RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Staruszek podniósł kielich napełniony kseresem.- No, pod wasz szczęśliwy powrót.Pewnie powinienem wylać to na ziemię na ofiarę bogom czy coś takiego, sytuacja jednak jest zbyt poważna.Czy wiecie, że ponad trzy tysiące butelek portwejnu dobrego rocznika mamy jeszcze tu w piwnicach naszego klubu? Na wypicie go zostało zaledwie sześć miesięcy, jeżeli to, co wy, uczeni, powiadacie, jest prawdą.Fizyk odpowiednio się przejął.- Rzeczywiście dobry ten portwejn?- W pierwszorzędnym stanie, absolutnie pierwszo­rzędnym.Niektóre z tych Fonsec są może odrobinkę za młode, jednoroczne i dwuletnie, zdaje się, ale Gould Campbell jest w sile wieku, że tak powiem.Wielką mam pretensję do Komitetu Zakupów Wina, bardzo wielką, zaiste.Komitet od tego jest komitetem, żeby przewidzieć, co będzie.Peter Holmes powstrzymał uśmiech.- Raczej trudno mieć do nich pretensję - rzekł ostroż­nie.- Nie wiem, czy w ogóle ktokolwiek mógł to prze­widzieć.- Bzdura.Ja przewidziałem już dwadzieścia lat temu.Ale pretensje teraz nie zdadzą się na nic.Jedyne, co nam pozostaje, to robić dobrą minę do złej gry.John Osborne zapytał:- I co z tym portwejnem?- Mamy tylko jedno wyjście - odrzekł staruszek.- Jakie?- Wypić go, chłopcze, wypić go.do ostatniej kropli.Nieładnie byłoby zostawić go tym, którzy przyjdą po nas, skoro okres połowicznego rozpadu kobaltu trwa co naj­mniej pięć lat.Więc ja tu przyjeżdżam już co trzy dni i za każdym razem zabieram jedną butelkę do domu.- Łyknął kseresu.- Jeżeli mam umrzeć, jak wszystko na to wska­zuje, wolę, żeby mnie wykończył portwejn niż ta cholera.Powiadacie, że żaden z was w czasie rejsu się tego nie nabawił?- Żaden - odpowiedział Peter Holmes.- Podjęliśmy środki ostrożności, panie generale.Przeważnie płynęliśmy pod wodą.- Aha, to nieźle zabezpiecza.- Staruszek zerknął na nich z ukosa.- W północnym Queensland nikt już nie żyje, prawda?- W Cairns nikt, panie generale.Jak jest w Townsville, nie wiemy.Staruszek pokiwał głową.- Z Townsville nie ma łączności od zeszłego czwartku i teraz to doszło do Bowen.Słyszałem, że były już wypad­ki w Mackay.John Osborne uśmiechnął się szeroko.- Więc z portwejnem trzeba się spieszyć, wuju.- Właśnie.Sytuacja zaiste okropna.- Słońce świeciło na nich z bezchmurnego nieba, przyjemnie ciepłe i weso­łe; wielki kasztan w ogrodzie cieniami liści cętkował roz­złocony trawnik.- Robimy jednak, co możemy.Sekretarz mi mówił, że przez ostatni miesiąc unieszkodliwiliśmy, że tak powiem, ponad trzysta butelek.- Staruszek zapytał Petera: - Jak się panu podoba służba na okręcie amery­kańskim?- Bardzo mi się podoba, panie generale.Trochę u nich inaczej niż w naszej marynarce wojennej, rzecz jasna, no i nigdy dotąd nie służyłem na okrętach podwodnych.Ale zupełnie tam miło.- Nie za ponuro? Nie za wielu wdowców? Peter zaprzeczył.- Oni wszyscy oprócz kapitana są dosyć młodzi.Chy­ba niewielu z nich miało żony.Kapitan był żonaty, oczy­wiście, i niektórzy z podoficerów.Ale większość oficerów i marynarzy to ludzie przed trzydziestką.Przeważnie znaleźli sobie dziewczyny tu u nas, w Australii.- Umilkł.- To nie jest okręt ponury - dodał po chwili.Staruszek znów pokiwał głową.- No, pewnie.Jakiś czas już minął od tamtej pory.- Napił się kseresu i zapytał: - Ten pański dowódca.to niejaki kapitan Towers, czyż nie?Tak jest, panie generale.Pan generał go zna?- Przedstawili mi go, bo był tutaj parę razy.Mam wrażenie, że nawet jest członkiem honorowym.Bill Da­vidson mi mówił, że Moira go poznała.- Owszem, panie generale.U mnie w domu.- No, mam nadzieję, że nie spłata mu jakiegoś psikusa.W tej samej chwili Moira dzwoniła do kapitana Towersa na lotniskowiec, bardzo się starając, żeby to wypadło jak najlepiej.- Mówi Moira, Dwight - powiedziała.- Cóż to za plotki krążą? Twój okręt dostał odry?Lekko mu się zrobiło na sercu, gdy usłyszał jej głos.- Plotki zgodne z prawdą - odpowiedział.- Tylko że to wiadomość zastrzeżona.- Co to znaczy?- Tajemnica wojskowa.Jeżeli któryś z okrętów mary­narki Stanów Zjednoczonych zostaje na pewien czas wycofany z akcji, nie ogłaszamy tego światu.- Więc cała ta maszyneria przestała działać z powodu takiego drobiazgu jak odra? Chyba to wina złego kie­rownictwa.Uważasz, że "Skorpion" ma odpowiedniego kapitana?- Pewny jestem jak diabli, że nie - oświadczył pogod­nie.- Może byśmy się gdzieś spotkali i porozmawiali o zastąpieniu go kimś innym? Mnie samemu on nie od­powiada.- Będziesz u Petera Holmesa w tę sobotę?- Nie dostałem zaproszenia.- A gdyby cię Peter zaprosił, przyjechałbyś tam? Czy może kazałeś go niedawno przeciągnąć pod okrętem z jednej burty na drugą za karę, bo okazał brak subordynacji?- To fakt, że nie potrafił schwytać ani jednej mewy - stwierdził Dwight.- Poza tym jednak nic nie mam mu do zarzucenia.A tego nawet nie zapisałem w dzienniku okrętowym.- Liczyłeś na to, że on ci będzie dostarczał mewy?- Oczywiście.Mianowałem go naczelnym łowcą mew, cóż, kiedy nie sprostał temu zadaniu.Wasz premier, pan Ritchie, strasznie będzie się na mnie gniewał, bo też liczył, że wrócimy stamtąd z mewami.Ale niestety, kapi­tan okrętu jest, jak każdy z jego oficerów, tylko czło­wiekiem.- Czy ty piłeś, Dwight? - zapytała.- Przyznam ci się, że piłem.Coca-colę.- Ach, to właśnie niedobrze.Potrzebny ci podwójny koniak.nie, whisky.Czy mogę teraz pomówić z Peterem Holmesem?- Nie, teraz nie możesz, bo nie ma go tutaj.Wybrał się gdzieś na obiad z Johnem Osborne, o ile mi wiadomo.Możliwe, że do Klubu Pasterskiego.- Coraz gorzej - jęknęła.- Jeżeli on przypadkiem ciebie zaprosi, czy przyjedziesz? Chciałabym się prze­konać, że jednak potrafisz dać sobie radę z tą żaglów­ką lepiej niż poprzednim razem.Do stanika zdobyłam kłódkę.Roześmiał się.- Chętnie przyjadę.Nawet w tych okolicznościach.- On jeszcze może cię nie zaprosić - zwróciła uwagę.- Raczej brzydko mi pachnie ta sprawa z mewami.Coś, zdaje się, nie gra na twoim okręcie.- Omówimy to.- Z pewnością - odparła.- Zobaczę, co masz do powiedzenia w swojej obronie.Rozłączyła się z nim i zadzwoniła do Klubu Pasterskie­go, gdzie udało jej się złapać Petera przed samym jego wyjściem.Od razu wyłożyła mu, o co chodzi.- Peter, zaproś Dwighta Towersa do was na sobotę i niedzielę.Ja mogę przyjechać nie zaproszona.Wolał się nie angażować.- Mary zrobi mi piekło, jeżeli on zarazi Jennifer odrą.- Powiem jej, że się zaraziła od ciebie.Zaprosisz Dwighta?- Jeżeli sobie tego życzysz.Ale on chyba nie przy­jedzie.- Przyjedzie.Ze swoim ekwipażem, tak jak poprzednio, czekała na kapitana Towersa przed stacją w Falmouth.Oddając bilet kontrolerowi, Dwight zawołał do niej z daleka:- Hej, gdzie się podział ten czerwony garnitur?Była tym razem ubrana w khaki: spodnie khaki i takąż koszulę, praktycznie, roboczo.- Zbyt duże miotały mną wątpliwości, czy można go włożyć na spotkanie z tobą - oświadczyła.- Zniszczenie pewne.- Niezłe zdanie wyrobiłaś sobie o mnie - stwierdził ze śmiechem.- Ostrożność nigdy dziewczynie nie zaszkodzi - rzekła skromnie sznurując usta.- Zwłaszcza kiedy tyle tego siana jest wszędzie.Podeszli do wózka i klaczy uwiązanej przy barierce.- Chyba powinniśmy załatwić sprawę tych mew przed zobaczeniem się z Mary - powiedziała Moira.- Bo takich tematów nie wypada poruszać w damskim towarzystwie.Więc może jedźmy najpierw do "Przystani".- Nie mam nic przeciwko temu - zgodził się szar­mancko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl