[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam już w tym żadnego interesu, ale coś mi się zdaje, że nie będę mógł spać spokojnie, jeśli się nie dowiem, czy to rzeczywiście ta prawniczka wzięła od nas pieniądze za informacje.Sandy obiecał, że zatelefonuje, jak się czegoś dowie, i Stephano wyszedł.Szeryf Raymond Sweeney podczas lunchu usłyszał plotkę o bulwersującej umowie i bardzo mu się to nie spodobało.Zadzwonił najpierw do Parrisha, potem do sędziego Trussela, obaj jednak byli zbyt zajęci, żeby udzielać mu wyjaśnień.Agenta Cuttera nie zastał w biurze.Postanowił zatem udać się do gmachu sądu.Zajął miejsce w korytarzu, w połowie drogi między gabinetami obu zaangażowanych sędziów, wychodząc z założenia, że gdyby plotka miała się okazać prawdziwa, on powinien się znaleźć w samym centrum wydarzeń.Zwrócił jednak uwagę na szepczących między sobą strażników i woźnych, zatem coś naprawdę musiało się tu święcić.Około czternastej kolejno pojawili się na piętrze nadzwyczaj poważni prawnicy.Ale wszyscy w milczeniu znikali w gabinecie Trussela.Zdenerwowany Sweeney po dziesięciu minutach zapukał do drzwi.Bezceremonialnie przerwał naradę, żądając wyjaśnień dotyczących losów jego więźnia.Trussel spokojnie wytłumaczył mu, że oskarżony przyznał się do winy i według niego, jak również w zgodnej opinii pozostałych uczestników zebrania, owo przyznanie się zostanie przyjęte, co leży w najlepiej pojętym interesie całego wymiaru sprawiedliwości.Sweeney miał jednak w tym względzie własne zdanie.- No to wszyscy wyjdziemy na idiotów.Plotka już obiegła całe miasto.Zamiast wsadzić za kratki przebiegłego oszusta pozwolimy mu się wykupić od wszelkich zarzutów.Potraktował nas jak marionetki.- Więc co proponujesz, Raymondzie? - zapytał prokurator.- Cieszę się, że ktoś w końcu postawił to pytanie.Najpierw przeniósłbym oskarżonego do więzienia, żeby przez jakiś czas posmakował życia wśród innych kryminalistów.A potem bym go osądził i wymierzył najwyższą karę.- Za jakie przestępstwo?- W końcu ukradł pieniądze z banku, prawda? No i spalił we wraku samochodu zwłoki.Nie powinno się za to odsiedzieć z dziesięciu lat w Parchman? Tak byłoby sprawiedliwie.- Nie ukradł pieniędzy na naszym terenie, nie podlega więc naszej jurysdykcji - wyjaśnił sędzia.- To sprawa służb federalnych, które już wcześniej wycofały oskarżenie.Sandy siedział w rogu gabinetu.Udawał, że całkowicie pochłania go lektura jakichś papierków.- To znaczy, że ktoś nie dopełnił swoich obowiązków, prawda?- Ale to nie nasza sprawa - wtrącił Parrish.- Wspaniale.W takim razie opowiedzcie tę bajeczkę ludziom, którzy na was głosowali.Zwalcie całą winę na służby federalne, bo to przecież nie nasza sprawa, nie nasz teren.A co ze spaleniem zwłok? Wyjdzie na wolność po przyznaniu ze skruchą, że tego dokonał?- Uważasz, że powinniśmy go ścigać na podstawie prawa karnego? - zapytał Trussel.- Oczywiście, że tak.- Świetnie.W takim razie poradź nam jeszcze, w jaki sposób mielibyśmy to udowodnić? - burknął Parrish.- Ty jesteś prokuratorem.To twoje zadanie.- Owszem, ale to ty nam przerywasz takim tonem, jakbyś wszystko wiedział.Dlatego powinieneś zdradzić, jak miałbym udowodnić popełnienie tej profanacji.- Przecież już się przyznał, prawda?- Tak, ale czy sądzisz, że jeśli wytoczymy proces karny i postawimy Lanigana przed ławą przysięgłych, to wtedy również się przyzna? Taką strategię masz do zaproponowania?