[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chrapliwie odezwał się róg, dały się słyszeć odgło-sy bieganiny.Tuor jednak nie wpadł w panikę.Dość poznał w niewoli język Or-ków, by zrozumieć znaczenie tych krzyków: strażnicy zwietrzyli ich i usłyszeli, alenie dojrzeli.Pościg jednak wyruszył, zatem Tuor z wysiłkiem zaczął przekradaćsię dalej z Voronwem u boku, wspinając się po łagodnym stoku porosłym kolcoli-stem i czernicą, plącząc się w gęsto rosnącej jarzębinie i niskich brzozach.Przysta-nęli na grani, nasłuchując dobiegających z dołu krzyków i czynionego przez Or-ków łomotu.Tuż obok wyrastał ze splątanych wrzośców i jeżyn spory głaz, pod nim zaśotwierała się jama, wspaniale nadająca się na schronienie dla ściganego zwierzę-cia, nadzieja, jeśli nie na umknięcie prześladowcom, to przynajmniej na drogiesprzedanie swego życia.Tuor wciągnął Voronwego w ciemną niszę, gdzie położylisię obok siebie i przykryci szarym płaszczem dyszeli jak zgonione lisy.Nie wypo-wiedzieli ani słowa, cali zamienieni w słuch.Odgłosy pogoni słabły coraz bardziej, Orkowie bowiem nie zapuszczali się nig-dy zbyt głęboko w głuszę po obu stronach drogi, poprzestając raczej na krążeniupo samym gościńcu.Zbiegowie mało ich obchodzili, obawiali się jednak szpiegówi zbrojnych oddziałów wroga, Morgoth bowiem wysłał strażników na szlak nie poto, by zatrzymali Tuora i Voronwego (o których, jak dotąd, nic nie wiedział) czyteż kogokolwiek nadciągającego z zachodu, ale by wypatrywali Czarnego Mieczai przeszkodzili mu w ucieczce i ściganiu uprowadzonych z Nargothrondu jeńców,a może nawet sprowadzeniu pomocy z Doriathu.Noc mijała i cisza znów zapadła nad martwymi krainami.Znużony i wyczer-pany, Tuor spał przykryty płaszczem Ulma, Voronwe wypełzł jednak spod kamie-nia i milczący stał bez ruchu, penetrując elfimi oczami wszystkie cienie.O świcieobudził Tuora, a gdy ten wyjrzał na świat, zauważył, że pogoda zaiste poprawiłasię chwilowo i wiatr odegnał czarne chmury.W różowym brzasku dostrzegł od-ległe szczyty dziwnych gór, odcinające się na tle ogarniętego porannym pożaremnieba.Wówczas Voronwe wyszeptał: Alae! Ered on Echoriath, ered e.mbar nin!21 Wiedział bowiem, że pa-trzy na Góry Okrężne, otaczające murem królestwo Turgona.Poniżej, w głębo-kiej i cienistej dolinie, płynął jasny i sławiony w pieśni Sirion, dalej zaś, otulonewe mgły, rozciągało się pogórze, od brzegów rzeki ciągnące się aż do skruszonych21Echoriath: Góry Okrężne otaczające równinę Gondolinu, ered e.mbar nim: góry mego domu.38wzniesień u stóp wysokich gór. Za nimi leży Dimbar powiedział Voronwe. Obyśmy do niego dotarli! Tam nasi wrogowie rzadko odważają się zapuszczać,a przynajmniej było tak w czasach, gdy moc Ulma żyła w Sirionie.Teraz jednakwszystko mogło się zmienić22, wszystko, prócz samej rzeki, która zawsze była nie-bezpieczna.Głęboka jest i bystry jej nurt, nawet Eldarom niełatwo ją przebyć.Do-brze cię jednak poprowadziłem, tam bowiem pieni się Bród Brithiach, trochę tyl-ko na południe.Niegdyś tamtędy przebiegała Wschodnia Droga z Tarasu.Nikt,ani elf, ani człowiek, ani Ork, nie waży się teraz jej przebyć, chyba że w ostatecznejpotrzebie, szlak ten bowiem wiedzie do Dungorthebu i krainy strachu pomiędzyGorgoroth i Obręczą Meliany.Trakt zarósł już dawno, zostawiając po sobie jednąścieżkę wijącą się pomiędzy krzewami i ciernistymi powojami23.Wówczas Tuor spojrzał tam, gdzie wskazywał Voronwe, i dojrzał w dali błyskotwartych wód lśniących w promieniach poranka, za nimi jednak trwała ciem-ność wielkiej puszczy Brethilu ciągnącej się ku odległym wyżynom na połu-dniu.Z wysiłkiem zeszli po zboczu doliny, aż dotarli do dawnej drogi zbiegają-cej od krzyżówki z gościńcem z Nargothrondu u granicy Brethilu.Tuor zauwa-żył, że zbliżyli się już znacznie do Sirionu, ale wysokie brzegi koryta rzeki rozcho-dziły się w tym miejscu, a wody rozlewały się szeroko i płytko na obficie zaściela-jących dno kamieniach24, szemrząc pienistymi strumieniami.Trochę dalej Sirionznów zwężał się, płynąc ku lasom, gdzie znikał w nieprzeniknionych dla oka opa-rach mgły.Tam bowiem, chociaż Tuor o tym nie wiedział, leżała skryta w cieniuObręczy Meliany północna marchia Doriathu.Zrazu Tuor chciał pospieszyć ku brodowi, ale Voronwe powstrzymał go ze sło-wami: Nie możemy przebyć Brithiach w świetle dnia, musimy też poczekać, aż zy-skamy całkowitą pewność, że zmyliliśmy pogonie. Mamy więc usiąść tu i tkwić bezczynnie? spytał Tuor. Wątpliwości niepozbędziemy się nigdy, jak długo trwało będzie królestwo Morgotha.Dalej! Ru-szajmy skryci w cieniu płaszcza Ulma.Voronwe wahał się jednak, spoglądając na zachód, ale nikt nie nadciągał szla-22W Silmarillionie, str.244, Beleg z Doriathu powiada Turinowi (a dzieje się to kilka lat przed czasemtu zamieszczonej opowieści), że Orkowie znalezli drogę przez przełęcz Anach i Dimbar, kraina dawniejtak spokojna, już czuje nad sobą władzę Czarnej Ręki.23Tąże drogą Maeglin i Aredhel uciekli do Gondolinu przed pościgiem Eola (Silmarillion, str.16),pózniej Kelegorm i Kurufin obrali ją wygnani z Nargothrondu (tamże, str.213).Wzmianka na temat za-chodniego przedłużenia drogi do sławnej siedziby Turgona u stóp góry Taras, pojawia się dopiero w ni-niejszym tekście.Na mapie szlak urywa się w miejscu połączenia ze starym, południowym gościńcemwiodącym wzdłuż północno-zachodniego skraju Brethilu do Nargothrondu.24Nazwa Brithiach zawiera rdzeń brith - żwir , pojawiający się również w nazwach Brithon i zato-ki Brithombar.39kiem i tylko szum wód mącił ciszę.Zerknął zatem na szare i puste niebo, na któ-rym nawet ptak nie krążył.Nagle twarz jego pojaśniała i zawołał głośno: Dobrze jest! Wrogowie Nieprzyjaciół strzegą wciąż brodu.Orkowie nie pój-dą tu za nami, zatem uda nam się teraz przemknąć pod płaszczem. Cóż takiego ujrzałeś? spytał Tuor. Niedaleko sięga wzrok śmiertelnych! odparł Voronwe. Widzę orłyCrisseagrimu, ciągną tutaj.Przypatrz się tylko!Wówczas Tuor wzniósł oczy ku niebu, wytężył wzrok i wkrótce dostrzegł nawysokości trzy sylwetki bijących skrzydłami ptaków, które spływały znad odle-głych szczytów górskich, znów skrytych teraz w chmurach.Orły zniżały lot, za-taczając koła, aż nagle będąc tuż nad głowami podróżników, z impetem puściłysię w dół, ale zanim Voronwe zdążył je zawołać, skręciły zamaszyście i w szumieskrzydeł oddaliły się ponad rzeką ku północy. Chodzmy powiedział Voronwe. Jeśli nawet jakiś Ork krążył w pobliżu,leży teraz z nosem wbitym w ziemię i czeka, aż orły odlecą jak najdalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]