[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mavra przysunęła się jeszcze bliżej, w obawie, że może ją posłyszeć jakiś zapóznio-ny przechodzień. Nikogo nie widziałaś wyszeptała tamtej do ucha. Nie widziałaś mnie.Niezobaczysz mnie.Nie zobaczysz niczego, co robię.Teraz wrócisz do swojej roboty.Dziewczyna drgnęła, wyraz zdziwienia na jej twarzy pogłębił się.Rozejrzała siędookoła, wodząc niewidzącym wzrokiem przed Mavrą Chang.W końcu wzruszyła ra-mionami, odwróciła się i wróciła do szorowania posadzki.Mavra ruszyła dalej.Pewnie łatwiej byłoby po prostu ją zabić, a nie marnować cennego preparatu na takbeznadziejny przypadek.Wystarczyłby ucisk pewnych nerwów na szyi.Być może na-wet byłby to akt miłosierdzia.Mavra miała na swoim koncie zabójstwa, ale ich ofiaryzawsze na to w jakimś stopniu zasłużyły.Pewnie więc śmierć należała się Antorowi Tre-ligowi za to, co zrobił tym niegdyś zupełnie normalnym ludziom, i w imię uchronieniainnych potencjalnych ofiar, ale nie takiej bezradnej niewolnicy.111Była przekonana, że wszystkie te kobiety były takimi uciemiężonymi ofiarami.Ob-sługa w sali bankietowej, tancerki, sprzątaczka.Poddani, utrzymywani w posłuszeń-stwie za pomocą gąbki, sterowani mierzonymi, skąpymi dawkami antidotum.Nie trafiła na ślad Ziv, nadzorcy, o którym mówiła sprzątaczka.Przemykała w ci-szy długie korytarze i przestronne sale, omijając wielokrotnie niewolników o pustychoczach i kamery systemu bezpieczeństwa.Ukradkiem przemierzała sale zdobione z nie-zmiernym przepychem i inne, chylące się ku upadkowi.Napotykała ludzi w stanie gąb-kowej śpiączki tak głębokiej, że można ich było wykorzystać jako podstawy lamp czyelementy umeblowania.Jako osoba praktyczna zastanawiała się, w jaki sposób ich od-żywiano, ale sam ich widok przyprawiał ją o mdłości.Nie znalazła jednak nikogo, kto mógłby mieć jakąkolwiek władzę.Rozczarowanai przejęta obrzydzeniem, ruszyła w drogę powrotną.Jeżeli taki los spotykał ludzi, któ-rzy wpadli w ręce Antora Treliga, jakie przeznaczenie szykuje on całym cywilizacjom,jeżeli dopnie swego? Alaina miała rację: był potworem, a nie człowiekiem.Dotarła już prawie do swojej sypialni, gdy dostrzegła wreszcie kogoś, kogo po-trzebowała.Kobieta nie różniła się wyglądem czy odzieniem od tych, które spotkała112wcześniej, z jednym ważnym wyjątkiem: nosiła pas, koalicyjkę i pistolet.Posuwała siępowoli, sprawdzając drzwi i zabezpieczenia.Gdy Mavra wśliznęła się do sali, nie byłow niej poza nimi nikogo.Zamarła niczym kot czatujący na ptaka, przesuwając się niepostrzeżenie coraz bliżejwysokiej kobiety z pistoletem.Skoczyła wreszcie z odległości kilku metrów.Ruch obu-dził czujność kobiety, która się odwróciła z wyrazem zaskoczenia, dostrzegając pędzącyku niej czarny gibki kształt.Mavra była tak szybka, że dłoń tamtej nawet nie zdążyłasięgnąć kolby, kiedy ruch przerwało potężne kopnięcie w brzuch.Atak był tak gwałtowny, że kobietę-strażnika na chwilę dosłownie zatkało.Mavralądując wykonała przewrót i znów stała, gotowa do ciosu.Palcami wskazującym i środ-kowym prawej ręki dotknęła strażniczki, uruchamiając wtryskiwacze, lewą zaś złapałajej dłoń, przesuwając rękę ku broni.Podwójna dawka narkotyku obezwładniła wysokąi pewnie silniejszą kobietę, zanim ta zdołała chwycić Mavrę.Mavra odprężyła się teraz i popatrzyła na swą ofiarę, zastygłą w dziwacznej pozycji. Wstawaj! rozkazała, a strażniczka posłuchała od razu. Czy jest tu jakieśmiejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał?113 Tam odparła kobieta głosem automatu, wskazując najbliższe drzwi. Czy są tam kamery albo inne urządzenia? spytała Mavra na wszelki wypadek. Nie.Poszły; wysoką kobietę poganiał jej mały prześladowca.Pokój wyglądał na jakieśbiuro, od dawna nie używane.Mavra posadziła otumanioną ofiarę na podłodze, a potemuklękła naprzeciw niej. Jak cię nazywają? spytała. Jestem Micce odpowiedziała kobieta.Mavra westchnęła. No dobra, Micce, powiedz mi, ilu ludzi zamieszkuje Nowe Pompeje? Teraz czterdziestu jeden brzmiała odpowiedz. Nie licząc dzikusów, żywychtrupów i gości. A wszystkich razem, z wyłączeniem nowych gości? naciskała Mavra. Sto trzydziestu siedmiu.Mavra kiwnęła głową.To dawało jakieś pojęcie o stosunku sił. Ilu uzbrojonych strażników?114 Dwanaście osób. Dlaczego tak mało? dopytywała się agentka. Na pewno przydałby się sil-niejszy system bezpieczeństwa. Polegają raczej na automatycznej detekcji w newralgicznych punktach wyja-śniła strażniczka. Poza tym nikomu jeszcze nie udało się opuścić Nowych Pompeibez podania hasła. Kto zna kody? spytała Mavra. Tylko Członek Rady Trelig odparła Micce. Zmienia je codziennie w syste-mie, który zna tylko on.Mavra Chang zmarszczyła brwi.To trochę utrudniało zadanie. Czy jest tu dziewczyna, Nikki Zinder? spytała.Strażniczka przytaknęła. W izbach wartowników.Mavra wyciągnęła z Micce cierpliwymi pytaniami wszystkie niezbędne informacje:położenie pomieszczeń, ogólny rozkład budynku, plan zajęć mieszkańców, usytuowa-nie pokoju, w którym przetrzymywano Nikki, zabezpieczenie wejścia i wyjścia.Ustaliłatakże, że z wyjątkiem samego Treliga wszyscy mieszkańcy Nowych Pompei byli uza-115leżnieni od gąbki, której codzienną dostawę zapewniał sterowany komputerem statek.Odbywało się to w taki sposób, by nikt nie mógł zawładnąć większą partią i na tej pod-stawie wzniecić bunt przeciwko Treligowi.Szczególnie ta informacja była interesująca.Gąbkę przywożono więc małym statkiem zwiadowczym, mieszczącym w razie potrze-by czterech pasażerów.Z opisu strażniczki wynikało, że był to krążownik model 17, typdobrze jej znany.Doskonale się nada.Zabrała pistolet strażniczki, razem z pasem, upewniając się, że strażnicy przechowy-wali broń w niewielkiej specjalnej szafce.Wmówiła Micce, że i pas, i broń są na swoimmiejscu, tak by nie odczuwała ich braku.W ten sposób broń się ulotni niepostrzeżenienawet na kilka dni.Mavra się uśmiechnęła; miała znowu broń, a pycha Treliga mościłajej drogę do sukcesu. Gdzie jest doktor Zinder? spytała strażniczki, doładowując jej narkotyku. Po drugiej stronie odparła strażniczka.Mavra szybko oceniła szanse [ Pobierz całość w formacie PDF ]