[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wynajmowali się kupcomdo pilnowania magazynów; zdarzało się też, wcale nie tak rzadko, że za stosownąopłatą robili z kimś porządek, jak eufemistycznie ujmował to żargon.Z Sinym pozostawali w dobrych sąsiedzkich stosunkach.W swojej krypcie naprzestrzeni lat zgromadzili kolekcję broni, której część pochodziła ze śmieciarskichznalezisk.Siny dostarczał im też za pół ceny drewno na opał.W zamian wojownicymieli oko na siedzibę śmieciarzy.Sama obecność zbrojnych do pewnego stopnia za-bezpieczała przed nieproszonymi gośćmi.Każdą wolną chwilę wykorzystywali na ćwiczenie swoich umiejętności.TerazRybi Pysk i Rożek fechtowali się pośrodku korytarza, w blasku pojedynczej pochodni.Szczur obserwował ich, rzucając od czasu do czasu komentarz czy wskazówkę.Bruneusiadł nieopodal i patrzył na nich w milczeniu.W końcu Rybi Pysk go zauważył. Hej ty, śmieciarski pomiocie! Czego tu szukasz? Jest was trzech padła odpowiedz. No i co z tego, że trzech, półgłówku? Może przydałby się czwarty do poćwiczenia, jeśli macie zapasową broń. Wolne żarty! Zmykaj, pókim dobry warknął zwalisty odmieniec, lecz Szczuruciszył go machnięciem ręki, wyraznie zaintrygowany. Broń się znajdzie, jeśli naprawdę umiesz się posługiwać żelazem powie-dział powoli, przypatrując się przybyszowi. Nie zmierzyłbym się z tym śmierdzielem, choćby mi zapłacili prychnął RybiPysk. Zwietnie, w takim razie co powiesz na mały zakład? podchwycił natych-miast Brune. Dajcie mi jakiś porządny rapier albo szpadę, i niech twoi przyjacieleliczą do czterdziestu.Nie zranisz mnie ani nie rozbroisz przez ten czas.Rybi Pysk zawahał się, zbity z tropu. Nie masz o co się zakładać, łachmyto sięgnął do ostatniego argumentu. Jeśli przegram zakład, oddam ci ten nóż. Brune wyjął sztylet i obrócił go wdłoni. Co ty na to? A jeśli wygrasz, chłopcze, co wtedy? spytał z uśmiechem Rożek. Wtedy będę mógł od jutra z wami ćwiczyć. Co, chłopaki, mam się zgodzić? Rybi Pysk zerknął niepewnie na Szczura.Siny się nie wkurzy, jak zrobię krzywdę temu pajacowi? Takiś mądry, to spróbuj stwierdził stary. Co ci szkodzi? Tylko ostrożnie,na tępą broń.A ty, chłopcze, masz, załóż moje rękawice.Brune spełnił polecenie.Zważył w ręku nieco zardzewiały rapier do ćwiczeń,który mu podano, po czym zgrabnie wywinął nim ósemkę.Rybi Pysk uniósł brwi.Starli się.Rożek i Szczur liczyli głośno. A niech mnie zmora popieści! Słuchajcie, ten drań sobie całkiem niezle radzi stwierdził poirytowany Rybi Pysk, gdy już stało się jasne, jaki jest wynik zakładu. Widzę właśnie. Szczur wstał i ujął broń. Chodz, chłopcze.Teraz mnie po-każesz, co potrafisz.Dość długo trwało, zanim stary odmieniec zdołał rozbroić przeciwnika.Za-brzmiały oklaski u wylotu korytarza zdążyło się zebrać kilku ciekawskich, w tymZnajda, który patrzył na wszystko z rozdziawionymi ustami. Aadnie stwierdził Szczur, opuszczając rapier. Naprawdę ładnie.Brune dyskretnie zacisnął i rozprostował palce prawej dłoni.Ręka mu drżała zmęczył się bardziej, niż przewidywał. Szybki jesteś, kolego, tylko słaby w ręku jak dziewczyna. Rożek mrugnął doniego życzliwie. Nie martw się, zaradzimy temu.* * *Brune dołożył do ognia.Patrzył, jak płomienie powoli pochłaniają kawałki sta-rych desek i mebli.Myślał o powrocie na powierzchnię.Zastanawiał się, czy to ma jakiś sens.Jestem skażonym magiem, dokąd pójdę? Nie mam w tym mieście przyjaciół.Na dobrą sprawę nie wiem, ile umiem.Słońce sprawia mi ból, na ulicach roi się odsług srebra.Co miałbym robić, do cholery? Kraść i zabijać?Jego wspomnienia nadal przesłaniała mgła.Wciąż na nowo usiłował sięgnąć wjej głąb, przypomnieć sobie, kim był wcześniej.Bezskutecznie.Do ogniska przysiadł się Znajda.Milczeli jakiś czas.Znajdzie rzuciło się w oczy, o ile lepiej wygląda przyjaciel [ Pobierz całość w formacie PDF ]