[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gurborian warknął na mnie i złośliwie kopnął moją wyciągniętą nogę.Poczułam, jak pęka kość.Nie poprzestałby na tym, gdyby nie Kasarian, lekko ogłuszony od ciosu.Bratanek Voloriana odwrócił się błyskawicznie, zagradzając przeciwnikowi drogę mieczem, który przełożył do lewej ręki.Gurborian zawahał się i cofnął przed obnażonym ostrzem Kasariana.— Twoja prawica wygląda na bezwładną — zauważył z jadowitym uśmiechem.— Czyżbym złamał ci ramię?Kasarian uśmiechnął się równie nieprzyjemnie.— Taki kiepski cios mógł spowodować tylko przejściowe odrętwienie i może niewielki siniak — odparował, kręcąc mieczem skomplikowanego młynka w powietrzu.— Fechtmistrz Shivar już na początku nauki nalegał, żebym osiągnął mistrzostwo we władaniu orężem obu rękami.Nie łudź się nadzieją, że mnie obezwładniłeś.Gurborian warknął coś po alizońsku; nie zrozumiałam, ale zorientowałam się, że były to obelgi, twarz Kasariana stężała bowiem jak maska.Obrzucił przeciwnika lodowatym spojrzeniem i powiedział szyderczo:— Przynosisz hańbę Linii Reptura.Nagle poczułam zapach osmalonej lub palącej się tkaniny.Rozżarzone węgle z przewróconego kaganka podpaliły rozdarte obicie krzesła, opończę Gurboriana i stłamszony obrus, który został ściągnięty na podłogę we wcześniejszej fazie walki.Jaskrawe płomienie pożerały te szczątki, coraz bardziej zbliżając się do moich okaleczonych nóg, którymi — mimo starań — nie mogłam poruszyć.Desperacko machnęłam laską, by przyciągnąć uwagę Kasariana.KasarianKiedy Gurborian czujnie wycofał się z zasięgu mojego miecza, obrzucił niewybaczalnymi kalumniami ród mojego ojca.Dostarczyłby mi tym samym motywów do poderżnięcia gardła tej zakale Domu Reptura, gdybym nie był już zdecydowany wysłać drania w objęcia śmierci.Kątem oka dostrzegłem gorączkowy ruch.Nie zdoławszy zwrócić mojej uwagi krzykiem, Mereth wymachiwała swoją laską.Wysypane z kaganka węgle podpaliły rozrzucone na podłodze tkaniny i ognista linia pełzła w jej stronę.Natychmiast rozciąłem mieczem najbliższy gobelin i jak namiot narzuciłem odcięty fragment na Gurboriana.Wiedziałem jednak, że nawet tak ciężka i gruba materia nie powstrzyma go długo.Mimo bólu w prawym ramieniu, odrzuciwszy miecz chwyciłem przewrócony stół za blat ł przytłoczyłem nim owiniętego gobelinem Gurboriana do ściany.Dopiero wtedy mogłem pomóc Mereth.Nie było już czasu na okrążanie płomieni.Sięgając między językami ognia chwyciłem Kobietę z Dolin i przeniosłem ją w bezpieczne miejsce.Opończą Gratcha zdusiłem ogień, a następnie rozrzuciłem resztę węgli i niedopalone szczątki.MerethKasarian pomknął mi na ratunek, gołymi rękami sięgnął w płomienie, chwycił moje buty i odciągnął mnie na bok.Uwolniwszy się od stołu, Gurborian wynurzył się spod gobelinu jak rozwścieczony niedźwiedź.Patrzył dzikim wzrokiem, z zadrapań na jego czole płynęła krew.Podniósł sztylet i ciężko stąpając szedł ku nam.Zamierzał od tyłu zadać cios Kasarianowi, który właśnie mnie ratował.Usłyszawszy jego kroki, młody baron przetoczył się po podłodze jak akrobata, chwycił swój miecz i odskoczył na bok.Pochłonięty tylko jedną myślą: jak przeniknąć przez obronę Kasariana, Gurborian rzucił się na nas, ale potknął o zrzucony kielich.Kasarian natychmiast skoczył ku niemu i ciął wyciągniętą rękę przeciwnika.Nie mogąc dłużej kontrolować swoich ruchów, Gurborian upadł ciężko.Przez chwilę leżał nieruchomo na posadzce, potem wydał mrożący krew w żyłach okrzyk.Kiedy się przewrócił na plecy, zobaczyliśmy, iż nie tylko otrzymał ranę w ramię, lecz także nadział się na swój własny sztylet.Wijąc się z bólu, Gurborian wykrztusił:— Błagam cię, zabij mnie! Ten sztylet zatruto zgniliźnicą: nie chcę zgnić za życia!Kasarian ostrożnie zbliżył się do przeciwnika, ale nie na tyle, by znaleźć się w zasięgu jego sztyletu.To, co zobaczył, sprawiło, że szybko zrobił trzy kroki do przodu i przebił mieczem serce Gurboriana.Wyciągnąwszy z rany i oczyściwszy brzeszczot z krwi, młodzieniec przykląkł przy ciele zabitego.Kiedy wstał, dostrzegłam w jego dłoni srebrzysty błysk jakiegoś przedmiotu, który wsadził do kieszeni kaftana, i pośpiesznie wrócił do mnie.Gdyby lewa noga tak bardzo mnie nie bolała, uśmiechnęłabym się widząc wyraz wstrętu na twarzy Kasariana.Po tym gwałtownym starciu w komnacie panował ubolewania godny bałagan.Widziałam sypialnię młodego barona, zdawałam więc sobie sprawę, że lubił, by w jego otoczeniu wszystko było na swoim miejscu.Teraz znacznie bardziej irytował go nieporządek i szkody wyrządzone w sali audiencyjnej niż własne rany.Podniósł mnie.Podczas przejścia przez magiczny portal poznałam siłę dłoni Kasariana, potem zaś energię, z jaką walczył, zdumiałam się więc teraz jego delikatnym dotknięciem.Posadził mnie na jedynym ocalałym krześle, a potem odwrócił się w stronę zamkniętych drzwi.Otarłam ręką łzy z policzków i patrzyłam z drżeniem serca.Wprawdzie nie słyszeliśmy już odgłosów walki w sieni, ale nie mogliśmy wiedzieć, czyj oddział zwyciężył — gwardziści Domu Kasariana czy Domu Reptura.KasarianW sieni ucichł już szczęk broni, uznałem jednak, że muszę zachować ostrożność.Podniosłem belkę zamykającą drzwi.Potem, z mieczem w dłoni, otwarłem je powoli.Dobrze się stało, że nie wypadłem biegiem, gdyż tuż za drzwiami czaił się Bordik z berdyszem, gotów zaatakować naszych wrogów, gdyby to oni zwyciężyli.Pogratulowałem mu gotowości do walki.Zameldował, że wszyscy gwardziści Gurboriana zginęli; poległo też dwóch naszych żołnierzy.— Wejdź do środka! — rozkazałem.— Musimy pośpiesznie pozbyć się naszych ważnych „gości”.Baron Gurborian nierozważnie wybrał zgniliźnicę do swojego sztyletu, zachowaj więc niezbędne środki ostrożności.Fechtmistrz spojrzał na to, co pozostało z Gurboriana, i zły uśmiech rozchylił jego wargi.— Najbezpieczniej przetransportować to ścierwo do rzeki owinięte w któryś z zerwanych ze ścian gobelinów — rzekł.Zmierzywszy wzrokiem panujący w komnacie chaos, dodał: — Gennard naprawdę się zdenerwuje.Nie lubi plam.Zakład, że będzie ubolewał nad zniszczeniami.— Gennard może zarządzić sprzątanie jutro rano — zauważyłem.— Upewnij się, czy trucizna nie przesiąkła przez gobelin, kiedy podniesiesz… szczątki.Ciało Gratcha nie wymaga szczególnej ostrożności: jego strzałki były najwyraźniej nasączone wywarem z duszących korzeni.Zajmę się opatrywaniem obrażeń mojego zacnego gościa.Może będziemy musieli sprowadzić chirurga.Bodrik pozdrowił Mereth z szacunkiem, a potem ruszył po pomocników [ Pobierz całość w formacie PDF ]