[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Proszę, proszę — zachęciła dość łaskawie pani Bogusia, złym okiem łypiąc na pasierba.— Elżuni moje pierożki się podobały, może teraz kotlecików spróbuje? Proszę siadać, proszę.Bubel wyciągnął butelkę wina, Elżbieta lody.Zaofiarowała się z pomocą.Pani Bogusia nawet i bez żadnej pomocy umiała zastawić stół w tempie imponującym, świeżutko usmażone kotleciki były jeszcze gorące, prawie skwierczały.Tadzio stanowił na razie jakby zgęszczone powietrze, z obowiązku obdarzone talerzem i sztućcami.Wyjął Bublowi z ust pierwszy wznoszony toast.— Pani raczy pozwolić — rzekł z naciskiem i odrobinę ściszył głos, bo te wstępne słowa zabrzmiały nieco zbyt potężnie.— Ja tu przyszedłem specjalnie w licznym towarzystwie, sami znajomi, żeby przy świadkach złożyć oświadczenie.Pani Bogusia zamarła z kieliszkiem w dłoni, a na oblicze jej zaczął wypływać rumieniec gniewu.Otworzyła usta, ale natchniony Tadzio nie dopuścił jej do głosu.— Żeby nie było żadnych wątpliwości.Otóż chcę powiedzieć i zobowiązać się uroczyście.Umarł mój ojciec, a tu był jego dom, jego żona i dzieci, i ja do żadnych spadków po nim najmniejszych pretensji nie mam.Jeśli trzeba i jeśli pani sobie życzy, mogę to dać na piśmie, a tu mamy raz, dwa, trzy… troje świadków pełnoletnich i na razie jeszcze całkowicie trzeźwych.Ani do części domu, ani do absolutnie żadnych pieniędzy, ani w ogóle do niczego się nie poczuwam, nic mnie nie dotyczy i niczego nie chcę.Samochodem ojca jeżdżę, zwrócę go w każdej chwili, w razie sprzedaży pieniądze należą do pani, ale dużo tego nie będzie, bo to złom, już sprawdziłem…Pani Bogusia też była zdania, że to złom i samochód jej zbytnio nie wzruszył.Zastygła w fazie połowicznego gniewu.— Jedno mam tylko życzenie — kontynuował Tadzio.— Chciałbym dostać pamiątki po ojcu, takie rzeczy, które i tak by zostały wyrzucone, niepotrzebne i bezwartościowe, a dla mnie cenne uczuciowo.Na przykład guziki…— Co…?! — wyrwało się osłupiałemu Bublowi.który nie został wtajemniczony w dodatkowe aspekty wizyty.— Guziki — powtórzył Tadzio, znów z naciskiem.— Dziadek zbierał, ojciec też, metalowe przeważnie.I tym podobne.Stare atlasy, stare słowniki.Chcę uprzejmie prosić, żeby pani, zamiast wyrzucić, mnie to oddała, bo coś po ojcu człowiek chciałby mieć, a bogacić się na tym nie zamierzam.No, jest jeszcze jedno, a wiem, że pani tego nie lubi i aż się boję napomknąć, ale też chętnie zabiorę, no dobrze, już powiem.Wędki.I nic więcej, bo ja jestem dorosły i daję sobie radę, a wszystko po ojcu należy się jego żonie i młodszym dzieciom.Raz to chcę wyraźnie powiedzieć, wiążąco, żeby mnie pani nie musiała uważać za pijawkę i wroga, bo jeszcze poczytuję sobie za obowiązek zrobić wszystko, czego ojciec nie zdążył.Chociażby drzwi od szafy i parę innych drobnostek.Państwa za świadków biorę.To wszystko.Zdrowie pani i mojego rodzeństwa!Pani Bogusia słuchała w milczeniu i przemówienie stopniowo zaczynało jej się wydawać równie głupie, jak korzystne.Mimo woli wzrokiem sprawdziła, czy naprawdę ma świadków, spływało na nią ukojenie, wciąż jeszcze połączone z nieufnością, bo czy to możliwe, żeby ktoś się dobrowolnie mienia wyrzekał? To kretyn jakiś, ten Tadzio, nie złoczyńca żaden, tylko zwyczajny półgłówek, ale, prawdę mówiąc, do Seweryna w tym podobny, więc może prawdę mówi?Patrzyła na troje zaniemiałych świadków, siedzących wokół stołu i wlepiających w nią gały.Przedtem w Tadzia, teraz w nią.Wino wypili bez słowa i dalej wlepiali, coś chyba powinna odpowiedzieć…? Zaraz, co on mówił o tych remontach i naprawach? Przy świadkach mówił! A proszę bardzo, niech bierze te śmieci, co Seweryn zbierał, dawno miała ochotę to wyrzucić, i niech bierze to świństwo wstrętne, to obrzydlistwo, które jej męża z rąk wyrywało, a jeszcze jej własne dziecko do ohydy ciągnie, niech zabiera, niech jej to zniknie z oczu, a za to niech naprawia.O.właśnie! Tak to trzeba załatwić!— No to państwo wszyscy słyszą — rzekła z właściwym sobie taktem.— Jak mi Tadzio te rujnacje poreperuje.to ja nawet i o tym samochodzie słyszeć nie chcę, wziął Tadzio, niech trzyma.I tę resztę po nieboszczyku też.razem obejrzymy i Tadzio sobie, co chce, zabierze, proszę bardzo, tylko na te wędki ja patrzeć nie będę, to sobie Tadzio ze Stasiem, z bratem, załatwi.A naprawiać, to kiedy…?Tadzio przytomnie złapał okazję.— A kiedy pani chce, choćby i zaraz.Pan Henryk wiem, że oglądał, a tu ojciec narzędzia różne miał i już można zaczynać.— Teraz to nie — zadecydowała pani Bogusia.— Teraz to kotletów proszę spróbować i ciekawa jestem, co Elżunia powie.Elżbieta ocknęła się z zapatrzenia.Tadzio, jej zdaniem, załatwił sprawę genialnie, ujrzała przed sobą otwartą drogę do penetracji domu.Nawet gdyby pani Bogusia najgorsze świństwo przyrządziła, gotowa była pochwalić je ogniście.Spróbowała kotlecika.— No wie pani…!Bubel nareszcie dorwał się do głosu.— A co tam Elżunia, na kuchni i na smakach mężczyźni się znają, a nie kobiety, ja tu nic nie mówię, bo mi mowę odjęło.Łaskawa pani, w życiu nic tak dobrego nie jadłem! Nie wiem, co to jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]