[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednym z ulubionych malarzy Hitlera, jak i Hofmanna był Eduard Grutzner, który ze swymi raczącymi się winem mnichami i piwniczymi właściwie bliższy był skłonnościom fotografa niż Hitlera abstynenta.Ale Hitler patrzył na te obrazy w aspekcie.artystycznym".„Co.to kosztuje tylko pięć tysięcy marek?" Obraz miał na pewno nie większą wartość handlową niż 2 tysiące marek.„Hofmann, to jest darmo! Niech pan przyjrzy się tym szczegółom! Grutzner jest wyraźnie niedoceniany".Następny obraz tego malarza kosztował go znacznie więcej.„On nie został jeszcze odkryty.Rembrandt także przez całe dziesięciolecia po swej śmierci uchodził za nic.Wtedy jego obrazy dawano niemal za darmo.Niech mi pan wierzy, ten Grutzner będzie kiedyś wart tyle co Rembrandt.Rembrandt także nie potrafiłby tego lepiej namalować".We wszystkich dziedzinach sztuki Hitler uważał schyłek XIX wieku za jedną z największych epok kulturalnych w historii ludzkości, tylko, jak mówił, wskutek małego dystansu czasowego nie docenioną jeszcze.Ta ocena nie obejmowała jednak impresjonizmu, gdy natomiast naturalizm Leibla lub Thomy odpowiadał jego ugrzecznionym skłonnościom artystycznym.Najwyżej stawiał Makarta.cenił także bardzo Spitzwega.W tym przypadku potrafiłem zrozumieć jego upodobanie, chociaż mniej podziwiał zamaszystą i często impresjonistyczną manierę malarską, a bardziej biedermeierowski genre.łagodny humor, z jakim Spitzweg pokpiwał z małomiasteczkowości Monachium swej epoki.Później wyszło na jaw, ku przykremu zaskoczeniu fotografa, że to upodobanie do Spitzwega wykorzystał jakiś fałszerz.Hitler niepokoił się początkowo, które z jego Spitzwegów są prawdziwe, szybko jednak stłumił te wątpliwości i powiedział złośliwie: „Wie pan, obrazy Spitzwega wiszące u Hofmanna są w części fałszywe.Widzę to po nich.Ale pozwólmy mu się cieszyć".Często odwiedzał ,,Carltons Teestuben", pseudoluksusowy lokal z kopiami stylowych mebli i lustrami z imitacji kryształu.Lubił go, ponieważ tu monachijczycy nie zakłócali mu spokoju owacjami lub prośbami o autografy, co zdarzało się przeważnie gdzie indziej.Często późnym wieczorem telelonowano z mieszkania Hitlera: ,,Fuhrer jedzie do »Cafe Heck« i prosi, by pan także przybył".Musiałem wyskakiwać z łóżka i nie miałem widoków na wcześniejszy powrót niż o drugiej lub trzeciej nad ranem.Hitler usprawiedliwiał się niekiedy: „Do późnego chodzenia spać przyzwyczaiłem się w czasach swej walki.Po zebraniach musiałem siadać do stołu razem ze starymi, a poza tym byłem tak podniecony swymi przemówieniami, że nie mógłbym zasnąć przed świtem".„Cafe Heck" była w przeciwieństwie do „Carltons Teestuben" umeblowana prostymi drewnianymi krzesłami i metalowymi stolikami.Była to stara kawiarnia partyjna, gdzie Hitler spotykał się dawniej z towarzyszami walki.Podczas swych pobytów w Monachium po 1933 roku nie kontaktował się już z nimi.chociaż przez tyle lat okazywali mu swe oddanie.Spodziewałem się, że ma w Monachium grono bliskich przyjaciół, nie było jednak nic takiego.Przeciwnie.Hitler wpadał raczej w zły humor, gdy któryś z dawnych kompanów pragnął z nim rozmawiać, i prawie zawsze potrafił pod różnymi pozorami odmówić albo odwlec spełnienie takiej prośby.Starzy towarzysze partyjni niewątpliwie nie zawsze umieli utrzymać dystans, co Hitler mimo swej całej okazywanej na zewnątrz przystępności uważał teraz za konieczne.Często byli niestosownie poufali, a ich zdobyte rzekomo prawo do poufałości nie odpowiadało już historycznej roli, jaką tymczasem Hitler zaczął sobie przypisywać.Nadzwyczaj rzadko odwiedzał któregoś z nich.Zdołali już przywłaszczyć sobie wspaniałe wille, większość piastowała ważne stanowiska.Ale spotykali się jedynie w rocznicę puczu z 9 listopada 1923 roku którą świętowano w "Burgerbraukeller".Hitler dziwnie jakoś nie cieszył się wcale na to spotkanie, a raczej za każdym razem zdradzał niechęć do tego obowiązku.Po 1933 roku dość szybko wytworzyły się różne grupy, odległe od siebie, ale jednocześnie wzajemnie szpiegujące się, rywalizujące ze sobą i żywiące wobec siebie pogardę.Rozprzestrzeniała się swego rodzaju mieszanina lekceważenia i zawiści.Wiązało się to także z tym, że wokół każdego nowego dygnitarza szybko tworzył się wąski krąg ludzi.Tak więc Himmler obcował prawie wyłącznie ze swą świtą z SS, której bezwzględnego uwielbienia mógł być pewny.Goring zebrał wokół siebiegromadę bezkrytycznych pochlebców, po części z jego bliskiej rodziny, po części spośród najbliższych współpracowników i adiutantów; Goebbels czuł się dobrze w otoczeniu wielbicieli ze środowiska literackiego i filmowego; Hess zajmował się problemami homeopatii, lubił muzykę kameralną i miał dziwacznych, ale także interesujących znajomych.Goebbels, jako intelektualista, patrzył z góry na niewykształconych filistrów kierowniczej grupy monachijskiej, a oni znowu kpili sobie z ambicji literackich zarozumiałego doktora.Zdaniem Goringa ani filistrzy monachijscy, ani Goebbels nie reprezentowali stosownego dla niego poziomu, unikał więc wszelkich kontaktów towarzyskich z nimi.Himmler natomiast uważał się za stojącego znacznie wyżej od wszystkich innych, przekonany o elitarnym posłannictwie SS, co wyrażało się niekiedy w faworyzowaniu synów książąt i hrabiów.Hitler także miał swój najściślejszy entourage, ciągnący za nim zawsze w tym samym składzie: szoferzy, fotograf, pilot i sekretarze.Hitler zespalał co prawda pod względem politycznym te grupy o rozbieżnych dążeniach, ale na obiadach u niego czy podczas wyświetlania filmów już w rok po przejęciu władzy nie widziało się dość często ani Himmlera, ani Goringa czy Hessa, by móc mówić o życiu towarzyskim nowego reżimu.A kiedy się pojawiali, ich zainteresowania tak bardzo koncentrowały się na Hitlerze i zabieganiu o jego względy, że zacieśnianie więzi z innymi grupami nie dochodziło do skutku.Co prawda Hitler także nie popierał kontaktów towarzyskich w kierowniczej grupie [ Pobierz całość w formacie PDF ]