RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To nie jest jedyna zagadka – zaprotestowałem, choć było chyba tylko pedanterią z mojej strony upierać się przy rozważaniu wszystkich możliwości.– Na przykład, dlaczego krzyknęła po zepchnięciu go w dół? Jeśli rzeczywiście go zepchnęła i jeśli było to morderstwo z premedytacją.Dlaczego została na balkonie, dopóki jej nie znalazłeś?Tiro wzruszył ramionami bez zainteresowania.On już zdecydował.– Ponieważ była wstrząśnięta, gdy zdała sobie sprawę z popełnionego czynu.Jest tylko dziewczyną, Gordianusie, nie zatwardziałym zabójcą.Dlatego też płakała, gdy nadszedł Rufus.Zgroza, jaką odczuwała, gdy naprawdę to zrobiła, ulga, widok jego połamanego ciała.Och, ci Roscjusze! Kuzyni i bracia, i synowie, i nawet córki.wszyscy zdecydowani zniszczyć własny ród.Przyprawiają mnie o mdłości! Czy w ich żyłach płynie trucizna zamiast krwi? Czy to jakaś ohydna skaza psychiczna?Tiro potrząsał głową w desperacji; gdy spojrzałem na jego na pół oświetloną przez księżyc twarz, odczytałem na niej nie myśli o zbrodni czy zgrozę, ale pamięć o czymś bezpowrotnie utraconym, zbyt boleśnie słodkim, by mógł to znieść.Odwróciłem się i spojrzałem w głęboką jamę światła i cienia, w którą spadł Sekstus Roscjusz, czy to z własnej woli, czy strącony przez inną osobę.Ukląkłem przy balustradzie i położyłem na niej dłonie.Przesunąłem palcami po kanciastej powierzchni, prawie idealnie gładkiej, jeśli nie liczyć paru kamiennych grudek, jakie przykleiły mi się do dłoni.Uderzyła mnie pewna myśl.– Tironie, przynieś lampę.Tak, przytrzymaj ją tuż nad poręczą, żebym dobrze widział.Światło zamigotało; spojrzałem w górę i zobaczyłem, że Tiro pobladł, znalazłszy się tak blisko krawędzi.– Jeśli nie możesz utrzymać lampy prosto, oddaj ją Rufusowi – poleciłem.Zrobił to bez wahania.– Chodź tu, Rufusie – poprosiłem.– Idź za mną i trzymaj lampę nisko.– Nie podrap sobie nosa.– Rufus zaśmiał się, wyczuwając moje podniecenie i reagując żartem.– Czego właściwie szukasz?Przesunęliśmy się wzdłuż całej balustrady; nie znalazłem nic.Wstałem i wzruszyłem ramionami.– To tylko taka sobie myśl.Skoro Sekstus Roscjusz rzeczywiście sam skoczył, logiczne byłoby, żeby najpierw wszedł na poręcz i odbił się z niej.Pomyślałem, że może znajdziemy choć najmniejszy odcisk buta w kurzu.Ale nic takiego tu nie ma.Odwróciłem dłonie wewnętrzną stroną do góry i przyjrzałem im się w świetle lampy.Pokryte były drobniutkim pyłem, a tu i ówdzie przylegały do skóry drobne okruchy kamienia.Już miałem je otrzepać, gdy nagle dostrzegłem, że jeden kamyk jest inny niż wszystkie.Był większy i bardziej lśnił; miał gładkie i ostre krawędzie, i był matowoczerwony, nie szary.Odwróciłem go palcem na drugą stronę i przekonałem się, że to wcale nie kamyk.– Co to jest? – szepnął Rufus, klękając przy mnie.– Czy to krew jest na nim?– Nie – odrzekłem.– Ale coś koloru zakrzepłej krwi.– Za to tu jest krew! – zakrzyknął Tiro.Podczas gdy ja z Rufusem przyglądaliśmy się poręczy, on wziął drugą lampę i zbadał posadzkę w bezpiecznej odległości od balustrady.U jego stóp widać było kilka ciemnoczerwonych kropelek, tak drobnych, że nie zauważyliśmy ich wcześniej.Przyklęknąłem i dotknąłem jednej z nich czubkiem palca.Była zaschnięta na brzegach, ale na środku jeszcze wilgotna.Cofnąłem się o krok i nakreśliłem dłonią w powietrzu prostą linię.