RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałabym bardzo wiedzieć, jak długo jeszcze będziemy znosić tę zniewagę.Z przerażającym uporem nasza administracja domaga się na każdym dokumencie poświadczenia podpisu autora, aczkolwiek wszędzie pojawia się paragraf o karalności fałszywego zeznania.Facet zełgał i podał nieprawdziwe informacje, podpisał się w oczach administracji, administracja poświadczyła, łgarstwo wyszło na jaw.Kto, teoretycznie, pójdzie siedzieć albo zapłaci karę? Ten podpisany? A z jakiej racji? Skoro jego podpisu nie uznano, okazał się niewystarczający, skoro potraktowano go jak nieodpowiedzialnego półgłówka, siedzieć powinna ta poświadczająca administracja!Człowiek dorosły, pełnoletni, samodzielny, nie karany, traktowany jest jak potencjalny przestępca, a przy okazji może także debil, który sam nie wie, co mówi i robi.Celem jego życia jest oszustwo.Tak to wygląda w świetle przepisów, pochodzących z dawnych czasów, których to przepisów najwyraźniej w świecie wielce szanowna administracja nie zamierza zmienić.Może nadal jest to obliczone na zatruwanie życia społeczeństwu, niech przełażą przez te kłody rzucane pod nogi, bo jeszcze by im się we łbach poprzewracało.Każde załatwianie czegokolwiek, każdy drobiazg, każde pismo wystosowane do władz administracyjnych napotyka kretyńską przeszkodę w postaci poświadczenia podpisu.Traci się czas i zdrowie, przeżywa się upokorzenie, żebrze się bez mała o dowód istnienia! Jak długo jeszcze…?!Nie mówię o kwestiach ewidentnie notarialnych, testamenty, sprzedaż nieruchomości, jakieś przesunięcia hipoteczne i tym podobne.Mówię o zwykłych papierach, krążących po rozmaitych biurach i administracjach, też zresztą wynikłych z dawnych przepisów biurokratycznych i potrzebnych jak dziura w moście.Nie dość, że niepotrzebne, to jeszcze człowiek lata i szuka możliwości poświadczenia podpisu.Trochę zgadłam.Otóż istnieje szansa, że jakiś łobuz sfałszuje podpis porządnego człowieka i z tego wynikną karalne komplikacje.Fałszerstwo łatwo stwierdzić, istnieje takie coś jak grafologia.Instytucje administracyjne nie mają najmniejszej ochoty dowalać sobie roboty, angażować grafologa, odkręcać sprawy, zwalają zatem wszystko na tego porządnego człowieka, niech on się martwi i stara.Proszę porządnych ludzi, dlaczego, do wszystkich diabłów, pozwalamy sobą pomiatać…?!Tak na marginesie, w chwili ujawnienia wreszcie bezrobocia znalazłam się w budowli, zajętej wyłącznie przez administrację, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie na samej górze mieścił się dział filatelistyczny „Ars Polony”.Szłam po schodach na trzecie piętro i trwało to dość długo, bo chodzenie po schodach nie zalicza się do moich największych przyjemności.Na piętrze pierwszym stał sobie stoliczek i krzesełeczka, przy stoliczku i na krzesełeczkach zaś siedziały panie urzędniczki i piły kawkę.Dotarłam do owej filatelistyki, załatwiłam sprawę, ściśle mówiąc, zakup katalogów, odczekałam ile trzeba, zamówiłam sobie następne, udałam się do kasy, zapłaciłam, pogawędziłam i zeszłam na dół, nieco szybciej niż pod górę, ale też mi w oczach nie migało.Na pierwszym piętrze nadal siedziały sobie przy kawce te straszliwie zapracowane panie…W dodatku tymi wszystkimi poświadczeniami zdejmuje się z ludzi poczucie odpowiedzialności.Odpowiedzialność, jako taka, i tak w tym kraju nie egzystuje.Cała działalność wyższych wymiarów sprawiedliwości, rzekomo istniejących, stanowi pić na wodę, bo kto, pytam się grzecznie, poniósł konsekwencje skandalicznych decyzji, które zniszczyły naszą gospodarkę, roztrwoniły pieniądze i zmuszają teraz ministrów do dojenia najniższych warstw społeczeństwa, żeby nikt z elity nie musiał rezygnować z premii? Metoda niweczenia poczucia odpowiedzialności opracowana jest, jak widać, doskonale i nawet, muszę przyznać, napawa otuchą.Coś przecież jednak umiemy zrobić doskonale…A przykład, prosty i zgoła prymitywny, niech będzie, mogę jeszcze podać.Syn Heńka i Hanki, Jurek, ten co wymiatał, względnie wyrzekał, na weselu Lilki, zgodnie z naturą podrósł i dobiegł wieku lat czternastu.Akurat byłam tam u nich i Hanka wylała mi na łonie skargi na dziecko.Co za okropny chłopak, nie chce się uczyć, lekcje odrabia wyłącznie pod przymusem, ona go musi pilnować pazurami i zębami, sama sprawdza, co ma zadane, i wisi mu nad głową niczym sęp, bo inaczej podlec nic nie zrobi i znów dwóję przyniesie.Plan lekcji ma w domu, książki i zeszyty sama pakuje mu do teczki…!Złapałam Jurka w cztery oczy.Taka znowu pedagogiczna nigdy w życiu nie byłam, ale zaciekawiło mnie, w czym rzecz.— Czyś zgłupiał? — spytałam ze zgorszeniem.— Szkoła to jest coś, co trzeba odwalić, i wiesz o tym bardzo dobrze.Dlaczego lekceważysz to sobie tak przeraźliwie?— Matka pilnuje, to co mnie to obchodzi? — odparł Jurek beztrosko, ale z cieniem jakby rozgoryczenia.— Jakby mnie zostawiła w spokoju, to bym musiał sam, a tak, to co mam sobie życie zatruwać?No właśnie.Pilnować człowieka na każdym kroku i jego poczucie odpowiedzialności mamy z głowy.Kiedy, do pioruna, przyjdzie wreszcie komuś do głowy, że wysokie stanowisko to nie tylko splendor i forsa, ale także odpowiedzialność? Nie ma cięższej niż władza…Na zakończenie upiekę przy tym ogniu swoją prywatną pieczeń.Wychodzi nareszcie Pafnucy.Opowieści o niedźwiedziu Pafnucym nie miały szczęścia.Zaczęła je wydawać łódzka „Egida”, oprawa, acz efektowna, nie zdała egzaminu, okazała się upiornie droga i do tego spotkała się z krytyką nabywców.Dzieci z zapałem wyrywały kartki, które aż się o to wyrywanie prosiły, niszczyło się jedno, zanim ktokolwiek zdążył kupić drugie, w rezultacie zrezygnowano z druku, później zaś „Egida” znikła z horyzontu, jeśli nie całkowicie, to w każdym razie w odniesieniu do Pafnucego.Przejął go Polski Dom Wydawniczy i już zaczęło być fajnie, ale zabrakło grafika, a dzieło dla dzieci nie mogło nie zawierać obrazków.Dwa pierwsze opowiadania obrazki miały, ale i tak w Kanadzie wszyscy zgłaszali do mnie pretensje, że jest ich za mało.Dla dzieci powinny być na każdej stronie, niekoniecznie kolorowe, byle były, jest to zachęta i tak dalej.Zgadzam się z poglądem, ale co niby mogłam na to poradzić?Martwiłam się ogromnie, bo na żadnym utworze nie zależało mi tak jak na Pafnucym.Zaczęłam go pisać w charakterze korespondencji do Karoliny, która znajdowała się wtedy w Algierii.Iwona chciała zachęcić dziecko do czytania, domagała się ode mnie stosownego tekstu, w rezultacie zaczęłam wysyłać do nich powieść w odcinkach.Pierwsze zdanie pisałam drukowanymi literami, potem traciłam cierpliwość do tej mordęgi i reszta była na maszynie, czytała na głos Iwona.Wyszło na jaw, że nie wiadomo, która z nich bardziej czeka na dalszy ciąg, matka czy córka.Pisałam zatem dalszy ciąg.Opowiadań jest siedem i ukrytym tematem wszystkich jest ochrona środowiska.Ochrona lasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl