[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O cesarzu Dżirdżisie, który został mnichemCesarz oddał rządy nad królestwem swemu synowi, a sam poświęciłsię sprawom Bożym.Zbudował wspomniany już klasztor za miastem,nad brzegiem morza.Pewnego dnia udałem się tam konno z mymprzewodnikiem Grekiem.I zobaczyliśmy, jak cesarz podążał pieszo,odziany we włosiennicę, a na głowie miał wysoki kołpak wełniany.Nosił długą, białą brodę, a na jego pięknym obliczu widoczne byłyoznaki pobożności.Przed nim i za nim podążali mnisi.W ręku trzymałkostur, a na szyi zawieszony miał różaniec.Gdy ujrzał go mój Grek,ukląkł i rzekł do mnie: Uklęknij i ty, gdyż jest to rodzic cesarza".Grek pozdrowił go, a onspytał, kim jestem.Potem zatrzymał się i przywołał mnie.Podszedłemprzeto do niego, on zaś ujął moją rękę i rzekł do Greka, który znał mowęarabską: Powiedz temu Saracenowi, że pragnę uściskać dłoń tego, któryodwiedził Jerozolimę, którego nogi stąpały w Bazylice na Skale, wwielkiej świątyni zwanej Kościołem Zmartwychwstania i w Betlejem",po czym dotknął ręką mych stóp i potarł nią swe oblicze.Zdumiałem się takim potraktowaniem człowieka innej wiary.Za-czemująwszy mnie za rękę, jął wypytywać o Jerozolimę i o tamecz-nychchrześcijan.Wszedłem z nim na poświęcony teren kościoła, o którymbyła mowa poprzednio.Kiedy zbliżył się do głównych drzwi, kilkuksięży i zakonników wyszło mu naprzeciw z pozdrowieniem.Na widokduchownych, których cesarz jest przełożonym, puścił moją rękę, ja zaśpoprosiłem o pozwolenie zwiedzenia kościoła.Ten wszelako rzekł przeztłumacza, że wejść do świątyni może jenoten, kto przedtem ucałuje krzyż, wedle z dawna przyjętego zwyczaju.Opuściłem go tedy i nie widziałem już więcej.Opis mojego odjazdu z KonstantynopolaWyjechaliśmy z Konstantynopola wespół z przewodnikiem Grekiem.Minęliśmy granicę siedzib Greków i wjechaliśmy w step.Przewodnikdoprowadził nas do miasta Baba Saltuk.Był silny mróz.Włożyłem trzykożuchy i dwie pary szarawarów, jedne na drugie.Na nogach miałembuty filcowe, na nich buty wyłożone lnianą materią, na tych zaś trzeciąparę butów z bułgary, czyli skóry końskiej, wyłożoną wilcza skórą*.Choć myłem się w gorącej wodzie nad ogniem, każda ściekająca kroplaod razu ścinała się w lód.Gdym mył twarz, a woda spływała mi nabrodę, zamarzała, tak że kiedy potrząsnąłem brodą, spadała podobna dośniegu.Woda zaś, która spływała z nosa, zamarzała mi na wąsach.Niemogłem też dosiąść konia z powodu wielu szat, bez pomocy moichtowarzyszy.Przybyłem następnie do miasta Hadż Tarchan, gdzie rozstaliśmy się zsułtanem Uzbekiem.Okazało się, że właśnie wyruszył był w podróż i żezatrzymał się w stolicy królestwa.Jako że rzeki były zamarznięte,podróżowaliśmy jeszcze trzy dni po rzece Itil i po innych rzekach.Gdypotrzebowaliśmy wody, rąbaliśmy lód na kawałki i podgrzewaliśmy takdługo, póki się nie rozpuścił.ChorezmPrzybywszy na koniec do miasta Sara (Saraj), znanego jako SaraBerke*, które jest stolicą sułtana Uzbeka, udaliśmy się do sułtana.Tenjął nas wypytywać o podróż, o króla Greków i o jego miasto, a myopowiedzieliśmy mu o wszystkim.Rozkazał tedy, by przyniesiono nampotrzebne rzeczy i dano kwaterę.Położona na równinie Sara jest jednym z piękniejszych miast; jest ononieskończenie wielkie i zamieszkałe przez liczną ludność.Posiada wielepięknych bazarów i szerokich ulic.Pewnego dnia udaliśmy się nakoniach w kompanii kilku możnych miasta, aby objechać je wokoło ipoznać jego wielkość.Jako że kwatera nasza położona była na krańcumiasta, wyjechaliśmy rano, atoli na drugi kraniec miasta dotarliśmy popołudniu.Przebyliśmy też wszerz miasto pieszo, co nam zajęło w obiestrony połowę dnia.Domy stoją w mieście jeden obok drugiego wnieskończenie długim szeregu i nie ma w nim ruin ani ogrodów.Stoi tutrzynaście meczetów do piątkowych nabożeństw, z których jeden jestszyicki.Okrom tych jest wiele (innych) meczetów.Miasto zamieszkują przeróżne nacje: Mongołowie, którzy sąmieszkańcami kraju, władcami jego i po części wyznawcami islamu;dalej muzułmańscy Asowie* tudzież narody chrześcijańskie, a więcKipczacy*, Czerkiesi, Rusowie i Grecy.Każda nacja mieszka wosobnej, wydzielonej dzielnicy i tam też posiada swoje bazary.Kupcy iprzybysze z obu Iraków, Syrii, Egiptu i innych krain* zamieszkują(osobną) dzielnicę, która ogrodzona jest murem dla ochrony mieniakupców.Pałac sułtana zwany jest Ałtun-tasz*, a ł t u n zaś znaczy złoto", a t as z głowa".Z Sara udałem się w dalszą podróż przez pustynię.W dziesięć dni po wyjezdzie z Sara przybyliśmy do miasta, którezowie się Saradżuk*, czyli jak byśmy powiedzieli Mała Sara,albowiem słowo d ż u k znaczy mały".A leży ono nad brzegiem dużejrzeki, którą nazywają Ułusu (Ural), co znaczy wielka woda".Biegnieprzez nią most zbudowany z łodzi, podobny do mostu w Bagdadzie.W owym mieście zakończyliśmy podróż końmi, które ciągnęły naszearby.Sprzedaliśmy je po cztery denary i po niższej cenie, albowiemkonie nasze były silnie wyczerpane, a nadto zwierzęta te są tu w bardzoniskiej cenie.Do ciągnięcia naszych arb wynajęliśmy wielbłądy.W Saradżuk jest klasztor należący do starego, bogobojnego Turkaimieniem Ata, co znaczy ojciec".Turek ów gościł nas w klasztorze iokazywał wiele dobroci.Podejmował nas również sędzia miasta, któregoimienia już nie pomnę.I znów jechaliśmy przez trzydzieści dni w wielkim pośpiechu, niezatrzymując się (w ciągu dnia) dłużej niż na dwie godziny, przy czymjedną godzinę odpoczywaliśmy o wschodzie słońca, a drugą ozachodzie.Postoje trwały jeno tak długo, ile trzeba było na ugotowaniezupy z d u g i i na jej spożycie.Do zupy z dugi, którą wystarczy jenozagotować, by nadawała się do jedzenia, podróżni dodają suszone mięsoi zalewają ją mlekiem.Poza tym nawet podczas posiłku i snupodróżujący arbą nie przerywa jazdy.Miałem ze sobą w arbie trzy niewolnice.Ludzie podróżujący przezową pustynię zwykli przebywać ją w wielkim pośpiechu z powoduskąpej roślinności.Większa część wielbłądów po przejściu przez pu-stynię pada; pozostałe przy życiu mogą być użyte dopiero w następnymroku, gdy jeno zostaną odpasione.Wodę na pustyni znachodzi się wstudniach oddalonych od siebie o dwa albo trzy dni drogi, gdzie zbierasię po deszczu, lub w płytkich, wysychających zródłach.Po przebyciu pustyni dotarliśmy do Chorezmu*, który jest naj-większym, najpotężniejszym, najpiękniejszym i najważniejszymmiastem Turków.Chorezm posiada ładne bazary, szerokie ulice, licznebudowle i piękne zabytki.Miasto tętni życiem z powodu wielkiej liczbymieszkańców i wydaje się jako falujące morze.Pewnego dnia, gdymjechał przez miasto, wstąpiłem na targowisko, a gdy dobrnąłem do jegośrodka, znalazłem się w najbardziej tłocznymmiejscu.Wskutek straszliwej ciżby ludzi daremnie usiłowałem wydostaćsię stąd, na próżno też usiłowałem zawrócić.I tak oto znalazłem się wtłumie, z którego dopiero po wielu trudach zdołałem się wydostać.Mówiono mi, że tłok ten ustaje na targowisku dopiero w dzień piątkowy,kiedy to zamyka się rynek Kajserija i inne bazary [ Pobierz całość w formacie PDF ]