[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnio nie mogę już podołać cięższym pracom na farmie, ale jestem dumny z faktu, że wciąż wykonuję większość codziennych czynności i zajmuję się zarządzaniem.Mam zwyczaj obchodzenia gospodarstwa i obserwowania, co się w nim dzieje.Z upływem lat pokochałem ten kraj, chociaż jest surowy i pod wieloma względami ziemia nie nadaje się tutaj do uprawy.Prawdę mówiąc, czasami przyłapywałem się na współczuciu dla ludzi mających rozległe równe pola, bez wzgórz, na których mogłoby spocząć oko.Ich ziemie są może bardziej urodzajne i łatwiejsze do uprawy niż moje, ale za to ja mam coś, czego im brakuje - spędzam swoje życie w miejscu, w którym doskonale uświadamiam sobie całe piękno natury i zmian pór roku.W późnych latach mojego życia, kiedy zacząłem poruszać się wolniej i przekonałem się, że każdy dodatkowy wysiłek mnie męczy, przywykłem podczas moich wędrówek po farmie od-poczywć w pewnych wybranych miejscach.Nie przypadkiem każde z nich jest punktem, który raduje oko i duszę.Prawdę mówiąc, bardziej chyba cieszy mnie perspektywa spędzenia czasu w tych miejscach wypoczynku niż sprawdzanie stanu pól i pastwisk, chociaż.Bóg mi świadkiem, wędrówki te dostarczają mi wiele zadowolenia pod wszelkimi względami.Jest jeden zakątek, który od samego początku uważałem za szczególny.Gdybym był dzieckiem, pewnie nazwałbym go zaczarowanym.Mieści się on w głębokiej rozpadlinie w urwisku opadającym w dolinę rzeki, w pobliżu północnego krańca pastwiska.Na szczycie szczeliny stoi duży głaz, znakomicie nadający się do siedzenia.Może to jeden z powodów, dla których go lubię, jestem bowiem człowiekiem ceniącym wygodę.Z tego właśnie głazu, dzięki wysokiemu położeniu mojego punktu obserwacyjnego, a także przejrzystości powietrza, widzę rozległą dolinę rzeki jak wielki trójwymiarowy obraz.Niekiedy zaś całą scenerię spowija błękitna mgiełka o szczególnie zwodniczej i czystej klarowności.Widok jest doprawdy czarujący, toteż często siedziałem tam przez całą godzinę, nic nie robiąc, o niczym nie myśląc, w zgodzie ze światem i samym sobą.Jest jednak w tym miejscu coś dziwnego, ale trudno mi to zjawisko wytłumaczyć.Nie mogę bowiem znaleźć odpowiednich słów, które pozwoliłyby dokładnie wyrazić i opisać sytuację, w której się znalazłem.Otóż odniosłem wrażenie, że całe to miejsce jakby delikatnie wibrowało.czekając na coś, co powinno się zdarzyć.Zupełnie jak gdyby kryły się w nim ogromne możliwości tworzenia sytuacji dramatycznych albo.objawienia.Tak, choć “objawienie" może się tu wydać dosyć niezwykłym określeniem, to jednak dochodzę do wniosku, że najwierniej oddaje ono uczucie, które wielekroć mi towarzyszyło, kiedy siedziałem na głazie i patrzyłem na dolinę.Często wydawało mi się, jakby na tym skrawku ziemi miało - czy też powinno - zdarzyć się coś, co nie mogłoby zaistnieć nigdzie indziej na całej planecie.I niekiedy próbowałem sobie wyobrazić owo zdarzenie.Waham się przed opisaniem pewnych wyimaginowanych możliwości, choć w gruncie rzeczy, w innych sprawach, raczej nie odznaczam się nadmiarem wyobraźni.Aby dojść do głazu, przecinałem dolną część pastwiska, gdzie trawa jest zawsze bardziej zielona niż gdzie indziej, ponieważ bydło niechętnie zapuszcza się w to miejsce.Pastwisko zamyka rząd rzadko rosnących drzew, stanowiących zapowiedź gęstej zielonej masy listowia spływającej ze stoku urwiska.Głaz znajduje się między drzewami i dzięki temu zawsze, bez względu na porę dnia, jest ocieniony.Nic jednak nie zasłania widoku, nieco dalej bowiem grunt gwałtownie opada.Pewnego dnia przed około dziesięcioma laty, a mówiąc ściśle - czwartego lipca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku, w dolnej części pastwiska, tuż przed pierwszymi drzewami, dostrzegłem człowieka i dziwną machinę.Powiedziałem “machinę", ponieważ przedmiot ten najbardziej ją przypominał, choć - prawdę powiedziawszy - nie bardzo mogłem się zorientować, co to takiego.Przypominała jajo, na obu końcach lekko zaostrzone.Jakby ktoś na nie nastąpił i nie rozgniótł, ale rozpłaszczył, dzięki czemu oba końce bardziej się uwidoczniły.Na zewnątrz nie miała żadnych ruchomych części i - o ile mogłem zauważyć - również okien.Mężczyzna otworzył coś w rodzaju drzwi, stanął na zewnątrz i pracował nad czymś, co mogło być silnikiem, chociaż - kiedy przyjrzałem się dokładniej - nie przypominało żadnego ze znanych mi silników [ Pobierz całość w formacie PDF ]