RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wątpię.Wystarczy, że ja sama nie jestem real­na.A przechowanie w miejscu, które też jest nierealne.- Jesteś tak samo rzeczywista, jak ja.A struktury zewnętrzne - tak samo realne, jak reszta statku.Po prostu inny rodzaj rzeczywistości, to wszystko.Nic złego tam ci się nie stanie.Sama mi dasz znać, kiedy tam się znajdziesz, dobrze? Wydostaniesz się stamtąd bez żadnych trudności.Nie będą w stanie tam cię wykryć.A jeszcze i to ci powiem, że jeśli po­zostaniesz we mnie czy w którejkolwiek z głównych części statku, z pewnością wytropią cię, znajdą i zlikwidują.A razem z tobą prawdopodobnie zlikwidują i mnie.- Mówisz poważnie? - spytała i zabrzmiało to ugodowo.- Chodź, nie mamy zbyt dużo czasu.Pod pretekstem rutynowej kontroli, która zresztą znajdowała się na liście moich obowiązków, uzyska­łem dostęp do jednego z pomieszczeń wirtualnych.Był to magazyn, gdzie składowane były stabilizatory prawdopodobieństwa.Najprawdopodobniej nikt by jej tu nie poszukiwał.Szansę natknięcia się po drodze do Cul-de-Sac na strefy turbulencji prawdopodo­bieństwa były minimalne, a podczas normalnego przebiegu podróży nikt nie miał żadnych interesów w przemieszczeniach wirtualnych.Kłamałem albo przynajmniej mówiłem pół praw­dy, kiedy zapewniałem Vox, że wszystkie nasze struktury zewnętrzne są na tym samym poziomie rze­czywistości.Oczywiście, aneksy są namacalne i stałe; różnią się od właściwego samego statku jedynie spisem swej polaryzacji wymiarowej.Są niewidoczne z wyjątkiem sytuacji, w których zostaj ą uruchomione, i nie wymagają dodatkowego wydatkowania paliwa, nie ma jednak wątpliwości co do ich realnego istnienia, a to umożliwia nam przewożenie w nich wartościowego ładunku, w szczególnych okazjach - nawet i pasażerów.Pozszerzenia są o jeden poziom bardziej oddalone od rzeczywistości podstawowej.Nie tylko różnią się w zakresie polaryzacji wymiarowej, ale i w dostępie czasowym, co oznacza, iż zabieramy je ze sobą w czasie przesuniętym względem rzeczywistego o jakieś dziesięć do dwudziestu lat wirtualnych w przód lub w tył.Ryzyko ich uszkodzenia jest minimalne, a oszczędności w ogólnych kosztach - ogromne.Bar­dziej jednak starannie dobierany jest rodzaj prze­wożonego w nich ładunku.Co się zaś tyczy pomieszczeń wirtualnych.Jak już sama ich nazwa wskazuje, są one nieo­kreślone.Są tworami czystego prawdopodobieństwa, istniejącymi przez większość czasu jedynie w próżni stochastycznej otaczającej statek.Mówiąc prościej, to, czy one rzeczywiście są, czy też ich nie ma w danym przedziale czasowym, jest faktem, o który się warto założyć.Wiemy, jak uzyskać do nich dostęp podczas największego natężenia prawdopodobień­stwa - a na naszych metodach technologicznych moż­na całkowicie polegać - co pozwala na użytkowanie łych przestrzeni w celu składowania nadmiaru frachtu w sytuacjach, gdy ładunek jest cięższy niż zazwyczaj.Generalnie jednak wolimy nie umieszczać w tych pomieszczeniach towarów szczególnie ważnych, jako że zakres czasu dostępu do nich może się znacznie wahać, od mikrosekund do megalat, co sprawia, że ich szybkie uruchomienie staje się czasem kwestią ryzykowną.Zdając sobie z tego wszystkiego sprawę, umie­ściłem jednak Vox w pomieszczeniach wirtualnych.Musiałem ją ukryć i to ukryć w miejscu, do którego nikt nie zagląda.Ryzyko, że nie zdołam przywołać jej z powrotem ze względu na fluktuacje wirtualności, było niewielkie.Istniało jednak znacznie większe i bardziej rzeczywiste ryzyko, że gdybym jej pozwolił na pozostanie w tych częściach statku, które miały wyższy stopień prawdopodobieństwa, to mo­głaby zostać odkryta i - razem ze mną - ukarana.- Chcę, żebyś tu została, dopóki niebezpieczeń­stwo całkowicie nie minie - odezwałem się surowo.- Żadnych niespodziewanych wycieczek dookoła statku, żadnych wypraw w struktury zewnętrzne, w ogóle się nie poruszaj - bez względu na to, jak będziesz zmęczona.Jasne? Wezwę cię z powrotem, gdy tylko uznam, że to bezpieczne.4i - Będzie mi ciebie brakowało, Adamie.- Mnie ciebie też.Ale tak musi być.- Wiem.- Gdybyś została wykryta, zaprzeczę, że cokolwiek o tobie wiem.Mówię serio, Vox.- Rozumiem.- Obiecuję, że nie będziesz tkwiła tu długo.- Czy mnie odwiedzisz?- To nie byłoby rozsądne - odparłem.- Ale może jednak.- Może.Nie wiem.- Otworzyłem kanał dostępu.Pomieszczenie wirtualne stało przed nami otworem.- Ruszaj - powiedziałem.- Do środka.Idź teraz.Idź, Vox.Prędzej.Czułem jak mnie opuszcza.Przypominało to am­putację.Milczenie i pustka, która nagle mnie ogar­nęły, były dziesięciokrotnie większe niż wówczas, gdy skryła się głęboko we mnie.Teraz odeszła.Po raz pierwszy od wielu dni zostałem naprawdę sam.Odciąłem pomieszczenie wirtualne.Gdy wróciłem do Oka, Roacher czekał na mnie przy mostku dowodzenia.- Ma pan chwilkę, kapitanie?- Co jest, Roacher?- Brakująca matryca.Mam dowód, że wciąż jest na statku.- Dowód?- Wie pan, co mam na myśli.Czuł to pan tak samo jak ja, kiedy dokonywaliśmy podłączenia.Coś powiedziało.Przemówiło.Było z nami w samym środku sali nawigacyjnej, kapitanie.Spokojnie wyszedłem na spotkanie jego lśniącemu spojrzeniu.- Całą uwagę - powiedziałem zrównoważonym głosem - skupiłem na tym, co robiliśmy, Roacher.Podłączanie do punktu pędu nie jest dla mnie czyn­nością tak rutynową, jak dla ciebie.Nie miałem czasu, żeby zauważyć jakiekolwiek matryce.- Nie zauważył pan?- Nie.Czy to cię martwi?- To by mogło oznaczać, że właśnie pan jest nosicielem matrycy - powiedział Roacher.- Jak to?- Jeżeli znajduje się gdzieś w panu, na poziomie subnerwowym, może pan nawet nie zdawać sobie sprawy z jej istnienia.Natomiast my - owszem.Raebuck, Fresico, ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl