[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powęszył w kierunku kuchni, wonie stamtąd wiały apetyczne,wszystko zatem było w porządku. Będę jadł! ogłosił w przestrzeń gromko, ale dość łagodnym głosem.Malwina doznała ulgi, pełnej triumfu.Może zaspokoić jego żądanie w mgnieniu oka,a w dodatku wyjawił je, nie wkroczył w ponurym milczeniu, zmuszającym ją do odga-dywania jego życzeń.Jeśli ryczy, jest w niezłym humorze, w chwilach prawdziwej furiiodzywał się syczącym, przenikliwym szeptem.Nie wiadomo, co prawda, czy wystar-czą mu potrawy obiadowe, może zachce mu się zestawu typowego raczej dla kolacji, aleco jej szkodzi postawić na stole wszystko? Ileż pośpiechu, zdąży, Karol polezie jeszczeprzecież do gabinetu, pójdzie do łazienki, przebierze się.Może i Justynka będzie jadła,31chociaż na prawdziwą kolację jeszcze za wcześnie, ale kto ją tam wie.Obie może zjedząjakąś drobnostkę.Karol rzeczywiście odpracował swoje czynności wstępne, co pozwoliło Malwinie za-stawić stół wszystkim.Potrawka, makaron, sałatki różne, szyneczka, serek, pieczywko.Zledzik marynowany i galaretka z drobiu.Wygrzebując z lodówki i donosząc na stółrozmaite frykasy, ugruntowywała w sobie niezłomne postanowienie: na wszelkie spo-soby udawać uczucia do niego, żeby nic nie zdołało zachwiać jej alibi doskonałym.Obfitość pożywienia Karola rozzłościła.Nie na bazie skąpstwa, nie w obawie, że jesttego za dużo i coś mogłoby się zmarnować, a przez pełną niemożność dokonania wy-boru.Wszystko było bardzo dobre i właściwie wszystko chciałby zjeść, niestety, z górywiedział, że owemu wszystkiemu nie da rady.Na coś się musi zdecydować i po cholerębyło podtykać mu pod nos ten nadmiar? To ma być obiad czy kolacja? spytał kąśliwie. Co sobie życzysz, kochanie odparła Malwina słowiczym głosem, stawiającobok sernika zasobnik z bitą śmietaną. Jeśli masz ochotę, może to być kolacja na go-rąco z przystawkami.Wyjrzała do holu i z wielkim naciskiem krzyknęła: Justynka!!!Po czym bez pośpiechu zajęła swoje zwykłe miejsce przy stole.Coś w głosie ciotki spowodowało, że Justynka, która wcale jeszcze nie była głodna,a za to żywo zajęta swoją lekturą, porzuciła czytane dzieło i czym prędzej zbiegła na dół.Orientowała się doskonale w kontrowersjach, jakie stopniowo rozkwitały w tym domu,i z całej siły unikała wtrącania się do nich, szczególnie, że nie była pewna, po czyjej stro-nie powinna stanąć,.Agresję, jej zdaniem, prezentowali obydwoje, trochę więcej wuj,za to głupie fochy ciotka.Nie rozważała tej kwestii dotychczas zbyt wnikliwie, uparciestarając się pozostać na uboczu, ale tajemnicze przeczucie mówiło jej, że sytuacja doj-rzewa do pęknięcia, i ogarniał ją lekki niepokój.W okrzyku ciotki brzmiał jakiś oso-bliwy przydzwięk, jakby wołanie o pomoc albo naglący rozkaz, jakby ktoś kogoś dusił,względnie trzymał lont i przy nim zapaloną zapałkę.Wyobraznię Justynka miała nader bujną.Wpadając do jadalni, oczyma duszy wi-działa wuja z rzeznickim nożem w dłoni, ewentualnie ciotkę czyniącą zamach salaterkąz gorącym makaronem, i prawie zdziwiła się, ujrzawszy dwie osoby siedzące spokojnieprzy apetycznie zastawionym stole.Mignęły jej w głowie jeszcze dwa obrazy, już niepo-trzebne, jeden, jak ona sama składa przed sądem zeznania w charakterze świadka, i dru-gi, jak wuj cały ten stół odwraca do góry nogami.Odsuwając swoje krzesło, zdołała roz-sądnie pomyśleć, że owszem, może i mógłby odwrócić, ale i dopiero po zjedzeniu do-skonałych potraw.Nie przed. Zacznij, kochanie, od tego na gorąco, bo potem wystygnie podsunęła z troską32Malwina. To po chchcholerę stawiałaś na stole? wysyczał Karol dziko. Można chybacoś takiego trzymać na ogniu, nie? Idiociejesz na starość w piorunującym tempie!I na złość włożył sobie na talerz marynowanego śledzika.Justynka uczyniła to samo, też zabrała się do śledzika, bo oznajmić, że nie jest głodnai poprzestać na sałatce z pomidorów, nie miała odwagi.Ukradkiem spojrzała na ciotkę,która wyglądała, jakby z wysiłkiem liczyła do dziesięciu, nie mogąc przy tym rozstrzy-gnąć, czy po pięciu następuje sześć, czy też może cztery.Wybrnęła zapewne z tych ra-chunków, bo wzięła głęboki oddech i podniosła się od stołu. Masz rację, kochanie. Ja zawsze mam rację poinformował ją Karol jadowicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]