RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aha, proszę pamiętać, że jeśli powie pan ich premierowi w oczy, że zna pan przebieg rozmowy, i jeśli ten zorientuje się, że mówił o tym tylko w samo­locie, stracimy nowy sposób rozpoznania.Prezydent wysłuchał Ryana cierpliwie, choć z lekkim zdziwieniem.- Upozorujemy to na przeciek z Meksyku? - zapytał Van Damm.- Najprostsza metoda - zgodził się z nim Ryan.- A jeżeli oskarżę go prosto w oczy? - przerwał im Fowler.- Trudno czymś przebić strita w kolorze, panie prezydencie.Inna rzecz, że jeśli akcja wyjdzie na jaw, Kongres zacznie się pienić.Trochę się tym martwię, bo muszę omówić akcję z Alem Trentem i z Samem Fellowsem.Sam pójdzie nam na rękę, gorzej z Alem, który nie cierpi Japończyków z przyczyn politycznych.- Mógłbym pana zobowiązać do zachowania bezwarunkowej tajemni­cy.- Panie prezydencie, tego akurat prawa nie złamię, cokolwiek się będzie działo.- Może się zdarzyć, że będę musiał dać panu takie polecenie - zauwa­żył Fowler.Ryan zdumiał się po raz kolejny, gdyż wiedział równie dobrze, jak prezydent, jak wyglądałyby skutki takiego polecenia.Jack zrobiłby do­kładnie to, co proponowała mu rano Cathy.W samej rzeczy, nawet niezły pretekst, by rzucić służbę rządową.- Może zresztą nie będzie takiej potrzeby, ale dosyć mam zabaw w ciuciubabkę z tym plemieniem.Jeśli zawarli umowę, muszą jej dotrzy­mać, bo inaczej będą mieli do czynienia z wściekłym prezydentem.Po­wiem więcej: już sam pomysł, żeby w tak przyziemny sposób przekupić głowę suwerennego państwa, jest czymś haniebnym.Bóg ich pokarze.Nie cierpię korupcji.- Święte słowa, szefie - przytaknął Van Damm.- Nie mówię nawet, jak błyśniemy tym wśród wyborców.- A to sukinsyn - Fowler nie dał się odwieść od tematu.Ryan nie wiedział, czy prezydent udaje, czy też rzeczywiście uniósł się gniewem.- Pisze mi, że przyjeżdża dopracować kilka szczegółów i poznać się ze mną bliżej, podczas gdy tak naprawdę chce się wykręcić z umowy.Moim zdaniem, pora się przestać patyczkować.Na tym zakończyła się dyskusja.- Nie widziałem pana na bankiecie, Ryan.- Żona dostała migreny, musieliśmy wyjść.Przepraszam.- Ale już jej lepiej?- Tak, panie prezydencie.Dziękuję.- Niech pan puszcza swoich ludzi ze smyczy.- Już się robi, panie prezydencie - Ryan wstał i pożegnał się.Van Damm odprowadził go aż do Zachodniego Wejścia.- Dobra robota, Jack.- O, rany, nie powiesz mi, że Biały Dom mnie polubił? - zapytał Jack cierpko.Spotkanie przebiegło jakby zbyt serdecznie.- Nie wiem, co się stało wczoraj wieczór, ale Liz jest zielona ze złości.- Rozmawiały o czymś z moją żoną, nie mam pojęcia, o co im poszło.- Jack, mam ci powiedzieć, jak jest? - zapytał Van Damm.Ryan zorientował się od razu, jak dogodną sytuację stwarza spacer do samych drzwi, którego symbolika nie pozostawiała zresztą wątpliwości.- Powiedz tylko kiedy, Arnie.- Chciałbym ci móc powiedzieć, że poszło o sprawy służbowe, a nie osobiste animozje, ale właśnie o nie chodzi.Przykro mi, Jack, ale i tak bywa.Prezydent urządzi ci honorowe pożegnanie.- Ładnie z jego strony - zauważył Jack poważnym tonem.- Próbowałem ci pomóc, Jack.Wiesz, że cię lubię, ale cóż, tak bywa.- Odejdę bez awantur, pod warunkiem że.- Wiem, wiem.Nikt ci nie będzie strzelał w plecy, ani na odchodnem, ani później.Będziemy cię wzywać od czasu do czasu, do pomocy w mi­sjach specjalnych czy kontaktach.Jak powiedziałem, odejdziesz z hono­rami.Masz na to moje osobiste słowo i słowo prezydenta.Zrozum, Jack, Fowler to naprawdę porządny gość.Ma łeb na karku, zna się na polityce, ale kiedy się uprze, nie ma na niego rady.Ty i on myślicie na dwa różne sposoby, ale tak się składa, że to on jest prezydentem.Jacka kusiło, by zauważyć, że właśnie otwartość na przeciwne punkty widzenia jest miarą intelektualnej uczciwości człowieka, lecz odparł tylko:- Powtarzam, odejdę bez awantur.Za długo już siedzę na tym stołku.Pora się odprężyć, wąchać kwiatki i bawić berbecie.- Fajny z ciebie facet - Van Damm poklepał go po ramieniu.- Jeśli ci się uda z Meksykiem, na do widzenia dostaniesz od szefa taki list po­chwalny! Poprosimy nawet Callie Weston, żeby coś skrobnęła.- Strzelasz jak zawodowiec, Arnie - rzucił Ryan, uścisnął dłoń szefa sztabu i odszedł do samochodu.Van Damm zdziwiłby się, gdyby mógł ujrzeć uśmiech na jego twarzy.- Nie da się tego zrobić w inny sposób?- Zrozum, Elizabeth, że niezależnie od różnic ideologicznych między nami, Ryan dobrze służył krajowi.Nie zgadzam się z nim w wielu sprawach, ale wiem, że nigdy przede mną nie skłamał i zawsze próbował mnie wspomóc dobrą radą - uciął Fowler, przyglądając się zielonemu patyczkowi z mikrofonem.Mimowolnie zastanawiał się, czy urządzenie przypadkiem nie działa.- Ale mówiłam ci, co wczoraj zaszło!- Zrobiłem to, o co prosiłaś.Ryan odchodzi.Osób na jego stanowisku nie wyrzuca się za drzwi.Żegnać się trzeba w sposób honorowy i cywili­zowany, inaczej można tylko dowieść ciasnoty umysłu i w głupi sposób zaszkodzić sobie politycznie.Zgadzam się z tobą, że Ryan to dinozaur minionej epoki, ale nawet dinozaury zasługują na zaciszny kącik w mu­zeum.- Ale.- Powiedziałem, co miałem ci do powiedzenia.W porządku, poczubiłaś się wczoraj z jego żoną.Przykro mi to słyszeć, ale co mam myśleć o kimś, kto żąda ukarania człowieka za czyny jego małżonki?- Bob, mam chyba prawo spodziewać się od ciebie poparcia!Fowlerowi nie spodobały się te słowa, lecz odrzekł zupełnie spokoj­nie:- Toteż masz moje poparcie, Elizabeth.Nie pora zresztą ani miejsce na taką dyskusję.Marcus Cabot zjawił się w bazie lotniczej Andrews wczesnym popo­łudniem.Dziś odlatywał do Korei.Podróż zapowiadała się bardziej luksusowo niż wskazywały pozory, bo choć samolotem był zwyczajny transportowiec wojskowy C-141B Starlifter o czterech silnikach i dziwnie wężowatym kadłubie, do jego ładowni wstawiono przewoźny domek z kuchnią, salonikiem i sypialnią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl