[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wolał w Paryżu.Przekazanie funduszów via Gdańsk nie napotkało żadnych trudności i hrabia z córką, wynająwszy mały i skromny pałacyk przy Chaussee d'Antin, błyskawicznie wszedł do najlepszego towarzystwa, znanego mu zresztą z lat młodości.Jego piękna córka z miejsca zrobiła furorę.W siedemnastoletniej hrabiance Klementynie starszy od niej o lat jedenaście, ale wciąż bardzo młodzieńczy wicehrabia de Noirmont zakochał się na śmierć i życie, zanim się zdążył obejrzeć.Powodzenie zawsze miał szaleńcze, od dwóch lat jednakże, od chwili wejścia w posiadanie diamentu, przestał je wykorzystywać i prowadził się nienagannie, z czego prawie nie zdawał sobie sprawy.W tajemniczy sposób Wielki Diament zmienił mu charakter.Niegdysiejszy złoty młodzieniec, lekkomyślny, niedbały utracjusz, przeistoczył się w istotę myślącą.Roziskrzona bryła działała jakby dwukierunkowo, z jednej strony wyraźnie się czuło, że jej pochodzenie jest podejrzane i należy ją ukrywać, z drugiej stwarzała olśniewające możliwości finansowe, których wyrzeczenie się byłoby idiotyzmem.Wicehrabia nie potrafił się na nie zdobyć, równie niezdolny do tych jakichś niezbędnych zabiegów, przecięcia kamienia, sprzedaży, konszachtów z jubilerami oraz innych wysiłków.W tym wszystkim nie miał pieniędzy, grzązł w długach, na rodzinę nie miał już co liczyć, i całymi tygodniami obijał się po ostatniej, okrojonej posiadłości, gdzie ojciec z matką, obydwoje mocno wiekowi, wegetowali w resztkach zrujnowanego zameczku.Dochód z tych pozostałości po przodkach wystarczał zaledwie na nędzne utrzymanie, a diament świecił własnym blaskiem i kusił, ostrzegając zarazem przed nierozważną lekkomyślnością.Wicehrabia zatem w pierwszym rzędzie zwalczył w sobie lekkomyślność.Cały paryski wielki świat, a także półświatek, najpierw się zdziwił, potem nie uwierzył, a wreszcie pogodził się z tą osobliwą odmianą dotychczasowego ognistego galanta.Poszła fama, że wicehrabia musi się bogato ożenić i stąd nagły zwrot ku moralności, chociaż liczne młodsze i starsze damy chętnie by go zaakceptowały nawet bez żadnych dodatkowych cnót.Dwadzieścia lat wcześniej ośmioletni wówczas wicehrabia został przedstawiony młodemu hrabiemu Dębskiemu przez własnego ojca, który wprowadzał w życie paryskie polskiego arystokratę, i teraz odnowienie znajomości przyszło bez trudu.Dostęp do Klementyny był otwarty.Klementyna, wychowana w kraju o skomplikowanej sytuacji politycznej, z jednej strony pełna surowych zasad, podbudowanych nieugiętym patriotyzmem, z drugiej tryskała życiem i energią, chciwa wrażeń, wytchnienia po rozmaitych okropnościach, beztroski i zabawy.Nie miała zadatków na matronę i cierpiętnicę, wręcz przeciwnie.Fakt, że osobiście, przekradając się konno i pieszo wśród lasów i ugorów, donosiła powstańcom pożywienie i nawet opatrywała rany, wcale nie dobił jej nieodwracalnie, a upadek powstania nie pozbawił optymizmu.Wszystko to razem stanowiło acz dość ponurą, to jednak wspaniałą przygodę i nauczyło ją korzystać z każdej chwili radości i ulgi, regenerować siły dla zniesienia następnych nieszczęść i wierzyć niezłomnie w tak zwane lepsze jutro.Należała do kobiet, stanowiących czyste błogosławieństwo dla całego rodzaju męskiego, wewnętrznie zaś była starsza niż wskazywał jej wiek.Świeżo minione wydarzenia historyczne obdarzyły ją dojrzałością umysłu i charakteru.I do tego była naprawdę piękna.Wicehrabia na jej punkcie oszalał do tego stopnia, że prawie zapomniał o diamencie.Klementyna, w nieco wolniejszym tempie, odpowiedziała mu wzajemnością.Na oko podobał jej się od razu, rozejrzawszy się zaś wokół siebie, doceniła zdumiewająco moralny tryb życia młodego człowieka, o którym krążyły obecnie kąśliwe opinie, jakoby pokutował za wcześniejsze grzechy.Skoro pokutował, to już nieźle, szczególnie że poddał się tej pokucie sam z siebie, dobrowolnie, bez niczyjego nacisku.Jedną miał tylko wadę nieuleczalną, mianowicie nie był bogaty.Pochodził ze zrujnowanej rodziny, nie posiadał prawie żadnego dochodu i nie czekał na niego żaden spadek.Pod tym względem prezentował się beznadziejnie.Ubóstwem wielbiciela Klementyna nie przejęła się zbytnio.Co oznacza, wiedziała dokładnie, dość się naoglądała w kraju rodzin zrujnowanych.Znała takich, którzy poddali się rezygnacji i podupadli doszczętnie, i takich, którzy umieli się podźwignąć, sama nie zagrożona żadną nędzą wyłącznie dzięki gdańskiej babce.Wpadły jej nawet w ucho jakieś rozmowy o funduszach lokowanych w Anglii, zabezpieczonych przed wszelkimi kataklizmami.Na wszelki wypadek jednakże odbyła rozmowę z ojcem.— Mój tatku — rzekła przy śniadaniu, spożywanym sam na sam, we dwoje.— Czy my jesteśmy bogaci?Hrabia Dębski, po wydarzeniach powstańczych pełen uznania, a nawet szacunku, dla własnej córki, zastanowił się.— To zależy — odparł.— Ogólnie, jako rodzina, raczej tak.Ale pozostał nam tylko majątek babci, bo moje przepadło.No i ty masz Zarzecze po matce.Dałoby się z tego wyżyć.— A gdyby nagle potrzebne nam były pieniądze, dużo pieniędzy, to co?— A cóż ty, moje dziecko, nagle zrobiłaś się taką finansistką?— Zaraz tatce powiem, ale najpierw niech tatko odpowie.Gdyby nam były potrzebne.— Dużo pieniędzy to ile, według ciebie?— Nie wiem.Milion franków.Albo dwa miliony.— Dwa miliony franków, chciałabyś, żeby ci tu położyć na stole? To nie dzisiaj.Najprędzej jutro, a może nawet pojutrze.Musiałyby nadejść przez Gdańsk i Londyn.Nadwerężyłoby nas nieco, ale rzecz jest możliwa.Dlaczego pytasz?— Powiem tatce prawdę.Hrabia łypnął okiem na córkę, nieco zaskoczony.— No, ja myślę! Jakżeby inaczej? Dotychczas kłamstw żadnych od ciebie nie słyszałem!— I nie usłyszy tatko — zapewniła Klementyna, przyzwyczajona do bezwzględnej szczerości własnej i wielkiej tolerancji ojca.— Ciągle tu wszyscy trąbią o pieniądzach, spadkach, kredytach, posagach.Posagach szczególnie.Chciałabym wiedzieć, co by było, gdyby mi się oświadczył ktoś ubogi.Czy ja muszę sobie szukać bogatego męża?— Żadnego nie musisz, sami cię znajdą.Możesz, dziecko, poślubić i ubogiego, jeśli ci do serca przypadnie, byle dobrej krwi.I nie jakiegoś szaławiłę, co wszystko przetrwoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]