[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Janie! – zawołał.Po chwili Smuga z workiem i pokuną znalazł się przy łódce już zanurzonej dziobem w wodzie.– Muszę przyznać, kapitanie, że twoja indiańska sympatia spisała się na medal! – pochwalił Smuga.– Czy są tu jeszcze jakieś łodzie?– A jakże! Dwie znacznie większe, ale bez wioseł.– Indianin nie zostawia swoich wioseł.Są jego prywatną własnością – wyjaśnił Smuga.– Skoro znalazłeś wiosła w łódce, to możesz być pewny, że ktoś chciał ułatwić nam ucieczkę.O tym pogadamy później, teraz ruszajmy!– Janie, na wyprawie to tak jak w wojsku.Zawsze musi być dowódca – rzekł Nowicki.– Ty jesteś dowódcą, ale pozwól, że na wodzie ja obejmę komendę.Rzeka wzburzona, woda duża, różnie może się przydarzyć.Widzisz, z wodą jestem obyty od szczeniaka.Wyrosłem nad naszą kochaną Wisłą, pełną zdradliwych wirów, zmiennych prądów i mielizn.Już jako chłopak ratowałem powodzian i topielców.– Zgoda, kapitanie! Widziałem twój mistrzowski wyczyn na Amurze[18].Rozkazuj!– Dobra! Sztucery na ściągniętych pasach zakładamy na plecy.Naboje pod koszule! Obwiążemy się lianą, żeby nie wypadły.W nagłej potrzebie mamy kolty pod ręką.W razie wywrotki płyń do najbliższego brzegu.Worki i pokuna na mojej głowie.Teraz siadaj przy dziobie, bierz wiosło, zagarniasz z lewej strony.Pilnuj dobrze wiosła, bo jeśli wypuścisz z rąk, już po nim.Smuga skinął głową i usiadł na wyznaczonym miejscu.Zdawał sobie sprawę, że żeglowanie po wzburzonej rzece wymaga dużej sprawności, śmiałości, odwagi i siły.W tych zaletach celował olbrzymi marynarz z Powiśla.Nowicki, zanim usiadł w łodzi, uważnie rozejrzał się wokoło.Było już prawie widno.Cykady właśnie rozpoczęły swój poranny chóralny koncert.Mgła z wolna opadała, nikła w jaskrawych barwach wschodu.Wzburzona, mętna, żółta toń rzeki niosła gałęzie palm, trzciny, kępy wodorostów podobne do wysepek.W głębi topieli natomiast kryły się porażające prądem drętwy elektryczne, jadowite płaszczki, czyli raje, żarłoczne piranie, podobne do małych węgorzy rybki canero podstępnie wślizgujące się w otwory ludzkiego ciała, krokodyle oraz setki mniej lub bardziej groźnych stworzeń.Tak więc przymusowa kąpiel mogła się tragicznie skończyć dla niefortunnego żeglarza.Obydwa brzegi rzeki gęsto porastały drzewa, smukłe palmy, bambusy i trzciny.Plątanina korzeni wyzierała z niedostępnych brzegów i zanurzała się w rzece.W górze gąszcz konarów, niczym olbrzymi parasol, zwisał nisko nad wodą, ocieniając przybrzeżne pasy rzeki.Płynąc takim naturalnym tunelem łódź byłaby trudna do zauważenia, lecz krycie się pod płaszczem roślinności również nie należało do bezpiecznych.Z gałęzi bowiem mogła się osunąć jadowita żmija lub potężna anakonda czatująca nad wodą na łup, na łódź mogły się też sypnąć roje zdradliwych leśnych mrówek czy jadowitych os.Po chwili namysłu Nowicki odezwał się:– Wydaje mi się, Janku, że ten mikrus Tasulinczi ze swoimi dzikusami zbyt daleko wczoraj nie odpłynął.Burza na pewno zmusiła ich do schronienia się na brzegu.Czy nie za wcześnie ruszamy za nimi?– O tym samym w tej chwili myślałem – odparł Smuga.– Śmierć depcze nam po piętach i czai się przed nami.– Szybciej byśmy umykali środkiem rzeki, ale wtedy Tasulinczaki od razu nas wypatrzą.Bezpieczniej, ale za to znacznie wolniej możemy płynąć przy brzegu, gdzie w razie potrzeby moglibyśmy szybko przycupnąć w gąszczu.Jak radzisz, Janie?– Pościg jest dla nas groźniejszy – odpowiedział Smuga.– Kampowie mają większe łodzie i więcej wioślarzy.Mogą nas dogonić.Tasulinczi natomiast, wobec niedostępności brzegów, mógłby wylądować tylko gdzieś na piaszczystej łasze, która będzie widoczna z pewnej odległości.Przez jakiś czas możemy płynąć środkiem rzeki, potem jednak posterujesz w pobliże brzegu.Nowicki uciął kilka elastycznych lian, którymi przewiązali się w pasie, żeby zabezpieczyć przed wypadnięciem pudełka z nabojami schowane pod koszulami.Następnie umieścił worki oraz pokunę na dnie łódki, zepchnął ją na wodę i wskoczył na rufę.Łódź porwana gwałtownym prądem zanurzyła się głęboko, niczym znarowiony rumak zachybotała niebezpiecznie, próbowała odwrócić się rufą do przodu, ale doświadczony marynarz wprawnymi ruchami wiosła ukrócił jej harce, zmusił do posłuszeństwa.Pomknęli z prądem środkiem rzeki.Smuga i Nowicki sterujący łodzią okazali się zgraną parą wioślarzy.Nowicki wypatrywał i zręcznie omijał groźne wiry oraz duże kępy krzewów, a gdy nieraz zderzenie zdawało się nieuniknione, wtedy Smuga szybko odkładał wiosło, by żerdzią odepchnąć łódkę na bezpieczną odległość.Jak zwykle wczesnym rankiem lub przed wieczorem, ponad rzeką pojawiały się śnieżnobiałe czaple, różowe flamingi, różnobarwne wrzaskliwe papugi i dzikie kaczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]