[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stamtądzobaczy światła na dole w lesie.Będziemy blisko brzegu. Dzięki, Hal.Pewnie to zabrzmi okropnie i mało to prawdopodobne, ale wolałabym, żeby tobył jakiś uciekinier, a nie Matthew.Ze względu na Michelle. Rozumiem cię.Ale nie ma wątpliwości, to Matthew.Muszę iść.Powiedz George owi, żebyostrożnie schodził na dół.Rozłączyła się, zaczekała na wolny sygnał i wykręciła domowy numer Taylora Corby ego.ROZDZIAA TRZYDZIESTY DRUGIDrobny śnieg lśnił w światłach dżipa.Zaparkowali na zboczu, z którego rozciągał się widokna rzekę.Reflektory oświetlały kępę drzew, tworząc magiczne cienie, amorficzne duchyz poruszającymi się na wietrze ramionami.Maggie przypomniała się podobna noc sprzed lat, kiedy przeczesywali ciemne lasyVermontu w poszukiwaniu mordercy.Ciekawe, jaką część jej pamięci zajmują horrory,pomyślała.Inni ludzie przechowują wspomnienia o świętach Bożego Narodzenia i rodzinnychtradycjach.Temperatura znacznie się obniżyła.Zimno przenikało przez wełniany żakiet, kłuło jakmrowie cienkich ostrzy.Nie przyszło jej do głowy, żeby zabrać z domu płaszcz.Nawet Morrellitrząsł się w dżinsowej kurtce.W ciągu kilku sekund miała rzęsy oblepione płatkami śniegu,mokre włosy i ubranie.A czekał ich długi spacer.Nick, pomny niedawnych niedociągnięć, teraz przesadzał z ostrożnością.Kazał podwładnymstworzyć szeroki obwód, którego granicy mieli strzec jak żołnierze na warcie.Zarośla były gęste, brnęło się przez nie niczym w wodzie.Błoto zaczęło już zamarzać.Wąska ścieżka wiła się między drzewami.Nick szedł pierwszy, odgarniając gałęzie, niektórez nich smagały twarz Maggie.Potknęła się o korzeń, prawie upadła.Stok schodzący ku brzegowibył bardzo stromy, żeby nie upaść, musieli trzymać się gałęzi, korzeni, pnączy.Z powodu śniegunierówny teren stał się śliski.Nick stracił równowagę, pośliznął się i klapnął z całej siły napośladki.Wygramolił się do góry bardziej zawstydzony niż obolały, dając znak Maggie, że niepotrzebuje pomocy.Zcieżka kończyła się na brzegu, gdzie wysokie szuwary oddzielały drzewa od wody.Tamspotkali się z Halem.Maggie zauważyła, że jego zwykle zaczerwieniona twarz teraz była sina.Miał mokre oczy, był bardzo wyciszony.Widziała to już.Morderstwo dziecka w jednej chwiliprzemieniało facetów w nieme słupy soli.Hal poprowadził ich.Nick zarzucał go pytaniami,w odpowiedzi otrzymując jedynie skinięcia głową. Bob Weston wysłał zespół medycyny sądowej FBI, żeby zebrali dowody.Nikt inny nie matu wstępu.Nikt.Rozumiesz, Hal?Nagle Hal zatrzymał się i wyciągnął rękę.Maggie początkowo nic nie widziała.Mimoobecności ponad dwudziestu policjantów rozrzuconych w lesie, panował tu upiorny spokój.Daleki gwizd pociągu przeciął gęstą ciszę.Płatki śniegu tańczyły niczym robaczki świętojańskiew ostrym świetle reflektorów.Wówczas go zobaczyła.Drobne blade ciało z krwawymnaszyjnikiem.Nagie w przybranej śniegiem trawie.Klatka piersiowa chłopca była tak niewielka,że wycięty X ciągnął się od szyi do pasa.Matthew ręce ułożone miał wzdłuż ciała, pięścizaciśnięte.Nie było potrzeby krępować tego chłopca, był za mały, żeby stanowić problem dlazabójcy.Maggie zostawiła mężczyzn i powoli, z szacunkiem podeszła bliżej.Tak, ciało zostałodokładnie umyte.Tego była pewna.Przyklękła obok chłopca i ostrożnie odgarnęła śnieg z jegoczoła.Nie pochylając się, zobaczyła smużkę oleistej substancji, która znajdowała się także najego wargach i nad sercem.Chłopiec wyglądał tak krucho, tak bezbronnie, że odruchowo chciała czymś go przykryć,zasłonić przed śniegiem, który błyszczał na jego sinej skórze, pokrywając czerwone cięciai nakłucia.Leżał tak pewnie jakiś czas.Lecz nawet atak zimna nie zagłuszył zapachu śmierci.Maggiespostrzegła drobne rany kłute wewnątrz lewego uda, głębokie, ale bez śladu krwi.Zadano je po śmierci chłopca.Może zrobiło to jakieś zwierzę, pomyślała, wyciągając latarkę.Tak, to były ślady zębów, ale ludzkich zębów, uświadomiła sobie nagle, nakładały się na siebie,jakby ktoś zostawił je w chwili szaleństwa albo też celowo, dla zmylenia śladów.Rany byłyblisko jąder, ale na penisie chłopca nie było żadnych znaków.Morderca nie robił tego wcześniej.A więc wzbogacał swoje zwyczaje, stawał się nierozważny i nerwowy.Porwał chłopca zaledwieprzed dwoma dniami.Coś się zmieniło.Może zdenerwował się doniesieniami prasowymi.Cośjest inaczej.Coś się stało.Przysiadła na piętach.Zakręciło jej się w głowie, poczuła nudności.Dawno już nie robiło jejsię niedobrze na widok zwłok.Przed laty, kiedy martwe ciała przestały wywoływać u niej odruchwymiotny, uznała to za udaną inicjację.Czy Albert Stucky zdemontował jej system obronny,przekłuł jej zbroję? A może zło, które ucieleśniał, na nowo ją uczłowieczyło? Przywróciło jejludzkie uczucia?Powoli zaczęła się podnosić.I wtedy to spostrzegła.Podarty kawałek papieru sterczałspomiędzy drobnych palców.Matthew Tanner trzymał coś w zaciśniętej pięści.Obejrzała się.Nick i Hal stali tam, gdzie ich zostawiła.Odwróceni do niej plecami obserwowali pięciu ludziz FBI, którzy schodzili lesistym zboczem.Najdelikatniej jak mogła, Maggie wyprostowała palce chłopca, zesztywniałe już i zaciśniętew ostatnich stadiach rigor mortis.Wyciągnęła zgnieciony kawałek papieru, a raczej kartonika.Był to oddarty róg czegoś większego.Rozpoznała go z miejsca, nie przyglądając się specjalnie.Widziała tego mnóstwo na łóżku Timmy ego Hamiltona parę godzin wcześniej.Matthew Tannerściskał w dłoni kartę z wizerunkiem jakiegoś baseballisty.Maggie dałaby głowę, że zna jejwłaściciela.ROZDZIAA TRZYDZIESTY TRZECIZespół medycyny sądowej FBI pracował szybko, zagrożony przez niebezpiecznegoprzeciwnika.Mokry śnieg padał gęsto, zakrywając liście i gałęzie, oblepiając trawy i grzebiąccenne dowody.Maggie i Nick kulili się pod drzewami, żeby zejść z drogi bezlitosnemu wiatrowi.Trudnobyło uwierzyć, że nagle zrobiło się tak zimno.Maggie zakopała ręce w kieszeniach, uważając,żeby nie pogiąć zdjęcia, które pożyczyła od Timmy ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]