[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Kelsie nie potrafiła zdobyć się na ten krok, by wyjść stąd pozostawiając go własnemu losowi.- Co robimy? - zadał pytanie, które niepokoiło jej umysł, ale którego nie pozwoliła sobie wyrazić.- Ależ to proste, pani.Udasz się po pomoc.Ja pozostanę.- By znów zmierzyć się z wrogiem? - Machnęła ręką w kierunku przeciwnej strony zapadliska i leżących tam nadpalonych trupów.Yonan zostałby zapewne rozsieczony na kawałki, gdyby jej klejnot nie pomógł w końcowej batalii.Końcowej batalii? Czemuż sądziła, że najgorsze już minęło? Wspomniała ogary, Sarneńskich Jeźdźców, martwe potwory, które niedawno widziała.Nie mogła też uwierzyć, by ów pojedynczy klejnot-słońce zechciał trawić czas poza miejscem, nad którym teraz wisiał, i osłaniać ich w dalszych poczynaniach.- Ponieśli porażkę - odparł Yonan.- Cokolwiek tutaj robili, to skończone.Nie wrócą, dopóki świeci klejnot.Sądzę też, iż ten świat poniżej nas jest zwierciadlanym odbiciem tego, który nas otacza, a to, co zrobiła Wittie, uczyniła dla Dobra, nie dla Zła.Nie, zbieraj się, pani.i sprowadź pomoc.Zamiast mu odpowiedzieć, Kelsie ostrożnie zbliżyła się jeszcze raz do skraju zapadliska i stała tam, chcąc wypatrzyć to, co, jak była pewna, stanowiło odbicie Doliny, zwracając przy tym uwagę na dzielącą ich od niej odległość.Gdyby mieli konia, zdołaliby ją pokonać - ale żadnych koni nie było w pobliżu z wyjątkiem owych okrutnych bestii jeźdźców.Wędrówka mogłaby zabrać jej wiele dni, a Kelsie wcale nie miała pewności, której drogi się trzymać, gdy opuści to miejsce.może tej, co prowadziła obok twierdzy w kształcie przycupniętego potwora.Dolina.Tak, wypatrzyła ją z tego miejsca, w którym stała.Znajdowała się.dokładnie tam! Wydobywało się z niej teraz coś, co przypominało mgłę, w jaką przywdział się pierzchający Eftan.Cofnęła się, jej ręce uniosły się bezwiednie na wysokość piersi, tam gdzie nie było już klejnotu, który bronił albo uderzał.Rozległ się niewielki wybuch, jak gdyby rozstąpiło się powietrze, a w chwilę później dało się słyszeć groźne pomrukiwanie.Kelsie wpatrywała się w dzikiego kota, zwierzę, przez które przeżyła tę całą przygodę.Jego wargi uniosły się obnażając ostre kły, futro najeżyło, a wygięty ogon przemienił w sztywną szczotkę.“Ty.chodź."Dwa drżące słowa pojawiły się w jej umyśle, jak gdyby kot musiał wysilić się potężnie, by je zrozumiała.Zwierzę poruszało się cicho między nią a brzegiem rozpadliny.Kelsie zrozumiała je dobrze; chciało ono, by ruszyła w ślad za Wittie, by przeskoczyła.czy też wskoczyła.mierząc własnym ciałem w szczyty leżące w dole.Przetarła oczy, pewna, że to wszystko jest iluzją, że nie ma tu dzikiego kota, że to jej własna pamięć spłatała jej takiego figla.- A więc.tędy wiedzie droga? - Głos Yonana wystraszył Kelsie, toteż wzdrygnąwszy się omal nie znalazła się na brzegu rozpadliny.Mężczyzna czołgał się niczym straszliwie poranione zwierzę w kierunku zagłębienia w podłożu.Kelsie próbowała go dosięgnąć, chwycić, powstrzymać jakoś, bo nie miała wątpliwości, iż był on blisko tego, by zrobić właśnie to, czego życzył sobie kot.Ale kiedy tylko zrobiła krok w jego stronę, kot rzucił się na nią z uniesioną łapą, wysunąwszy pazury na całą długość.Uderzenie trafiło Kelsie w uda i dziewczyna potknąwszy się wycofała się do tyłu.Było już za późno.Yonan dotarł do skraju rozpadliny i przytrzymawszy się podciągnął do przodu, pozostawiając niewielki krwawy ślad na kamieniu.Zwlókł się zeń i znikł!Kelsie spojrzała na drogocenny kamień, oczekując kolejnego rozbłysku energii.Ale nic takiego nie nastąpiło.Niebawem dziewczyna poczuła znów na sobie grabie pazurów, gdy kot zwalił się na nią po raz drugi.Ustąpiła.potknęła się i ku swemu przerażeniu poczuła, że przelatuje ponad brzegiem zapadliska.Nie pogrążyła się w czarnej otchłani, nie doznała uczucia opadania, które potem by się jej przypominało.Otworzyła oczy, a ponad nią rozpościerał się błyszczący gobelin dachu z piór.Znowu w Dolinie! A może był to sen.ta cała jej wyprawa? A może to wszystko jest snem.nocne zwidy jako skutek upadku?Jakieś łapy opadły jej na pierś.Czyjeś ogromne ślepia obróciły się w jej stronę.Dziki kot! A tuż ponad nią pojawiła się twarz Dahaun, w jej równie dużych oczach odbijała się troska.“To." Kelsie podparła się na łokciu i uniosła ponad płaską matę, na której spoczywała.“Czy to jest Dolina.?"Kelsie nie zapytała o to w głos, ale wydawało się, że Dahaun zrozumiała ją, bo skinęła głową.- To jest Dolina.Cóż zatem było prawdą? Czyżby w owym zapadlisku wewnątrz zapomnianej świątyni znajdował się jakiś drugi Estcarp i jakieś inne Escore, jeśli oczywiście była to świątynia, a może po prostu tego rodzaju wyobrażenie stało się dostatecznie przekonujące, by przyciągnąć do domu tych, którzy mu się poddali.- Być może.- Dahaun znowu czytała w myślach, Kelsie nie czuła się tym jednak dotknięta.- Wittie.klejnot.? - zapytała.Pani Zielonych Przestworzy rzekła to samo, co już przedtem powiedział Yonan.- Ma to, czego szukała.nieograniczoną Moc, choć nie takim sposobem spodziewała się do niej dotrzeć.Ciemności wszakże już ustępują.właściwie dokonała tego, o czym marzyła.- A ja? Czyż ja również jestem twym sennym marzeniem.? Zastanów się nad tym, siostro.- Dahaun podniosła się i zniknęła.Zniknęła również mrucząca kotka, która ugniatała pierś dziewczyny, pozostał po niej wyplamiony kaftan.- Gdy idzie o ciebie - powiedziała Kelsie - sprawa jest prosta, potrzebujesz jedynie bezpiecznego schronienia dla siebie i swojej rodziny.A co ze mną.czego ja pragnę?Sądząc po świetle, zapadał wieczór.Kelsie wydostała się z Doliny, nikt nie powiedział jej nawet jednego słowa.Wydawało się, że pozostawiono ją samej sobie do momentu podjęcia decyzji.A na co się zdecyduje? Jeszcze nie wiedziała.Stwierdziła, iż zmierza prosto niczym strzała w kierunku kamieni - tych niebieskich, błyszczących głazów.Nie było tam teraz pośród nich ani ogarów, ani jeźdźca [ Pobierz całość w formacie PDF ]