RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale miasto okazało się puste, a Czerwonych znaleźli zebranych na Łące Kazań, jakby czekali na mowę Proroka.Miller nie spodziewał się, że w Proroczym Mieście żyje ich aż tylu, bo nigdy jeszcze nie widział ich wszystkich w jednym miejscu, jak teraz.Ale to przecież Czerwoni, prawda? Dlatego strzelał jak inni mężczyźni, strzelał i ładował, nie patrząc prawie, czy trafia.Jak mógł chybić, skoro stali tak blisko siebie? Ogarnęła go żądza krwi, był oszalały gniewem i mocą zabijania.Nie zauważył nawet, że inni się uspokajają.Strzelają rzadziej.On wciąż ładował i strzelał, ładował i strzelał, za każdym razem przechodząc o krok czy dwa bliżej, poza osłonę drzew.Przestał, dopiero kiedy przesunęli działa.Odsunął się i patrzył, jak kartacze wycinają w masie Czerwonych szerokie pokosy.Wtedy właśnie pierwszy raz zauważył, co się dzieje z Czerwonymi, co robią, a właściwie czego nie robią.Nie krzyczeli.Nie próbowali walczyć.Stali po prostu: mężczyźni, kobiety i dzieci stali i patrzyli na Białych, którzy ich mordują.Nikt nawet się nie odwrócił przed nadlatującym gradem żelaza.Żadne z rodziców nie zasłaniało dziecka przed strzałami.Stali tylko, czekali i ginęli.Kartacze przeorywały tłum; tylko ludzkie ciała stawały na drodze metalowego deszczu.Miller widział, jak padają.Ci, którzy jeszcze mogli, wstawali znowu, a przynajmniej klękali, podnosili głowy ponad masę trupów, żeby kolejny wybuch dosięgną! ich i zabił.Co to znaczy? Czyżby chcieli umierać?Miller rozejrzał się.Wraz z innymi stał w morzu trupów - dotarli już do obrzeży tłumu Czerwonych.U jego stóp leżał chłopiec w wieku Alvina, skulony, martwy, z okiem przestrzelonym kulą z muszkietu.Może to ja zabiłem tego chłopca?W chwilach ciszy między salwami z dział Miller słyszał płacz ludzi.Nie, nie Czerwonych, tych, co jeszcze żyli, tulących się do siebie w coraz mniejszej gromadzie.Nie; to płakali jego sąsiedzi, Biali stojący obok albo z tyłu.Niektórzy mówili coś, błagali.Dość już, powtarzali.Błagam, dość.Dość.Czyżby mówili do dział? Czy do czerwonych mężczyzn i kobiet, którzy uparcie stali w miejscu, nie próbowali uciekać, nie krzyczeli z przerażenia? A może zwracali się do strasznego, gryzącego bólu, który zapłonął w ich własnych sercach na widok tego, co uczynili, co czynią i czego jeszcze dokonają?Miller zauważył, że krew nie wsiąka w ziemię.Wyciekała z ran niedawno trafionych i tworzyła strużki, strumyki, szerokie potoki krwi, spływające po łące w dół, do Chybotliwego Kanoe.W ten czysty dzień poranne słońce lśniło czerwienią na wodach rzeki.A kiedy patrzył, nagle, w jednej chwili, woda w rzece stała się gładka jak szkło.Promienie słońca nie tańczyły już na falach, ale odbijały się jak od lustra.Oślepiały niemal.Nadal jednak widział samotnego Czerwonego, który szedł po wodzie jak Jezus w przypowieści, aż stanął w samym środku.Za Millerem nie rozlegały się już szepty.To był krzyk, coraz głośniejszy, liczniejszy.Przerwać ogień! Przestańcie! Odłóżcie broń! I głosy mówiące o tym człowieku, który stał na wodzie.Zabrzmiała trąbka.Wszyscy umilkli.- Ludzie! Czas z nimi skończyć! - zawołał Harrison.Siedział na tańczącym ogierze i zjeżdżał w dół po śliskiej od krwi trawie.Nie szedł za nim żaden z farmerów.Żołnierze w mundurach uformowali tyralierę i ruszyli naprzód, wystawiając bagnety.Tam, gdzie niedawno stało dziesięć tysięcy Czerwonych, teraz rozciągało się pole trupów i może tysiąc żywych, nędzna resztka zebrana nad brzegiem.W tej właśnie chwili z lasu wybiegł wysoki biały mężczyzna.Miał za małe ubranie, bose stopy, rozpiętą marynarkę i kamizelkę, włosy mokre i w bezładzie, twarz brudną i wilgotną.Ale Miller znał go, poznał, zanim jeszcze usłyszał jego głos.- Measure! - wykrzyknął.- To mój chłopak! Measure! Odrzucił muszkiet i wbiegł na pole trupów, na spotkanie syna.- Mój syn! Measure! On żyje! Ty żyjesz!Pośliznął się na krwi, czy może potknął o ciało, w każdym razie upadł, trafił rękami w rzekę krwi, ochlapał sobie pierś i twarz.Usłyszał głos Measure'a oddalonego najwyżej o dziesięć jardów.Chłopak krzyczał, żeby wszyscy go usłyszeli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl