RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Krajowcy australijscy potrafią tropić nawet ptaki i pszczoły w locie, a przecież Tony jest naprawdę mistrzem w swoim zawodzie.Obserwuj tylko jego zachowanie.Tony stał wyprostowany, śledząc przez pewien czas czujnym wzrokiem ptaki fruwające nad zaroślami, po czym, spoglądając stale na nie, począł zagłębiać się powoli w niski busz.Szedł naprzód, przystawał, zbaczał, zawracał, aż w końcu pochylił się i znikł wśród krzewów.Dopiero po dłuższej chwili powrócił na polanę.Zaproponował łowcom, aby udali się za nim.Wilmowski mocno ujął Dingo za obrożę; wszyscy.ruszyli za Tonym.Uszli nie więcej niż pięćdziesiąt kroków, bowiem tropiciel zatrzymał się przed dużą kępą krzewów.Ruchem ręki nakazał milczenie, pochylił się i rozsunął gałęzie.Tomek pośpiesznie zajrzał w głąb zieleni.W kolisku utworzonym przez krzewy znajdował się miniaturowy ogródek otoczony kilkucentymetrowej wysokości płotkiem uplecionym z gałązek i trawy.W ogródku tym, przy pięknie wygracowanych ścieżkach, stały budki-altanki o dwustronnych wejściach zbudowane z giętkich gałązek.Tak altanki, jak i ścieżki ozdobione były barwnymi piórami papug bądź kwiatami.W środku ogródka, otoczony kamykami, zbielałymi kostkami i piórami leżał srebrny zegarek.Gromada ptaków nieco większych od wróbli wesoło hasała po ścieżkach.Niektóre kryły się w altankach, jakby bawiły się w chowanego, inne urządzały gonitwy, napełniając ogródek głośnym świergotaniem.– Widzisz, jak prędko Tony odnalazł twoja, zgubę – szepnął Bentley do Tomka.Łowcy z zaciekawieniem obserwowali zabawę ptasich budowniczych oryginalnych ogrodów.Wreszcie Tony wyciągnął rękę w kierunku zegarka.Ptaki rozpierzchły się z piskiem, trzepocząc skrzydłami.Tropiciel zwrócił chłopcu zegarek, po czym rozbawieni przygodą powrócili do obozu.Jedynie Dingo był bardzo niezadowolony.Gniewnie spoglądał na wszelkie unoszące się w powietrzu ptaki.Była to już ostatnia przygoda Tomka na lądzie.Trzeciego dnia po powrocie z Góry Kościuszki łowcy wyruszyli do najbliższej stacji kolejowej w miasteczku leżącym na pograniczu stanów – Nowej Południowej Walii i Wiktorii.Tam też załadowali klatki ze zwierzętami do pociągu odchodzącego do Melbourne, odległego o około trzysta kilometrów.Pociąg przejeżdżał przez tereny pokryte buszem, mijał gospodarstwa hodowlane, lecz Tomka nie ciekawiły teraz widoki roztaczające się z okna wagonu.Siedział w kącie przedziału i rozmyślał z żalem, że oto skończyły się już emocjonujące przygody łowieckie.W Port Phillip, przystani morskiej odległej o kilka kilometrów od śródmieścia Melbourne, oczekiwał na nich “Aligator”' przygotowany do wyruszenia w morze.Po powrocie do Europy Tomek miał rozpocząć w Anglii dalszą naukę.Oznaczało to dla niego nową rozłąkę z ojcem oraz życzliwymi, starszymi przyjaciółmi.Obdarzony był jednak zbyt wesołym usposobieniem, aby mógł smucić się przez długi czas.Wkrótce przypomniał sobie, że osamotnienie jego nie potrwa długo.Najprawdopodobniej w następnym roku wyruszą na wyprawę do Afryki.Smuga z pewnością dotrzyma przyrzeczenia i wyjedna, że i on będzie mógł pojechać.Na samo wspomnienie nowych przygód twarz Tomka wypogodziła się; w jak najlepszym nastroju wysiadł z pociągu na dworcu w Melbourne.Bentley, Tony, Smuga i Tomek zajęli się wyładowaniem klatek ze zwierzętami przeznaczonymi do wymiany w ogrodzie Towarzystwa Zoologicznego.Natomiast Wilmowski z pozostałymi uczestnikami wyprawy udał się dalej tym samym pociągiem aż do nabrzeża Port Phillip, ponieważ przywiezione zwierzęta należało jak najszybciej umieścić na statku.Wilmowski, jako kierownik wyprawy, musiał również sprawdzić, czy kapitan Mac Dougal wypełnił właściwie wszystkie polecenia.Przede wszystkim chodziło o odpowiednie rozmieszczenie zwierząt na, “Aligatorze” i zaopatrzenie ich w dostateczną ilość żywności na długą podróż morską.Dopiero następnego ranka Wilmowski miał powrócić do śródmieścia Melbourne w celu dokonania wymiany w ogrodzie zoologicznym.Jeszcze przed przybyciem do Melbourne Bentley nalegał, aby łowcy rozgościli się w jego domu.Nie chcąc sprawiać mu kłopotu, nie skorzystali z propozycji.Wobec tego Bentley polecił im wygodny hotel na ulicy Bourke, gdzie Smuga i Tomek mieli oczekiwać na przybycie Wilmowskiego.Po południu obydwaj odświeżeni i przebrani po podróży wyszli rozejrzeć się po mieście.Ulica Bourke była zabudowana dwupiętrowymi domami z głębokim.podcieniami wychodzącymi na chodniki.W domach tych przeważnie mieściły się teatry, sale koncertowe, cyrki, restauracje i hotele.W porze popołudniowej ruch tu znacznie się ożywiał.Był to okres popularnych w Australii wyścigów konnych, na które przybywało wielu farmerów, nawet z bardzo odległych okolic.Łatwo ich było rozpoznać w barwnym tłumie przechodniów po niezbyt modnych ubiorach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl