[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cud boski zwyczajny, że nie udało im się mnie utopić.Potem się dowiedziałam, że zawiniła Janka, bo coś tam źle robiła, z wysiłkiem powstrzymałam na ustach pytanie, po cholerę ją w takim razie zatrudnił? Podobno sam potrafił poprowadzić „Dar Pomorza”.Umiał zatem w końcu czy nie…?Za to przy wiosłach pokazał wielką klasę.Wypłynęliśmy na pagaje dość daleko, jezioro było wąskie i długie, wracaliśmy pod wiatr.Siedziałam na rufie, rozmawialiśmy na jakieś atrakcyjne tematy i nagle uświadomiłam sobie, że płyniemy tak już przeszło godzinę, trzciny biegną do tyłu, on cały czas wiosłuje, pod wiatr i pod falę, mówi do mnie i nawet mu się oddech nie zmienia.Rany boskie, jakby nic nie robił, maszyna nie człowiek! Mowę mi odjęło, uprzejmie pytam, jak ja mogłam zawracać sobie głowę drobnymi wadami w obliczu takiej doskonałości…?Nad tym Okminem przeżywałam chwile kontrastowe.Tu podziw, zachwyt oraz inne takie, mężczyzna przy moim boku diament czysty i perła bez skazy, kochający w dodatku, a z drugiej strony o wpół do czwartej rano wyrywał mnie ze snu łomot potworny.Dźwięki ogłuszające i brzękliwe, wszyscy wiedzą, jak głos po wodzie niesie, ludność wiejska otóż wypływała na jezioro i płoszyła ryby, waląc młotkiem w patelnie i naśladując perkusję przykrywami od , saganów.Jezus Mario, choroby nerwowej można było dostać.A mówiłam, że ryby wlokły się po moim całym życiorysie!Pomijam już to, że ustawicznie musiałam myć nogi, bo z zakurzonymi do namiotu nie wolno było wejść, ale dosiedzieliśmy tam do września.Od czternastego roku życia nie byłam już wprawdzie przesadnie delikatna, mimo to wieczorny prysznic w temperaturze czterech stopni powyżej zera jakoś przestał mi sprawiać przyjemność.Znów zażądałam powrotu, dosyć tych spartańskich warunków, w Warszawie mam co robić.Ostatniego wieczoru przed planowanym odjazdem Marek podstępnie i perfidnie spytał, czy chcę na kolację kurczaka, upieczonego na rożnie.Tego kurczaka nie przebaczę mu do końca życia.W życiu nie piekłam drobiu na rożnie, szczególnie w plenerze, bażanta w popiele owszem, a kurczaka na rożnie akurat nie i do widzenia.Chciałam, pewnie, dlaczego nie miałam chcieć? Poszedł do wsi, nabył młodego kogutka…Kolację spożyliśmy o drugiej w nocy, a i to jeszcze podlec był twardy.Koguta mam na myśli.Całe odium spadło na mnie, o co chodzi, przecież sama chciałam! Jasny piorun, o nie, nie położyłam uszu po sobie, zbuntowałam się tym razem, wyraźnie wyłupałam, że to on wiedział, jak to pieczenie wygląda, a nie ja, trzeba mnie było uprzedzić albo w ogóle nie zadawać głupich pytań, spyta, na przykład, czy chcę zobaczyć, jak żywa ośmiornica wypuszcza sepię, no jasne, kto by nie chciał, a potem się okaże, że w tym celu musimy jechać do Australii i znów będzie, że sama chciałam! Zdawał sobie sprawę ze skutków, gówno denne, nie zgadzam się ponosić odpowiedzialności!!!Na co usłyszałam, że jest zwolennikiem nauki empirycznej.Proszę bardzo, niech sama zobaczę, jak wyglądają rezultaty nieprzemyślanych decyzji.Wyjaśniłam z kolei, że nie chodzę już do szkoły, nie angażowałam sobie nauczyciela, tylko wręcz przeciwnie, pokłóciliśmy się i w wyniku całego konfliktu opuściliśmy Okmin o szóstej po południu, chociaż w planach była dziesiąta rano.Ratunku.Zwijanie biwaku też nie zaliczało się do moich umiejętności, mimo doświadczeń obozowych sprzed lat nie znałam się na tym, nigdzie nie jest powiedziane, że muszę się znać na wszystkim, poza tym od wieków miałam zwyczaj wrzucać wszystko do samochodu jak popadnie i wcale nie musiało to być porządnie zapakowane.Zamyka się drzwiczki i bagażnik i po krzyku.Żeby nie było nieporozumień, wyjaśniam, iż tkwiliśmy tam sami, jego synowie dawno odjechali i nie brali udziału ani w żeglowaniu na prześcieradle, ani w kogucie.Co do synów, to starszy powiedział kiedyś, w głębokiej zadumie i tonem bardzo melancholijnym:— Ciekawa rzecz, co w tym tkwi.Jak ojca nie ma, to człowiek nie ma nic do roboty, jak ojciec jest, to chwili oddechu nie można złapać…Po odjeździe znad Okmina odgadłam, że ta obłędna pracowitość musi mieć podłoże nerwicowe.Zatrzymaliśmy się gdzieś po drodze, bo Marek postanowił umyć samochód, żeby takim brudnym nie wjeżdżać do Warszawy.Słońce już zaczynało zachodzić.Mył pudło nad jakimś kolejnym jeziorem, przy czym kłóciliśmy się cały czas, tyle że nad wyraz kulturalnie.Mył je i mył, w końcu dał spokój reszcie i ograniczył się do przedniej szyby.Wycierał ją, nie szyba to była, tylko górski kryształ, nic równie czystego nie istniało na świecie, nie szkodzi, oblewał wodą ponownie i apiać wycierał.Nie strzymałam, nie lubię jeździć po ciemku, i wszystko we mnie zawiązywało się na supeł.— Nie chcę się wtrącać, kochanie — powiedziałam głosem anioła — ale niekoniecznie trzeba przetrzeć tę szybę na wylot…Wtedy się wreszcie opamiętał.Na marginesie, mogę pisać o nim, co mi się spodoba, bo z pewnością tego utworu nie przeczyta.Nie wiem, co w tym jest, ale przynależni do mnie mężczyźni nie znosili mojej twórczości jednakowo, bez względu na różnice charakterów…Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy i przy jakiej okazji znalazłam się pierwszy raz na Wielkiej Pardubickiej.Wiadomo, że odbywa się ta gonitwa na jesieni, dokładnie wtedy, kiedy na służewieckim torze leci Wielka Warszawska.Musiałam chyba pojechać specjalnie i byliśmy wtedy sami, dopiero następnym razem zabrałam dzieci.Tor był ciężki, padły trzy konie i jeden dżokej.Do Wiednia za to udałam się bez Marka.Muszę te wszystkie wyjazdy pozałatwiać, żeby dojść wreszcie do Związku Radzieckiego.Możliwe, że chronologia nieco okuleje, ale ruski wojaż miał w sobie elementy, wynikłe z wcześniejszych doświadczeń.Dat nie pamiętam, niech już zatem odpracuję temat hurtem.Pojechaliśmy wtedy do tego Wiednia we troje, z Jerzym i jego narzeczoną [ Pobierz całość w formacie PDF ]