju przeżycia.— Te wizje są nietrwałe — oznajmiła Miri.— Znikają w tle, kiedy tylko skupisz się na czymś innym.W gruncie rzeczy możemy przespać najbliższe trzy tygodnie.Albo nie.Ostatnio śniły mi się potworne koszmary.A tobie?Val Con patrzył na główny ekran nawigacyjny, wypełniony ruchliwą ławicą różnokolorowych rybek.— Nie miewam snów — mruknął i spojrzał na dziewczynę.— Coś mi podpowiada, że ów pyszny suflet może nam się znudzić do końca podróży.Może pójdziemy razem na małe oględziny? Dobrze by było znaleźć spiżarnię z ludzkim jedzeniem.— Kawę! — zawołała z błyszczącymi oczami.Wstał i przeciągnął się z uśmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl