RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem o dowcipie rysunkowym.Letniej nocy pod gwiazdami na wsi całuje się para.Kobieta mówi: "Ja ci wierzę, że mnie odwiedzisz w Nowym Jorku, ale na wszelki wypadek daj mi w zastaw zegarek".Przyłożyła usta do jego ucha.Czuł ciepły oddech.- I zemdleję pod twoimi drzwiami.Jakiś przechodzień mnie pod­niesie i położy na twoim warsztacie.Będziesz musiał odłożyć lutownicę i zająć się mną, jak dobry lekarz.Jacht się gwałtownie przechylił, dziób poszedł do góry i potem runął.Za rufą odgłos stał się głośniejszy.Pobliski kontynent oddychał ku morzu chłodem nocy, więc wiatr się wzmagał.Jeszcze większy przechył; w czarnym odmęcie zniknął na chwilę reling.Adżaratu wyłączyła automatycznego pilota i ujęła ster.Hardin zastąpił genuę mniejszym fokiem.Sądził, że podniecenie i chęć fizycznego zbliżenia wygasły w czasie rozmowy.Mylił się: zwijając genuę, czuł w ustach suche pragnienie, myślał wyłącznie o niej.Bryza znad lądu przypędziła wielką chmurę, która przesłoniła wszystkie gwiazdy.Na policzku czuł dłoń Adżaratu.- I bez gwiazd cię widzę - powiedziała szeptem.Pieściła go jakby lękliwie.- Bo promieniejesz.Hardin zadygotał.Poczuł na wargach jej drżące palce.Uchylił wargi i suchym językiem dotknął kobiecej dłoni.Zbliżył się do niej.Poczuł wielką nieporadność, ciemności go oślepiły, umysł, zastygł.Spotkały się ich ramiona, przylgnęła do niego jakby absolutnie odprężona, a jemu wydawało się, że jest kawałem raniącego za­rdzewiałego żelastwa.Wargami odszukała jego wargi, pocałowała go, a potem skryła głowę w jego szyi.Objął ją, dłonią gładził jedwabistą skórę.Wbrew sobie samemu czuł podniecenie.I przestał być sprężony.Delikatnie palcami odkrywał jej ciało i jego kształty, w ciemnościach odszukał twarz, ujął ostrożnie pod brodę i podniósł do ust.Całował długo i namiętnie.Oboje legli na kanapce kokpitu, złączeni wargami, spleceni nogami.Przemknęła mu myśl, że Adżaratu ma smak cynamonu, a kiedy roz­piął górną część bikini, jej sutki stwardniały mu w palcach; aksamit­nym językiem wdarła się w jego usta.Dłonie dziewczyny przestały szu­kać, lecz świadomie krążyły po torsie mężczyzny.Zesztywniał, gdy palcami zawędrowała niżej.I zatrzymał ją.- Co się stało? - spytała między szybkimi oddechami.Milczał patrząc w czarną noc, oczy i myśli miał wypełnioneKaroliną, wnętrze puste.- Piotr?!- Przepraszam cię.Nastąpiła długa cisza wypełniona szelestem wody, która jakby żegnała przebijający się przez nią jacht.Kiedy wreszcie Adżaratu odezwała się, miała oddech normalny, głos spokojny.- Bardzo mi przykro.Dotknęła jego twarzy.Szarpnął się do tyłu, ale zbyt późno: palce trafiły na mokry od łez policzek.- Mój biedaku! - szepnęła.- Przykro mi, że zawiodłem - powiedział.- To moja wina - odparła.Przez parę minut wpatrywał się w ciemność.- Coś ty powiedziała?- Nie zawiodłeś mnie.Oczekiwałam zbyt dużo.Chciałam wziąć, a nie mogłam dać.Hardin czekał, ale nie powiedziała nic więcej.- Co, co? Nie rozumiem.- W porządku, Piotrze! - powiedziała sztucznie beztroskim głosem.- To nieważne.Czuł się zagubiony i podejrzewał, że ona jest także zagubiona.Spytał: - Co masz na myśli? Wyjaśnij mi.- Jakaś inna kobieta będzie na pewno zdolna ci pomóc.Zrobi to lepiej ode mnie.Przez dłuższą chwilę nie docierał do niego sens tego, co powiedziała.Gdy zrozumiał, aż podskoczył.- Na miłość boską! Ty myślisz, że ja nie mogę, bo ty.Ooo, na miłość boską, co za bzdura!- Myślałam, że potrafię cię podniecić.Hardin głośno wyrzucił z siebie powietrze i spojrzał na czerń nieba.Miejscami chmura stawała się prawie przejrzysta i prześwitywały blado gwiazdy.Widział sylwetkę Adżaratu, gdy zakładała z powrotem bikini.Czuł się ułaskawiony.Skończyło się, związek z Karoliną pozostał nienaruszony.- Chciałbyś się napić herbaty? - spytała i przecisnęła się, idąc do trapiku.Stanęła w luku, czekając na odpowiedź.Ledwo dostrzegał jej sylwetkę w mroku, ale nieporadna postawa świadczyła, że straciła świadomość własnej gracji.Była okaleczona jego niepowodzeniem.Wstał.Czekała.Podszedł, z wahaniem sięgnął, by ją pocieszyć.I przygarnął jak dziecko.Stała nieruchoma, jakby wsłuchana w bez­słowny monolog delikatnej pieszczoty, gdy głaskał jej włosy i plecy.A potem już słowami usiłował wyjaśnić, że jego niezdolność do miłości nie jest jej winą.Gdy skończył, położyła mu głowę na ramieniu.- Chyba ci wierzę - powiedziała, dotykając jego ramion, pocie­rając je palcami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl