[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okularnik dwa razy wychodził i schodził na dół.Za drugim razem Pawełek ostrożnie pośpieszył za nim i stwierdził, że robi to samo co na początku.Zatrzymuje się w progu domu, rozgląda dookoła i wraca.— Jestem pewna, że czekał na kogoś albo na coś — orzekła Janeczka.— Wcale mi się to nie podoba i prawdę mówiąc, on mi się wydaje najbardziej podejrzany ze wszystkiego.Zupełnie jakby czekał na jakiegoś wspólnika od przestępczych machinacji.— Możliwe — zgodził się Pawełek.— Ale głowy bym nie dał, bo to przecież też adwokat.Też mówili do niego „panie mecenasie”.— No to co? Może sobie zamówił na przykład fałszywego świadka.Nie podoba mi się i już!— Ale że Czesia nie było…? Tego to już całkiem nie rozumiem.A w ogóle głodny jestem i najpierw zjem obiad, a dopiero potem zacznę myśleć…— Telefony się do was urywają — zawiadomiła ich pani Krystyna, kiedy tylko przekroczyli próg domu.— Dzwoniła jakaś pani Bortuń i jakiś Stefek.Obydwoje czekają na wasz telefon, bo mają dla was strasznie ważne wiadomości.— Fajnie! — ucieszył się Pawełek, zapominając nagle o obiedzie.— Od kogo zaczniemy?— Od pani Amelii.Stefek może poczekać.Telefon pani Amelii był zajęty tak długo, że zdecydowali się zmienić kolejność.Konwersację odbył Pawełek.— Ty, on mówi, że ma coś ekstra o Czesiu! — syknął, zasłaniając ręką membranę.— Pyta czy może przyjść.Przez telefon za dużo gadania.— Niech przyjdzie — przyzwoliła Janeczka łaskawie.— Może się dowiemy, dlaczego go nie było.— Dobra, wpadnij — powiedział Pawełek do słuchawki.— Za jaką godzinę…Połączenie z panią Amelią uzyskali w pięć minut później.Tym razem rozmawiała Janeczka.— Udało mi się wreszcie dodzwonić do biura numerów — powiedziała pani Amelia.— Ten numer, o który pytaliście, należy do jakiegoś Władysława Barańskiego.Mieszka na Bonifacego sto trzydzieści.— Gdzie?! — spytała Janeczka, nie wierząc własnym uszom.— Na Bonifacego sto trzydzieści.Nie wiem, gdzie to jest…— Nic nie szkodzi, my wiemy…— Ty, co ona mówi? — syknął Pawełek, widząc, że jego siostrze czerwienieją policzki i podejrzanie zaczynają błyszczeć oczy.Pani Amelia musiała mówić coś sensownego.Janeczka niecierpliwie machnęła ręką.— Zaraz.Dziękujemy bardzo.Ale my do pani mamy jeszcze jedną sprawę.Chcieliśmy zapytać, czy pani wuj jakoś się nagle nie wzbogacił.Chociaż trochę.— Proszę? — zdziwiła się pani Amelia.— Co masz na myśli?— Powiem pani dokładnie — zdecydowała się nagle Janeczka.— Uważamy, że pani jest porządną osobą i nie zdradzi pani naszych tajemnic.No więc nam się wydaje, że możliwe jest, że pani wuj sprzedał kiedyś jakieś znaczki.Ale to były bardzo drogie znaczki, więc gdyby sprzedał, musiałby dostać dużo pieniędzy.I możliwe, że pani mogła to zauważyć i w ogóle coś o tym wiedzieć.Więc właśnie pytam.— A wiesz, że chyba masz rację — powiedziała po króciutkiej chwili pani Amelia trochę niepewnie i z odrobiną zaskoczenia w głosie.— Jak wychodziłam za mąż, dostałam od ciotki i wuja prezent ślubny, zdumiewająco drogi.Srebrne nakrycia na dwanaście osób, przepiękne, a do tego jeszcze robot kuchenny.Wszyscy się zdziwili, a wuj powiedział, że akurat w odpowiedniej chwili miał przypływ gotówki.Może to było to?Blask na twarzy Janeczki wzmógł się do tego stopnia, że Pawełek prawie stracił cierpliwość.Wydał z siebie gniewne prychnięcie.Janeczka znów zamachała ręką.— I kiedy to było? — spytała pośpiesznie.— Dwanaście lat temu.— Ale nie wie pani, komu mógł sprzedać?— Ja nawet nie wiem, czy w ogóle coś sprzedał…— Albo może z kim miał jakieś interesy, albo co… Może przypadkiem coś powiedział…— Nie.Chociaż… Czekaj! Byłam wtedy tak wzruszona i tak przejęta tym prezentem, że doskonale pamiętam całą scenę.Ciocia i wujek przyjechali w przeddzień ślubu, powiedzieli, że nie będą się pchali z tobołami do kościoła… Byli moi rodzice i mój mąż, to znaczy wtedy to był jeszcze narzeczony…Pawełek wydawał z siebie na zmianę groźne prychanie i wściekłe syki.Janeczka pogroziła mu pięścią.Pani Amelia z ożywieniem wspominała dalej.— Ktoś coś powiedział o robieniu doskonałych interesów.Wujek powiedział, że trzeba raz, a dobrze.Takich właśnie słów użył.A…! I że ktoś tam, być może, zrobił jeszcze lepszy interes, ale on mu nie żałuje, bo dostał doskonałe pieniądze.Tak, teraz mi się przypomina! I chyba padło nazwisko, jakieś takie obce… Majer…? Bayer…? Nie, to aspiryna…— Może Spayer… ? — podsunęła Janeczka bez tchu.— Spayer! Tak, właśnie! Nie mam pojęcia kto to był, ale może właśnie z tym kimś wujek robił interesy…? Ale mnie się to przypomina bardzo niejasno i wcale nie wiem, czy jedno z drugim ma coś wspólnego…— Pani jest dla nas po prostu bezcenna — oznajmiła Janeczka uroczyście.— Wyrzucenie kart ze Szwecji ma pani już z głowy.Teraz my jesteśmy pani mnóstwo winni.Gdyby pani było coś potrzebne, zrobimy to natychmiast!— Mów, co ona mówiła, bo mnie do reszty zdenerwujesz! — zawarczał rozwścieczony Pawełek, kiedy jego siostra odłożyła wreszcie słuchawkę.— Ja ci mówiłem!Janeczka była wniebowzięta.— Cicho bądź! Nie chciałam jej przerywać, bo ona sobie przypominała.Słuchaj, jesteśmy genialni! Zgadliśmy wszystko!— No…?!— Ten jej wuj sprzedał znaczki panu Spayerowi! Sekundy było potrzeba Pawełkowi dla powiązania ze sobą wszystkich elementów.— Niech ja kichnę i pęknę sto dwadzieścia razy! Spayer! Ta nieboszczka z tamtego mieszkania nazywa się Spayerowa! Ty, to te znaczki tam faktycznie są!— Wcale nie wiem.Czekaj, bo to nie koniec.Ten numer z kartki, ten z szuflady [ Pobierz całość w formacie PDF ]