RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bestia po raz kolejny zakwiliła i znów prąd chłodnej energii przeniknął ramię księcia.Potwór cofnął się w kierunku portalu.Albinos skoczył na przeciwnika i zebrawszy wszystkie siły zadał cios w głowę.Czaszka pękła niczym lodowa bryła.Elryk pobiegł korytarzem w głąb cytadeli.Ciszę przerywały krzyki i jęki, wzmacniane jeszcze odbijającym się od sklepienia echem.Wyglądało na to, że lodowej bestii nie czekała wcale łatwa śmierć.Podłoga podnosiła się, przechodząc w spiralną rampę.Spojrzawszy w dół, Elryk zadrżał, ujrzał bowiem bezdenną otchłań subtelnych, niebezpiecznie przyciągających kolorów.Ledwie zdołał oderwać od nich wzrok.Mocniej ścisnąwszy miecz ruszył wyżej.Było tam to samo co w dole, czyli migotliwa otchłań.Jedyny stały element stanowiła rampa, coraz bardziej zresztą przypominająca cienko rżnięty, przezroczysty kryształ.Wokół dominowały błękity i żółcie naznaczone śladami ciemnej czerwieni, czerni i oranżu, jak i wielu innych, niedostrzegalnych dla ludzkiego oka kolorów.Elryk wiedział, że znajduje się w którejś z prowincji Dawnych Królestw i że wijąca się w górę rampa z pewnością zaprowadzi go w jakiś niezbyt bezpieczny zakątek.W końcu dotarł na szczyt.Przerzucony nad barwną otchłanią most wiódł ku spowitej błękitnym blaskiem bramie.Wokół nic nie wróżyło niebezpieczeństwa.Ostrożnie przemierzył most i wszedł pod sklepione przejście.Wszystko było tu błękitne, nawet jego postać nabrała niebieskawych odcieni.Im dalej szedł, tym błękit stawał się głębszy.Nagle Zwiastun Burzy zaczął pomrukiwać.Po części ostrzeżony przez miecz, a po części przez swój szósty zmysł, Elryk skręcił w prawo, gdzie widniało następne przejście, tym razem pogrążone w ciemnoczerwonym blasku.Przystanął na chwilę, by przyjrzeć się bogactwu barw w miejscu zetknięcia się obu korytarzy i stwierdził, że tutaj kolory potrafią przyciągać, podobnie jak te w otchłani.Zmusił się do marszu.Kolejny, zielony korytarz pojawił się po lewej, następny, też z lewej, był żółty, inny jeszcze fiołkoworóżowy, aż w końcu Elryk znalazł się uwięziony pomiędzy dziesiątkami różnobarwnych promieni.Ciął je mieczem i czarne promieniowanie zmieniło na chwilę wszystkie barwy w zwykłe światło.W tęczowym chaosie zamajaczyła jakaś postać.Elrykowi wydało się, że rozpoznaje sylwetkę mężczyzny, przynajmniej z kształtu, bo nie z rozmiarów.Podszedł bliżej.Nie, nie był to gigant, w rzeczywistości postać była niższa nawet od księcia.Książę wciąż jednak odnosi wrażenie, że widzi kogoś o zakłóconych proporcjach ciała.Zupełnie, jakby zjawa naprawdę była gigantem, a Elryk po prostu dorósł do jej rozmiarów.Widziadło ruszyło w kierunku Elryka i przeszło przez niego.Na pewno nie było to całkowite złudzenie, bowiem książę wyraźnie wyczuł ducha, którego ciało wydawało się nieprawdopodobnie gęste.Istota zatrzymała się, obróciła i wyciągnęła ręce.Na jej twarzy malował się szyderczy grymas.Elryk machnął mieczem, który ku jego zdumieniu zatrzymał się bez wyraźnych skutków na cielsku stwora.Ten spróbował uchwycić księcia, jednak jego dłonie przeszły na wylot przez albinosa, który odetchnął z ulgą.Potem z przerażeniem ujrzał, jak sam zaczyna przeświecać z lekka.Owszem, najwyraźniej ktoś rzeczywiście był tu duchem i wszystko wskazywało na osobę Elryka!Istota po raz kolejny spróbowała go złapać.Znów bez powodzenia.Pewny już, że monstrum nie zagraża mu przynajmniej fizycznie, jak i świadom tego, że obecna sytuacja doprowadzić może go do szaleństwa, Elryk po prostu obrócił się i rzucił do ucieczki.Zupełnie niespodziewanie znalazł się w wielkiej sali, której ściany mieniły się niestałymi kolorami.Pośrodku siedziała niewielka postać z jakimiś małymi stworzonkami krążącymi jej po dłoni.Istota spojrzała na Elryka i uśmiechnęła się serdecznie.- Witaj, Królu Melniboné! Jak radzi sobie ostatni władca mej ukochanej ziemskiej rasy?Postać miała na sobie pobłyskujący strój błazeński, a na głowie wysoką koronę ze spiczastymi liśćmi, stanowiącą wyraźną trawestację i kpinę z koron prawdziwych, potężnych władców.Oblicze istoty było jakby kanciaste, szerokouste.- Witaj, lordzie Bało - Elryk skłonił się od niechcenia.- Osobliwie zwykłeś przyjmować swoich gości.- A co, źle się bawiłeś? Nie sądzisz, że ludzi jednak o wiele trudniej jest zadowolić niż bogów?- Nasze rozrywki rzadko są tak wyrafinowane.Gdzie jest królowa Yishana?- Za pozwoleniem, niech i ja mam swoje przyjemnostki, śmiertelniku.Tu ją mam.- Bało wskazał na jedno ze stworzeń siedzących na jego dłoni.Elryk podszedł bliżej i zaiste ujrzał Yishanę, jak i wielu spośród zaginionych żołnierzy.Bało spojrzał na niego i mrugnął.- Przy tych rozmiarach łatwiej ich upilnować.- Bez wątpienia, chociaż zastanawiam się, czy to my zrobiliśmy się więksi, czy też oni mniejsi.- Bystry jesteś, śmiertelniku.A może powiesz jeszcze, jak na to wpadłeś?- Widziałem twoje twory po drodze.Istoty, studnie i kolory, wszystkie coś zniekształcały, ale co właściwie.- Masę, królu Elryku! Ale tego do końca byś nie zrozumiał.Nawet władcy Melniboné, którzy bardziej przypominają bogów niż ludzi, nauczyli się ledwie z wierzchu naruszać strukturę pierwiastków.Znali rytuały, zaklęcia i czary, ale nigdy nie rozumieli, co naprawdę czynią.I tym się różnimy.- Ale ja dotarłem tutaj bez czarów.Wystarczyło zdyscyplinowanie umysłu.- Owszem, to pomaga, ale zapominasz o swym największym atucie, o mieczu.Tak naprawdę, to używasz go do rozwiązywania błahostek.Zupełnie, jakby ktoś wysyłał wielką galerę wojenną po to tylko, by złapać szprotkę.Ten miecz zachowuje swą potęgę w każdym wymiarze, królu Elryku, dosłownie w każdym!- Tak, to możliwe.Ale nie to mnie teraz interesuje.Czemu właściwie tu się znalazłeś, lordzie Bało?Błazen zachichotał śmiechem perlistym i melodyjnym.- Och, popadłem w niełaskę.Pokłóciłem się z moimi panami, którzy wzięli na poważnie jeden z moich żartów na temat bezsensu ich istnienia, egotyzmu, przeznaczenia i dumy.Odrzucają wszystko, co nie stawia ich na ołtarzach.Zatem i ja spłatałem im figla i uciekłem na Ziemię, gdzie oni, władcy Ładu i Chaosu, rzadko zaglądają, chyba że ich ktoś zawoła.Z pewnością uznasz mój pomysł za wyśmienity, Elryku, zresztą, każdy Melnibonéanin doceniłby go.Zamierzam ustanowić tu me własne królestwo.Królestwo Paradoksu.Trochę z Ładu, trochę z Chaosu, ot, taką krainę przeciwieństw i osobliwości.Żart.- Wydaje mi się, że świat, jaki mi opisujesz, istnieje już od dawna, lordzie Bało.Naprawdę, nie trzeba go tworzyć!- Dziwnie brzmi ta konia w ustach mieszkańca Melniboné!- Może.W podobnej chwili nie myślę o dobrych manierach.Uwolnisz Yishanę i mnie?- Ale ty jesteś gigantem.Obdarowałem cię statusem i wyglądem boga, bo pomyślałem, że możemy zostać partnerami w tym przedsięwzięciu!- Niestety, lordzie Bało.Nie podzielam twojego poczucia humoru, nie nadaję się do takich egzaltowanych imprez.Poza tym - Elryk skrzywił się nagle - mam wrażenie, że władcy Dawnych Światów nie zaakceptują tak łatwo twoich wybujałych ambicji, które zdają się pozostawać w niejakim konflikcie z ich planami.Bało roześmiał się, ale nic nie powiedział.Elryk też zdobył się na uśmiech, który ukryć miał plątaninę jego myśli.- Co zamierzasz uczynić, jeśli odmówię?- Ależ Elryku, nie zrobisz mi tego! Stać mnie na wiele osobliwych żartów, możesz stać się igraszką w moich rękach.- Zaiste? A Czarny Miecz?- Ach, tak.- Widzę, Balo, że w obsesyjnej pogoni za uciechami nie przemyślałeś jednak wszystkiego należycie.Winieneś włożyć więcej wysiłku w walkę ze mną, gdy tu szedłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl