RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz leżały w ukryciu poza wioską.Muszę po nie przyje­chać jeepem, gdy tylko się ściemni.Tym razem wyjrzały na światło dzienne najdziwaczniejsze stwory.Ciągle powtarzał się jeden, mający długą szyję i długą mordę z trzema dolnymi i z trzema górnymi zębami w pysku.Pozostałe części szczęk były bezzębne.Najciekawszym egzempla­rzem okazał się jednak okrągły i szeroki statek z sitowia, w kształcie prawdziwej arki.Miał trzy maszty z grubymi, pomarszczonymi żaglami wetknięte w okrągłe otwory na wypu­kłym pokładzie.Wyglądał na mistrzowskie dzieło piekarza, choć był z zastygłej lawy, a nie z piernika.- Teraz widzisz, skąd wiedziałem, że żagle były również z sitowia - dumnie oświadczył wójt wskazując na poziome bruzdy imitujące sitowie.Zauważyłem, że wójt pokaszliwał i rzęził lekko, widocznie zaczęło się u niego cocongo.Lecz on mi odrzekł, że cocongo nigdy jeszcze nie przebiegało tak lekko jak w tym roku.W każ­dym razie jak długo kaszlał, nie mógł wyprawiać się do pieczary; jeżeli ktoś tam by poszedł niezupełnie zdrowy, ściągnąłby na siebie „złe szczęście”.Niektórzy ludzie dawniej to celowo robili, aby się zaszyć w pieczarze i tam umrzeć.Gdy długousi zjawili się znów w Anakena w celu dokończenia robót, kierownictwo objął Lazarus.Zdrowy i sprężysty wdrapał się na mur i z niezawodnym instynktem dyrygował robotą w najbardziej odpowiedzialnym momencie tego osiemnastego dnia pracy, gdy kolos z hałasem uniósł się z kamiennej podpory i stanął.Wkrótce potem rozszalał się sztorm, kapitan musiał przepro­wadzić statek pod osłonę na drugą stronę wyspy i tam zako­twiczyć na kilka dni.Gdy sztorm ustał i statek znów powrócił zajmując swe stałe miejsce niedaleko nadbrzeżnych skał przy obozie, otrzymałem przez polowe radio wiadomość, że na pokła­dzie znajduje się jakiś pasażer z wioski, który koniecznie chce mi pokazać coś, co ma ze sobą na statku.Pojechałem mo­torówką i stwierdziłem, że tym wyspiarzem był młody Estevan, któremu zupełnie wyraźnie coś leżało na sercu.W jego uśmiechu przebijało jakieś dziecinne szczęście, czego nie widziało się u niego od czasu, gdy jego żona nagle odmówiła dalszych wypraw do pieczary.Zapytał uprzejmie, ale gorączkowo, czy nie ma na statku jakiegoś zupełnie ciemnego miejsca, gdyż chciałby mnie wtajemniczyć w coś bardzo ważnego.Zabrałem go do swej kajuty i spuściłem story.Mrok okazał się dostateczny.Estevan znikł na chwilę, potem wrócił wlokąc dwa wielkie tłumoki i dokładnie zamknął za sobą drzwi kajuty.Poprosił, abym stanął spokojnie w jednym rogu i był świadkiem tego, co zajdzie.W kajucie panował taki mrok, że ledwo rozróżniałem sylwetkę Estevana, gdy pochylał się nad czymś, co wyciągał z tłumoków.Najpierw przyszło mi na myśl, że wydobędzie coś fosforyzującego i dlatego nalegał na ciemność.Ale nie, to, co wydobył, było tak czarne jak otaczający nas mrok: zauważyłem tylko, że wdziewał to na siebie.A więc maska taneczna lub jakiś inny strój, w którym wystąpi.Zdawało mi się, że w ciemnościach widziałem długie kolczyki, które kołysały mu się z obu stron głowy, ale mrok nie pozwalał mi rozeznać dokładnie.Na końcu wyciągnął z tłumoków jakieś dwa duże i ciemne przedmioty, jeden położył na ziemi, a drugi na ławce przy mojej koi.Potem usiadł w kucki na podłodze i mogłem niewyraźnie widzieć, że położył obie ręce po obydwu stronach tego, co leżało na ziemi, jakby miał zamiar przeprowadzić poufną rozmowę z bliskim przyjacielem.Teraz zaczął niskim i modlitewnym głosem mruczeć polinezyjskie słowa.Upłynęło kilka sekund, zanim zrozumiałem, że nie szło tu o żadną pokazową demonstrację; młody, piękny wyspiarz dokonywał poważnego pogańskiego obrzędu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl