RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Facet, który jeszcze niedawno stał na przystanku i czytał magazyn, zachodził go teraz z lewej.Towarzyszył mu ten, który chwilę wcześniej łamał przepisy, przekraczając na czerwonym świetle ulicę.Kolejny członek grupy uderzeniowej zbliżał się ku niemu z prawej.Doliczając tego, który właśnie otrząsnął się z szoku, i mężczyznę, który ścigał taksówkę - obaj znajdowali się za jego plecami - siły były bardzo nierówne: pięciu na jednego.Pozostała mu tylko jedna droga.Musiał wbiec do hotelu.Przeciął chodnik i przeskakując po kilka stopni naraz, ru­szył biegiem ku głównemu wejściu do Hyatta.Przebiegł przez hol, nie oglądając się za siebie.Doskonale znał rozkład hotelu, gdyż regularnie zatrzymywał się tutaj w wynajmowanych przez UpLink apartamentach dla gości.Teraz zatem dobrze wiedział, dokąd zmierza.Na tyłach recep­cji i głównego holu był szereg wind, a na prawo od nich krót­ki, prosty korytarz prowadzący do wejścia dla personelu.Za drzwiami znajdowała się klatka schodowa, która przypusz­czalnie zawiedzie go do piwnicy i dalej - do rampy załadunko­wej.Nigdzie nie było żadnych pracowników ochrony, przynaj-mniej w zasięgu wzroku, a Blackburn miał nadzieję, że ich obecność mogłaby odstraszyć jego prześladowców.Chociaż gdyby dotarł do wejścia dla personelu, nim pościg w końcu go dopadnie - stało to pod wielkim znakiem zapytania, jako że napastnicy deptali mu już po piętach - najprawdopodobniej zdołałby zniknąć gdzieś na tyłach hotelu.Max spostrzegł grupę nowo przybyłych gości, którzy robili zamieszanie przed recepcją; z ich głosów wywnioskował, że to niemieccy turyści.Licząc na choćby chwilową kryjówkę, wmie­szał się w hałaśliwą, poruszającą się chaotycznie grupę, po czym kilka sekund później wydostał się z niej i minąwszy drzwi do hotelowego night clubu, baru oraz windy, pobiegł do wejścia służbowego.Wciąż nie oglądał się za siebie.Nie miał na to czasu, nie miał ani chwili do stracenia.Szare metalowe drzwi znajdowały się w niewielkiej niszy w ścianie; na wysokości oczu dorosłego człowieka osadzono w nich szybę z zatopioną w szkle drucianą siatką.W pobliżu nie było nikogo.Max stanął bokiem do drzwi, nacisnął klamkę lewą ręką, mając po prawej piętro, pchnął drzwi i wykładzinę pod jego stopami zastąpił nagi beton.Rozejrzał się szybko.Wąskie schody rozbiegały się w górę i w dół z szerokiego podestu, na którym stał.Ruszył ku zejściu na niższe piętra, lecz dotarł zaledwie do skraju podestu, kiedy za jego plecami z trzaskiem otworzyły się drzwi, a czyjaś dłoń zamknęła w żelaznym uścisku jego ramię i z przerażającą siłą szarpnęła go do tyłu.Zdołał się przytrzymać poręczy i tylko dzięki temu nie upadł.Odwrócił się w stronę napastnika i nagle zorientował się, że bandyta przyciska do jego szyi ostrze noża motylkowego.- Pójdziesz ze mną.- To był Pan Łamiący Przepisy.Spoglą­dając na Blackburna z odległości kilku stóp, zaciskał dłoń na podwójnej rękojeści noża.- Już!Max napotkał jego spojrzenie.Nie dostrzegł w nim nawet śladu ludzkich uczuć, lecz jedynie zimną, wirującą pustkę.Zaraz jednak usłyszał stłumiony odgłos kroków, więc oderwał od niego wzrok i skupił uwagę na tafli zbrojonego drutem szkła w drzwiach.Od strony holu zbliżali się do nich Pan Magazyn Ilustrowany oraz dwaj inni bandyci.Jeszcze kilka sekund i wtargną na podest.A wokoło wciąż nie było nikogo.Blackburn stał bez ruchu z wyprostowanymi i przyciśnięty­mi do boków rękami.Ostrze noża uciskało tętnicę po prawej stronie szyi, niecały cal poniżej ucha.Wystarczyłby jeden ruch napastnika, by ją przeciąć.Krople krwi kapały z miejsca, w którym ostrze uszkodziło skórę.Umysł Maxa pracował jak oszalały.W kaburze przy pasku miał pistolet Heckler & Koch MK23, wątpił jednak, by na­pastnik dał mu szansę go wydobyć.Znalazł się w najbardziej niedogodnym do walki miejscu, jakie mógłby sobie wyobrazić, a ograniczona przestrzeń zostawiała bardzo niewielkie pole manewru.Co robić?Nie mógł tracić cennych sekund na jałowe rozważania.Bły­skawicznie poderwał lewą rękę, zakreślił nią szeroki łuk i ude­rzył zewnętrzną częścią przedramienia rękę, w której napast­nik trzymał nóż.Odepchnąwszy ostrze od swojej szyi, chwycił nadgarstek Pana Łamiącego Przepisy, by powstrzymać kolej­ny atak.Zaskoczony bandyta usiłował się wyrwać, lecz Max dopadł do niego i kopnął kolanem w krocze.Cios był tak silny, że mężczyzna zgiął się w pół.Próbując złapać oddech, upuścił swój nóż motylkowy.Stal zagrzechotała o beton.Blackburn ponownie zbliżył się do pirata i trafił go w głowę błyskawiczną kombinacją ciosów - lewym sierpowym, prawym prostym i lewym hakiem.Chwytając wciąż oddech, z krwawiącym no­sem i ustami, Pan Łamiący Przepisy zatoczył się chwiejnie na barierkę.Max nie ustąpił ani na moment.Stanął w postawie bokserskiej, opuścił nisko podbródek i wkładając w to całą wagę, trafił go w policzek kolejnym miażdżącym ciosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl