[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiertelnie zaskoczeni i przerażeni ludzie podkradli się na pierwsze piętro i posłuchali.Rejwach dochodził zza drzwi salonu.Ktoś najodważniejszy uchylił w końcu te drzwi, zajrzeli do środka i scenę zobaczyli niezapomnianą.W ogromnym salonie stał na środku katafalk przykryty jakąś czarną szmatą, dookoła paliło się sześć gromnic w wysokich świecznikach, do szmaty zaś przypięty był papier z napisem: Der Krieg kaput.Pod ścianami siedział cały sztab, straszliwie pijany, i płakał rzewnymi łzami.Ogólnie biorąc, nasze prywatne kontakty z wrogiem były nieliczne, ale za to dość osobliwe.Przez jakiś czas wojska niemieckie stacjonowały w Grójcu na Świńskim Targu, tuż pod skarpą, na której stal nasz dom, i żołnierze kręcili się wszędzie.Któregoś dnia przerażona służąca przyleciała do mojej matki.— Proszę pani, szkop tu wlazł i ukradł nam garnek! — doniosła w popłochu.— Jak to, ukradł? — zdenerwowała się matka.— A ja nie wiem.Przyleciał, poszwargotał, palcem pokazywał, potem złapał ten czerwony i uciekł.— No to trudno.Przepadło.Niech się udławi.W parę godzin później szkop z garnkiem wrócił.Garnek był pełen grochówki, którą z eleganckim ukłonem wręczył naszej Staśce, co przeraziło ją jeszcze bardziej.Moja matka w pierwszym odruchu chciała grochówkę wylać, ale zainteresował się nią pies.No dobrze, psu można dać.Służąca z ciekawości postanowiła spróbować, co też ci Niemcy żrą, za jej przykładem poszłam ja.W rezultacie cały gar grochówki został spożyty przez trzy jednostki, moja matka nie tknęła potrawy, bo jedną kroplą mogłaby się otruć, ja zaś muszę stwierdzić, że nigdy w życiu tak znakomitej grochówki nie jadłam.Błagałam potem przez całe lata, żeby ugotować taką samą, moja matka, ambicją tknięta, czyniła różne próby i starania, ale sukcesu nie osiągnęła.Być może na smak zupki wpłynął gatunek niemieckich konserw, bo chyba ona była na konserwach.Nazajutrz przyleciał ten sam żołnierz, znów złapał garnek i zwrócił go z krupnikiem.Krupniku nie znosiłam, ale spróbowałam i musiałam uznać, że też był niezły.Pies wyszedł na tym interesie najlepiej, krupnik smakował mu jeszcze bardziej niż grochówka, natomiast moja matka zdenerwowała się okropnie.Nie zniesie tego, żeby ją Niemcy dokarmiali, jak jakąś żebraczkę, i w ogóle co sobie to bydło myśli! Kazała służącej natychmiast odnaleźć tego żołnierza i zanieść mu cały gar duszonego schabu z kopytkami.Służąca nie latała za szkopem, przytomnie poczekała do następnego dnia i przy okazji kolejnego pożyczenia garnka obdarowała go potrawą.Wziął, podziękował, po czym więcej już nam zupek nie przynosił, więc widocznie aluzju poniał.Krótko potem wojsko przeniosło się gdzie indziej, być może cofnęło się na z góry upatrzone pozycje i stosunki wrogo–towarzysko–spożywcze uległy zakończeniu.Odległa od konspiracji moja matka narażała się we własnym zakresie.Już pomijam te zdechłe kurczaki, którymi rzucała w nieprzyjaciela na grójeckim dworcu kolejowym, ale raz wdarł się do mieszkania jakiś niemiecki oficer.Wlazł bez pukania jak świnia do chlewa i oczywiście pies się na niego rzucił.Szkop wyrwał spluwę, ale na miejscu już była moja matka, jednym gestem miotnęła tego psa za drzwi, a ważyło bydlę pięćdziesiąt pięć kilogramów, i z rozcapierzonymi szponami wystartowała do Niemca.Poderwał kopyto, wściekły, palec miał na spuście i jednak nie przycisnął.Byłam przy tym, wciśnięta za skórzany fotel, który wszystkim kotom służył do ostrzenia pazurów, zamarłam, oniemiałam i omal trupem nie padłam.Szkop się jeszcze trochę z moją matką pokłócił, on mówił po niemiecku, ona po polsku, zły jak diabli schował spluwę i wyszedł.Po co przylazł, nie stało się wiadome.Raz mnie jakaś szarża na ulicy usiłowała poczęstować cukierkami.Matka trzymała mnie za rękę, nie zniżyła się do popatrzenia na owego oficera, z zimnym spojrzeniem utkwionym w dal warknęła do mnie: „Nie bierz!”— Warum? — zdziwił się szkop.— Laszego?Nie udzieliła odpowiedzi, mnie zaś od ujęcia w dłoń takiego cukierka z pewnością odpadłaby cała kończyna.Nie czepiał się, dał spokój, a przyczyną grzeczności bez wątpienia była uroda mojej matki [ Pobierz całość w formacie PDF ]