RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ale obawiam się, że musisz zmienić swoje plany.Lady rozważyła tę informację i jest zdecydowana obrać nowy kurs postępowania.Głupi druidzi z Ukrytego Kręgu ruszy­li drogą, która według Lady doprowadzi ich do klęski, tak samo jak Lorda Protektora.Jest przekonana, w zasadzie nawet pewna, że popadną w takie samouwielbienie, że do zagłady nie będą po­trzebowali żadnego udziału z naszej strony.Samozagłada drui­dów lepiej odpowiada planom Lady, niż pierwotny zamiar zni­szczenia ich od zewnątrz.W każdym razie nie życzy sobie, żebyś brała udział w jakichkolwiek operacjach, kierowanych przeciw działalności Kręgu.- A co z grupą Vernera i Estiosa?- Im także nie można pozwolić, aby przeszkadzali Kręgowi.To był kłopotliwy rozkaz.Sam nie należał do tych, którym ła­two coś wyperswadować.Miała do czynienia z jego zawziętym uporem podczas sprawy doppelgangera.Od tamtego czasu, kiedy zostali kochankami, zrozumiała jak głęboko zakorzenione miał po­czucie sprawiedliwości.Nie zboczy z obranej drogi, dopóki nie osiągnie celu.Nie mogliby razem żyć, gdyby zmusiła Sama do za­pomnienia Kręgowi jego zbrodni.Ku własnemu zaskoczeniu stwier­dziła, że martwi ją taka perspektywa.Dlaczego? Był zwyczajnym kochankiem, niczym więcej.Nawet nie zaczęła rozważać ukryte­go znaczenia swych myśli, kiedy Bombatu wznowił rozmowę.- Pani zdecydowała, że wyeliminowanie Vernera z gry naj­skuteczniej rozbiłoby operację runnerów.Oczekuje, że zajmiesz się szczegółami ze zwykłą sobie skutecznością.- Natychmiast pozbędę się go z kraju.- O nie, Katherine, to nie wystarczy.On musi zginąć.ROZDZIAŁ 23- Zachodnia część Romford Road.Sygnał audio był zaskoczeniem.Willie nie mówiła zwykle pod­czas riggowania.Twierdziła, że przeszkadza jej to w kontakcie z maszyną.Tropiła jednego z nowo zidentyfikowanych druidów, Thomasa Alfreda Carstairsa, Lorda Burmistrza przemysłowego okręgu Birmingham, londyńskiego Sprawi.Lordowi Burmistrzowi towa­rzyszyła para twardzieli, których skanery Willie zarejestrowały jako „rozwiniętych".Wszyscy trzej nosili broń.Poza usłużną ochroną, Lord Burmistrz obył się bez swego normalnego towarzystwa.Miał dziś wieczorem interes do załatwienia, prywatny interes.Ze schematu zabójstw wynikało, że dzisiejszej nocy nastąpi kolejne zabójstwo siedmiu osób, po jednej na każdego druida.Runnerzy wiedzieli już teraz, że Ukryty Krąg nie zastąpił człon­ków, którzy zginęli podczas przesilenia dnia z nocą.Nie rekruto­wali następców, aby odtworzyć pełny stan osobowy przed roz­poczęciem dalszych rytuałów.Czy byli pod presją czasu? Czy mieli wyznaczony jakiś nieprzekraczalny termin? Spiskowcy wciąż niewiele wiedzieli na temat motywów, kierujących mrocz­nymi poczynaniami Kręgu.Sam miał nadzieję, że Carstairsa będzie łatwiej tropić niż Glovera, kiedy po raz pierwszy odkryli powiązania pomiędzy zabój­stwami Szkielecika, a Ukrytym Kręgiem.Runnerzy nie mogli so­bie pozwolić na marnotrawstwo czasu na przeszukiwania domów, gdyby ich zgubił, zbliżając się do obranego miejsca zabójstwa.Sam nie chciał, żeby ktokolwiek jeszcze zginął w imię unicestwie­nia Kręgu.