- Na pewno się nie przyzna - podsunął ochoczo Sandy.Sweeneyowi krew uderzyła do twarzy, z każdą chwilą robił się coraz bardziej czerwony.Kilka razy machnął rękoma w powietrzu, przenosząc wzrok z Parrisha na McDermotta i odwrotnie.Dotarło do niego, że prawnicy we własnym gronie wszystko już ustalili.I wtedy stracił panowanie nad sobą.- Kiedy to ma się stać?! - warknął.- Dziś po południu - odparł sędzia.Tego Sweeneyowi było już za wiele.Zagryzł zęby, wbił dłonie głęboko w kieszenie spodni, wykonał zwrot na pięcie i wymaszerował z gabinetu.- Prawnicy zawsze troszczą się tylko o siebie - bąknął od drzwi, lecz na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli.- Jedna wielka, szczęśliwa rodzinka - odparł ironicznie Parrish.Szeryf z hukiem trzasnął drzwiami i pognał schodami na dół.Odjechał sprzed gmachu sądu nie oznakowanym służbowym wozem.Z telefonu komórkowego połączył się szybko ze swym potajemnym informatorem, pracującym w redakcji jednego z popularnych miejscowych dzienników.Wobec dwóch pisemnych zezwoleń, jedynej żyjącej krewnej, wnuczki zmarłego, oraz Patricka, wykonawcy jego ostatniej woli, rozkopanie grobu było czystą formalnością.Zarówno Trussel, Parrish, jak i Sandy, zwrócili uwagę na ironię tej sytuacji, w której Lanigan, jedyny przyjaciel Goodmana, musiał wyrazić swą zgodę na otwarcie trumny, żeby w ten sposób oczyścić się od zarzutu popełnienia morderstwa.Zresztą nie tylko ten jeden fakt zdawał się mieć podobnie ironiczny wydźwięk.Nie chodziło jednak o ekshumację, do której niezbędna byłaby decyzja sędziego poprzedzona stosownym wnioskiem, czy nawet będąca wynikiem oddzielnego posiedzenia.Chodziło wyłącznie o sprawdzenie zawartości mogiły, a ponieważ kodeks prawny stanu Missisipi nie obejmował tego rodzaju działań, sędzia Trussel postanowił nie zawracać sobie głowy formalnościami.W końcu nikt nie mógł się poczuć przez to poszkodowany, a już z pewnością nikt z najbliższej rodziny.Nie było także mowy o naruszeniu nietykalności zwłok, skoro w grobie spoczywała pusta trumna, nie będąca miejscem wiecznego spoczynku zmarłego.Rolland wciąż prowadził dom pogrzebowy w Wiggins.Doskonale pamiętał starego Clovisa Goodmana i jego adwokata oraz to niezwykłe czuwanie przy zwłokach, kiedy nikt nie przyszedł, aby pożegnać zmarłego.Tak, doskonale wszystko pamiętał, jak kilkakrotnie zapewnił sędziego przez telefon.Owszem, czytał w gazetach artykuły o schwytaniu Patricka Lanigana, ale jakoś nie skojarzył tych faktów.Trussel zrelacjonował mu krótko przebieg wydarzeń, kładąc szczególny nacisk na rolę Clovisa w całej sprawie.Rolland przyznał, że nie otwierał już trumny następnego dnia, bo nie było takiej potrzeby.Nigdy się tego nie robi.Sędzia na chwilę przerwał rozmowę, żeby Parrish mógł tamtemu przesłać faksem kopie obu pism, jednego podpisanego przez Deenę Postell, drugiego przez Patricka Lanigana, wykonawcę testamentu.Rolland wykazał wielką ochotę do współpracy z sędzią.Nigdy dotąd nie skradziono mu zwłok, bo mieszkańcy Wiggins po prostu takich rzeczy nie robią.A mógł przystąpić do rozkopywania grobu w dowolnej chwili, gdyż jednocześnie był zarządcą miejscowego cmentarza.Trussel wysłał tam dwóch urzędników sądowych oraz woźnego.Rolland czekał na nich w towarzystwie dwóch grabarzy przy mogile z kamieniem nagrobnym, na którym widniał wykuty napis:CLOVIS F [ Pobierz całość w formacie PDF ]