– Tu, na posadzce, są krople krwi.Tam, tuż za nimi, miejsce na poręczy, gdzie znalazłem to.– Podniosłem wysoko trzymany między kciukiem a palcem wskazującym okruch.– A bezpośrednio poniżej jest miejsce, w którym Sekstus Roscjusz uderzył o schody.– Co to oznacza? – spytał Rufus.– Najpierw powiedz mi, kto jeszcze był na balkonie oprócz ciebie.– Tylko Roscja i ja, o ile mi wiadomo.No i oczywiście Sekstus Roscjusz.– Nikt z niewolników? Albo żona Roscjusza?– Nie sądzę.– Nawet nie Cecylia?Rufus potrząsnął głową.– Tego jestem pewien.Kiedy przyniosłem jej wieści, powiedziała, że nawet nie zbliży się do tego skrzydła domu.Poleciła niewolnikom przynieść ciało Roscjusza do jej sanktuarium dla oczyszczenia.– Rozumiem.Zaprowadź mnie zatem do zwłok.– Ale, Gordianusie – zaprotestował Tiro.– Powiedz nam, co odkryłeś?– Że Roscja Starsza nie zabiła swego ojca.Jego czoło wygładziło się z ulgi, po czym zachmurzyło nagłą wątpliwością.– Ale jeśli on skoczył, jak wytłumaczysz krew?Położyłem palce na ustach.Tiro posłusznie zamilkł, ale ja nie zamierzałem go uciszać; po prostu przesądnie pocałowałem drobny skrawek dowodu, który trzymałem w palcach, i modliłem się, by się nie okazało, że jestem w błędzie.Drzwi sanktuarium bogini były szczelnie zamknięte, lecz woń kadzidła i zawodzenie płaczek wydostawały się na korytarz.Eunuch Ahausarus stał na straży i ponuro pokręcił głową, kiedy próbowaliśmy wejść.Rufus chwycił mnie za ramię i odciągnął.– Stój, Gordianusie.Znasz przecież zasady Cecylii Metelli.Żaden mężczyzna nie ma prawa wstępu przed oblicze jej bogini.– Dopóki żyje, chciałeś powiedzieć? – warknąłem.– Sekstus Roscjusz, syn Sekstusa Roscjusza, został wezwany przez boginię – wyrecytowała śpiewnie Cecylia Metella, która nie wiadomo skąd zjawiła się przed nami.– Bogini przyjęła go na swe łono.Odwróciłem się i ujrzałem odmienioną kobietę.Cecylia stała wyprostowana, z dumnie odrzuconą do tyłu głową.Zamiast stoli miała na sobie luźną, lejącą się suknię z materiału o najgłębszym odcieniu czerni.Włosy już rozpuściła na noc; zwisały luźno na jej ramionach długimi, falującymi pasmami.Z twarzy zniknęły gdzieś warstwy makijażu.Pomarszczona i rozczochrana, okazywała jednak wigor i determinację, której wcześniej u niej nie widziałem.Nie wyglądała ani na zirytowaną, ani na uradowaną naszą wizytą, jakby nasza obecność była bez znaczenia.– Bogini może i wezwała Sekstusa Roscjusza – odezwałem się – ale jeśli można, Cecylio Metello, byłbym wdzięczny, gdybyś pozwoliła mi obejrzeć jego doczesne szczątki.– Cóż cię może w nich ciekawić?– Jest na nich znak, który chciałbym zobaczyć.Kto wie, może to właśnie znak bogini, wzywającej go do siebie.– Jego ciało jest całe połamane i poskręcane – rzekła Cecylia.– Zbyt uszkodzone, by ludzkie oko mogło wyróżnić jakąkolwiek pojedynczą ranę.– Moje oko jest bystre – odpowiedziałem, niewzruszenie wbijając w nią wzrok.Cecylia wyprostowała się, rzuciła mi spojrzenie z ukosa i zgodziła się.– Ahausarusie! Powiedz dziewczynom, by wyniosły zwłoki Sekstusa Roscjusza tu, na korytarz.Eunuch otworzył drzwi sanktuarium i zniknął w nim.– Czy one są dość silne? – spytałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl