RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeszła boso na śniadanie.Garth obserwował ze swego miejsca w wykuszu, jak żona wchodzi do sypialni i zamyka drzwi, a w dziesięć minutpózniej schodzi, bosonoga, na dół.Zdumiewał go upór, z jakim wciąż broniła się przed zawarciem zgody.Uczyniwszy krok naprzód, cofała się zawsze o pół kroku  do twardej skorupy, którą się otoczyła od czasu swejpodróży. Tato!  zawołała Penny.Zszedł więc na dół na śniadanie.Podłoga w kuchni była czysta.Z wypełnionego pobrzegi koszaw kącie wysypywały się nasiąknięte pomarańczowym płynem papierowe reczniki.Cliff i Penny nakryli do stołu,nalali do szklanek soku greipfrutowego i spiętrzyli na talerzu stertę pączków.Kawa była gotowa.Cała trójkasiedziała spokojnie przy stole, uśmiechając się do niego.324  Czyżbym wszedł do niewłaściwej kuchni?  zapytał.Penny zachichotała.Podniósł szklankę z sokiem. Zaprzepiękny dzień.Sabrina spojrzała mu w oczy. Dziękuję  powiedziała miękko.W samochodzie poczuł, że trochę się odprężyła. Jak to przyjemnie spędzać w ten sposób sobotę  powiedziała.Zupełnie jakby nigdy przedtem tego nie robiła.Może tak było w pewnym sensie, pomyślał.Nigdy nie przeżywała tego będąc w rozterce przed podjęciem decyzji oswej przyszłości.Naszej przyszłości, dodał w duchu; muszę jej o tym przypomnieć.Na tylnym siedzeniu Penny i Cliff odgadywali na wyścigi marki przejeżdżających samochodów.Garth byłpochłonięty własnymi myślami.Zostawiona samej sobie Sabrina oglądała krajobraz, który przesuwał się przed jejoczami: pola równo zaorane aż po horyzont, bydło na łąkach, które stało nieruchomo lub przechadzało się stadkamijak goście na przyjęciach, białe domy na farmach, wiśniowoczerwone stodoły, jaskrawożółte traktory na tlebłękitnego nieba, głęboki brąz gleby i przepyszne jesienne liście.Farmy w Europie były mniejsze, starsze, bardziej zniszczone.Te amerykańskie, zdaniem Sabriny, promieniowałyekspansywnością i upartym dążeniem do postępu, wtopione harmonijnie w pejzaż.Miała ochotę utrwalić widok nakartach szkicownika, zapamiętać na zawsze.Sad jabłoniowy leżał wśród jeziorek.Niektóre z nich otoczone były domkami, przystaniami, parkami, i zalanetłumem weekendowiczów.Garth klął coraz gęstsze korki na drodze. Czy możemy wysiąść?  jęknął Cliff. Przegonimy cię i zostawimy daleko w tyle. Mam lepszy pomysł  zażartował Garth. Ty prowadz.Najwyższy czas, żebyś zaczął pracować, a ja się wtym czasie zabawię.Matka i ja pójdziemy sobie spacerkiem do sadu, a ty i Penny będziecie się użerać z ruchem nadrodze. Serio to mówisz, tato?  spytał Cliff skwapliwie. Pozwolisz mi prowadzić?Garth potrząsnął głową. Prawo tego zabrania.Kiedy będziesz miał piętnaście lat, nauczysz się w szkole. Ta nauka jest nic nie warta  oświadczył z lekceważeniem Cliff. Skoro tak, będę cię również sam uczył, ale dopiero wtedy.Już wkrótce wskoczysz za kółko, a twoja matka i jabędziemy gryzć paznokcie ze zdenerwowania, ilekroć dziesięć minut spóznisz się325 z powrotem do domu.Nie ścigaj się z czasem  dla naszego i własnego dobra.Ich głosy dochodziły do Sabriny jakby z bardzo daleka.Nie będzie mnie tutaj, gdy Cliff skończy piętnaście lat.Garth i ja nigdy nie pójdziemy sobie spacerkiem, podczas gdy Cliff i Penny będą się zamiast nas zmagać zkorkami.Będą rosnąć i zmieniać się, gdy mnie już tu dawno nie będzie.I  ta myśl nagle ją uderzyła  nawet niebędą wiedzieć, że mnie już nie ma.Zona Gartha, matka Penny i Cliffa wciąż będzie uczestniczyć w ich życiu,sprzeczkach, żartach i rodzinnych rozmowach, rankami i przed snem.Będzie miała udział w ich miłości.Zniknietylko Sabrina.Garth wjechał w gąszcz samochodów na parkingu i spojrzał na nią z uśmiechem.Raptem twarz mu się ściągnęła. Co się stało? Potrząsnęła szybko głową. Nic.Idziemy?Wzięli ze sobą kosze i weszli do sadu.Powietrze przepajała soczysta woń dojrzałych jabłek, które zaścielałypogniecioną trawę pod drzewami.Gałęzie uginały się pod ciężarem owoców, doskonale okrągłych, odbladożółtozielonych do ciemnozłotych z rumieńcem czerwieni.Wszędzie wokół zbieracze sypali je do koszy iplastikowych toreb.Lecz oni szli dalej, dopóki nie znalezli cichego zakątka.Cliff rzucił jedno spojrzenie napokręcone drzewa, z radosnym pohukiwaniem podskoczył i pewnymi ruchami piął się w górę przez plątaninę gałęzii liści. Niczym rodzony brat szympansa  powiedział Garth rozbawiony.Penny zaczęła wdrapywać się za nim, lecz Cliff zawołał w dół: Czekaj! Najpierw ja będę ci zrzucał, a potem zamienimy się.Pomogę ci wejść na górę.Sabrina była tym wzruszona.Swarzyli się, lecz Stefania nauczyła ich również partnerstwa.Patrzyli z Garthem, jakdzieci wchodzą w rytm zrywania, rzucania i łapania owoców. Może przejdziemy się chwilę?  spytała. Zwietny pomysł. Wziął ją pod ramię i pomachał do Cliffa na drzewie. Zaraz wrócimy.Jak nazbieracie buszel *, zacznijcie następny.Pamiętajcie tylko, że będziecie musieli samiobrać te jabłka w domu, więc nie rozpędzajcie się za bardzo.* Buszel  miara objętości, około 36 litrów.326 Cliff zastygł na chwilę z wyciągniętą reka, a potem skinął głową.Gdy odchodzili, Sabrina usłyszała, jak mówi zpodziwem do Penny: Mama nie powiedziała nam nawet, żebyśmy uważali.Poszli ścieżką między drzewami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl