[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owszem, słyszałem coraz głośniejszy szum dobiegający spod ziemi.Kopalnia ożywała.- Wobec tego pójdę - powiedziałem.- Kogo ci dać?- Nikogo.Samemu łatwiej.- Ale mnie z sobą weźmiesz?- Nie masz doświadczenia.W dodatku, zanim cię przygotujemy, będzie już za późno.A ja mam wszystko na podorędziu, bo wybierałem się z samego rana w góry.Naciągnę tylko skafander i już.- Ja cię przepraszam, Lee - powiedział Rodriguez.- To nie twoja wina - odparłem.- Przecież prosiłeś, żebym go pilnował.Drzwi nadszybia były wyłamane czysto i fachowo.Ja bym tak nie potrafił.Sprawdziłem szczelność skafandra, wziąłem zapasowy zbiornik i maskę tlenową dla Teodora, liny, noże i czekan.Rodriguez klepnął mnie po hełmie.Do świtu brakowało jeszcze dwóch godzin i mieliśmy nadzieję, że woda przed wschodem słońca nie ruszy, chociaż nie mieliśmy pewności.Rodriguez i Achundow zostali na powierzchni, aby utrzymywać ze mną łączność.Doktor poszedł obudzić Sinha i przysłać go tu na wszelki wypadek z drugim skafandrem.Rodriguez włączył awaryjne zasilanie głównej windy.Poprzestaliśmy na tym, gdyż nie chcieliśmy budzić ludzi i wzniecać popłochu.Wszedłem do windy, a Rodriguez pokazał mi gestem, abym starał się zbyt długo nie siedzieć pod ziemią.Sam nie miałem na to wielkiej ochoty, bo dotychczas nie zdarzyło mi się zjeżdżać na dół w takim momencie.Byłem sam i w wielkiej kabinie windy czułem się nieswojo, gdyż zawsze schodziłem pod ziemię z całą zmianą.Ściany głównego szybu połyskiwały w świetle reflektora czołowego.Zawartość soku w złożu była znacznie wyższa od normalnej.Mdlący zapach wypełniał całą kopalnię.Był to zwykły, niezbyt przyjemny zapach, którym wszyscy byliśmy, jak się zdawało, przesyceni do końca swoich dni.Nawet przez niskie buczenie windy przebijały westchnienia, szmery i bulgotanie, co sprawiało wrażenie, że za ścianami szybu poruszają się spragnione wolności żywe istoty.Na dole w głównej komorze wydobywczej postałem z minutę, zastanawiając się, w którą stronę Teodor mógł się udać.Tunel wiodący na zachód chyba go nie zainteresował.Był zbyt szeroki, wydeptany i gładki.Nie wiedziałem, czy Polanowski miał przy sobie chociaż latarkę.Pewnie miał.Sprawiał wrażenie człowieka przewidującego.Ze ścian płynęła woda i spąg głównej komory był nią pokryty do wysokości jakichś pięciu centymetrów.Opuściłem przyłbicę hełmu.- Jak ci leci? - zapytał Rodriguez.Włączyłem nadajnik.- Dużo wody - odparłem.Wielki płaskacz wypadł ze ściany i ruszył ku windzie, jakby zamierzał udać się nią na powierzchnię.Zwierzak głośno taplał się w wodzie, wobec czego pogroziłem mu czekanem, żeby zachowywał się przyzwoiciej.- Którędy teraz pójdziesz? - zapytał Rodriguez.- Nowym szybem - odparłem.- Opada w dół i twój entomolog z pewnością dojdzie do wniosku, że najszybciej dotrze nim do najbardziej zapadłych kątów kopalni.On przecież stara się dojść do najgłębszych partii.- Najgłębszych i najbliższych środka - powiedział Rodriguez.- Wczoraj wypytywał mnie o wszystko, a ja mu jak ten głupi pokazałem plany.Teodor wcale nie ukrywał, że zamierza szukać swoich poczwarek w głównych pniach.- Ładne rzeczy! - powiedziałem ze złością.- Przecież tam jest kompletny potop.Nie przerywając rozmowy szedłem w dół potykając się i ślizgając na słodkawej masie złoża i od czasu do czasu przeskakując przez nierozebrane fragmenty transportera.- Rodriguez - powiedziałem.- Która to brygada zostawiła tu jakieś pięćdziesiąt metrów transportera?- Wiem o tym - odparł Rodriguez.- Usiłowali mnie przekonać, że to peryferyjny chodnik i że nie ma sensu wynosić stamtąd ciężarów, żeby za parę dni ciągnąć je z powrotem.Wyraziłem zgodę na pozostawienie.Na zasadzie eksperymentu.- W wyniku tego eksperymentu trzeba będzie sprowadzać z Ziemi nowy transporter.- Dobra, dobra - odparł Rodriguez.- Czasami trzeba zaryzykować.- Im się po prostu nie chciało zabrać sprzętu i na tym polega cały twój eksperyment.Byłem w paskudnym nastroju, Rodriguez doskonale to rozumiał i nie reagował na moje zrzędzenie.W posuwaniu się naprzód przeszkadzały mi różne zwierzaki.Zimą mieszkańcy kopalni śpią albo spokojnie drążą swoje chodniki.A teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]