[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby był bogaty.! Boże drogi, może i rzeczywiście te baby z zeszłe-go wieku miały rozum, wychodząc za bogatych starych pryków.nie, właśnienie miały rozumu, przedkładając nad nich młodych, pięknych i ubogich.Idiot-ki, nie wiedziały, co znaczą kłopoty finansowe.Może i ona powinna, nie baczącna uczucia, poszukać sobie antypatycznego miliardera.? Sympatyczny, oczywi-ście, będzie zajęty.Wyrzec się Tomasza.Zanim dotarła do mieszkania rodziców, zdążyła porozumieć się sama ze sobą.Nie, nie zamierzała wyrzec się Tomasza.Myśl o zastąpieniu go antypatycznymmiliarderem, niewątpliwie starym, grubym i despotycznym, była nie do przyjęcia,napełniała wstrętem.Szczególnym przypadkiem wszyscy znani jej bardzo bogacifaceci byli starzy, grubi i despotyczni, niektórzy także gburowaci i zle wychowa-ni, ponadto obleśni.Z takimi za nic! Nie miała w sobie odpowiednich skłonności,dawne kurtyzany budziły w niej głębokie współczucie i wielką niechęć do zawo-du.Należało raczej zmusić Tomasza do zrobienia majątku, no i oczywiście samejodzyskać majątek po pra-prababci, co też byłoby niezłym wyjściem. Jak oni mogli tak wszystko stracić? spytała z rozgoryczeniem, spotkaw-szy w bramie wracającą z pracy matkę. Przecież ja czytałam te wszystkie pa-miętniki, oni mieli majątek!Pani Idalia nie żywiła najmniejszych wątpliwości, o kim jej córka mówi. Zdaje się, że nie było w tej rodzinie ani jednej osoby, która umiałaby o tozadbać odparła sucho. No, może z wyjątkiem ciotecznej babki Barbary.Aleona też, zdaje się, potrafiła tylko zarobić, nie oszczędzać. To nawet nie jest kwestia oszczędzania.Można być rozrzutnym, tracić dlaprzyjemności, byle nie poniżej zera.Ale oni stracili głupio, a przyjemności w tymnie widzę żadnej. Tu, Agnisiu, przesadzasz, niesłusznie szkalujesz przodków.Najpierw byływojny, a potem załatwił ich ustrój.Na końcu zaś, trudno to ukryć, twoja ciotkaMaryna.Rozumiem, że potrzeba ci pieniędzy.Co się stało?Razem weszły do mieszkania. Mąż ciotki Maryny sprostowała Agnieszka. Poszłam odebrać wazo-nik z epoki Sung.Komunikat o jedenastu milionach złotych zmartwił panią Idalię i zakłopo-tał, zarazem dostarczając jej pociechy, w postaci przypuszczalnej ceny naczynia.Nim jednak zaczęłoby się myśleć o cenie, należało je przedtem odebrać.Ona teżw pierwszej kolejności pomyślała o Amelii. Jeśli się nie wybiera w żadną podróż, może wyasygnuje chociaż połowę.236Resztę spróbujemy uzbierać wspólnymi siłami.Sądzę, że ogólnie mamy tyle, aleza coś trzeba żyć. Może wujek Jurek? podsunęła beznadziejnie Agnieszka, zaglądając doszufladek w starym kredensie, bo odruch szukania kluczy miała już w sobie zako-rzeniony. Nie chciałabym od niego pożyczać.Karmili nas podob no przez dwadzie-ścia lat, poza tym, o ile wiem, on w coś inwestuje i nie ma wolnych pieniędzy.Zostaw te szuflady, przeszukane już były dziesięć razy. Może coś sprzedać? Sprzedać jedno, żeby kupić drugie.? Odzyskać.I cenniejsze. Ale przecież nie zamierzasz tego wazonika sprzedawać? Agnieszka zawa-hała się.Sprzedałaby go zapewne, gdyby ktoś dał jej dobrą cenę, dzięki temu mia-łaby z głowy błędowskie perypetie, z drugiej jednakże strony wyzbywać się tychresztek na czarną godzinę dla złudnych miraży.? Co jej przyjdzie z Błędowa,jeśli tam nic nie ma? Albo Sung, albo klucze wymamrotała mimo woli.Pani Idalia nic na to nie odrzekła i zajęła się przyrządzaniem posiłku.Niemiała najmniejszej ochoty uczestniczyć w historycznym szaleństwie, któremu po-świeciła życie jej matka i które, najwyrazniej w świecie, teraz opętało jej córkę.Szmergiel chodził falami, objawiał się w co drugim pokoleniu.Szczęście jesz-cze, że Agnieszka nie prezentowała tak doskonałej nieudolności praktycznej jakJustyna.Doznała skojarzenia i jakiś fragment jej umysłu ucieszył się zmianą ustroju.Miała na obiad gotową zupkę pieczarkową, gotowe mielone kotlety i gotowe piu-re z kartofli.Do tego głowiastą sałatę, z której wystarczało urwać parę listkówi pokropić cytryną, żadna robota.Wszystko nabyte bez kłopotu i straty czasu.Z westchnieniem ulgi wspomniała nie tak dawne czasy, kiedy ogólnie dostępnybywał ocet i topione serki, a nakarmienie rodziny wymagało całych godzin wy-stawania w kolejkach.Nie lubiła gotować, a na sam widok kolejek robiło jej sięniedobrze.Agnieszka, patrząc na matkę, pomyślała mniej więcej to samo, chociaż oweminione wertepy codziennej egzystencji Znaczyły o nią zaledwie, nie zatruwającżycia radykalnie.Pewnie, można było wyrzec się gotowych produktów i prowa-dzić dom taniej, ale to jedno z dwojga, albo oddać się zawodowej pracy i zarabiać,albo poświęcić się gospodarstwu i oszczędzać.Niech każdy robi to, co lubi i umie,a nie to, do czego się kompletnie nie nadaje.Gospodarstwem domowym jej matkazajmowała się wyłącznie z obowiązku i nie leżało jej to w najmniejszym stopniu,chociaż, trzeba przyznać, umiała.Nauczyła się specjalnie, żeby zajmowało jej jaknajmniej czasu, i to również miało jakiś sens.237Błysnęła jej jeszcze myśl o Feli, stanowiącej czyste błogosławieństwo i szcze-gólną łaskę boską, po czym wróciła do gnębiącego ją tematu. Dwa miliony mama uszarpie? powiedziała niepewnie. Wchodzę nadrogę kwesty i niech wiem, czego się trzymać.Zaraz lecę do ciotki Amelii. Co jest dzisiaj? Piątek? odparła pani Idalia pozornie bez związku. Piątek. Powiem ci w poniedziałek.Do poniedziałku wytrzymasz? Wytrzymam.Umówiłam się na wtorek. Zjesz coś.? Nie, mam w domu.Fela by się obraziła.Idę.Pani Idalia nie nalegała.Agnieszka wyglądała zdrowo i dorodnie, nie byłopotrzeby karmić jej na siłę.Ponadto w kochającej i dość przedsiębiorczej matcezalęgła się nowa myśl.Ostatecznie, we wczesnej młodości, konie stanowiły bezmała trzy czwarte jej egzystencji.Kilka razy do roku pani Idalia bywała na wyścigach.Dla przyjemności, z sen-tymentu i przez pamięć dziadka Ludwika.Do tej pory jeszcze odczuwała niekiedypikniecie żalu, że za dobrze wyrosła i nie mogła zostać zawodowym dżokejem,i do tej pory miała wolny wstęp wszędzie.Wiedza o koniach tkwiła w niej taksamo jak przed laty, doskonale podbudowana wiedzą o wszelkich możliwych kan-tach i oszustwach.W sobotę pojechała sama, nie zabierając męża, chociaż na ogół ogromnie lu-biła bywać na torze w jego towarzystwie.Zmieszył ją niebotycznie doskonałą nieznajomością tematu i poglądami, odktórych zgoła kręciło się w głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]