Śledzenie inspektora Burnside'a przestało wchodzić w rachu­bę.Koszty wzrosły niepomiernie, kiedy oficerowi wpadł w oko jeden ze szpiegowskich droidów Willie.Kazał go strącić magowi z oddziału antyinwigilacyjnego.Krasnoludka odmówiła wysyła­nia za nim dalszych patroli.Poświęcając noc, właśnie skończyli imienną identyfikację członków Kręgu i wystarczyło czasu na zlokalizowanie tylko jed­nego z druidów, czcigodnego pana Carstairsa.Jak wszyscy drui­dzi.Lord Burmistrz był czarodziejem i astralne śledzenie go sta­nowiło ryzykowną zabawę.Naziemny zespół słał regularne ra­porty, uzupełniane danymi, dostarczanymi przez droida Willie.Grupa pościgowa zdołała przedostać się przez tłum i mroźną zimową mgłę bez większych incydentów.Willie zasygnalizowa­ła, że Carstairs dotarł do miejsca przeznaczenia i runnerzy przegrupowali się.Carstairs wszedł do starego magazynu, którego nazwa i branża już dawno zostały starte przez czas i korozyjne działanie londyńskiej atmosfery.Pęknięty chodnik uliczny był pochylony, więc Sam domyślił się, że przebywali gdzieś blisko rzeki; mgła wyraźnie zgęstniała.- Zrób zwiad, Willie - polecił Sam.- Dowiedz się, gdzie sie­dzą i daj znać, kiedy rozpoczną rytuał.Wtedy ich złapiemy.Po cichu zgarniemy strażników, zanim zaczną zabijać.Pojedynczy sygnał oznaczał potwierdzenie ze strony Willie.Czekali.Estios i jego drużyna sprawdzali broń, chowając ją z powro­tem pod długimi płaszczami, gdy tylko jakiś przechodzień zbliżał się do nich.Hart przesunęła palcami po ozdobach na pasie.Były to granaty, ale wyglądały jak dekoracyjne świecidełka.Zdener­wowanie nie było jej domeną.Wydawała się być rozbita przez ostatnie dwa dni, ale ze smut­nym uśmiechem zbywała każdą próbę zagajenia rozmowy.Jej dziwne zachowanie powiększył tylko jego własną nerwowość.Kiedy Willie podskoczyła, przesłała podwójny sygnał do odbiornika w jego uchu.To nie był umówiony sygnał.Sam poczuł suchość w ustach.- Willie? - spytał niepewnie.- Co się dzieje? - odpowiedziała.- Gdzie jesteście chłopaki? Minęło dwadzieścia minut.- Czekamy na twój sygnał.Nie dałaś znaku.Chwila przerwy.- Nie słyszeliście krzyków?- Cholera! - nie dotarł do nich żaden dźwięk.Sam podniósł się z kolan i wyciągnął Narcoject Lethe.Broń ze środkiem usypiającym wydawała się zbył lekka i niegroźna.Ludzie byli właśnie torturowani na śmierć, a wszystko, czym dys­ponował to broń — zabawka.Czy to sprawiedliwe?Estios znajdował się już w połowie ulicy, kiedy Sam zszedł z chodnika.Chatterjee i O'Connor szli kilka metrów za swoim przewodnikiem.Jak zwykle, wysoki elf zamierzał być pierwszy w akcji.Hart trzymała się z tyłu.idąc równo z Samem.Wiedział, że mogłaby poruszać się znacznie szybciej, niż teraz.Czy nie czuła, tak jak reszta, że sprawa jest bardzo pilna? Prze­ciwko siedmiu druidom i nieznanej liczbie ich pachołków byli tylko grupa pięciu ludzi wraz ze zdalnie sterowanym droidem.Sam żałował, że nie ma z nimi Dodgera i jego Sandlera, ale elf wciąż grasował w Matrycy.Estios natarł na drzwi wejściowe, ale został natychmiast odrzu­cony do tyłu.Zatrzymując się stracił przez chwilę równowagę, a następnie uruchomił astralne zmysły.Łuna oświetlała drzwi wej­ściowe, magiczna bariera.Estios podniósł się, migotając świa­tłem aureoli, która go otaczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl