[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za swoje kije się za-brał, cichutko, bez hałasu, żadnego łamania, a zresztą, kto leszczynę złamie.? Kozikiemtakim specjalnym wycinał.Już parę sztuk uciął i odłożył, kiedy w domu znienacka gruchnęło dwa razy.Nie żebytak strasznie, na cały las, huk był stłumiony, ale on go dobrze usłyszał.To z dubeltówkimusiało być, bo jakby z czego innego, to i brzmi inaczej. Dużo się tego nasłuchałeś? przerwał Bieżan z powątpiewaniem. A jak? Tu na polowania przyjeżdżają, na kuropatwy, na zające, na dziki.A raz ba-langa była, łapali jakichś, a oni z kałasznikowów i z obrzynów rąbali, w telewizji też, takna słuch, to te huki rozmaite. Znaczy z dubeltówki.Bardzo dobrze.Co dalej?Dalej chłopak, jasna sprawa, nie wytrzymał i poleciał znów zajrzeć.I tego gościa zo-baczył samego, pana domu w salonie nie było, gość skądś tam nadszedł, naczynia ze sto-lika zaczął zabierać i do kuchni wynosić, ręce mu się trzęsły i tak jakoś dziwnie wyglą-dał, jakby zacięty i jakiś taki rozbuchany w sobie.Jakby szaleniec albo co.Chłopak sięwystraszył, bo przypomniało mu się, gdzie motor faceta stoi, zaraz blisko leszczyn, a onte swoje kije na widoku położył, więc wziął nogi za pas, kije złapał, i po dębie, i do lasu,na przełaj, ostatnim tchem wyleciał na drogę i tu, o zgrozo, mało na tego szaleńca niewpadł, bo jak raz przejeżdżał na tej swojej hondzie.Poznał go, jeszcze jak, i po motorze,i po ubraniu, i nawet po twarzy, bo za szybką kasku było ją widać.A potem nie wytrzymał, korciło go, bo mało tych kijów wyciął, jeszcze ze dwa więk-sze by się przydały, no więc wrócił.Rower od brata wziął, w parę minut tam zajechał,ale nie do końca, na wszelki wypadek lasem podszedł i dobrze zrobił, bo tam u wylo-tu drogi do bramy samochód stał.Taksówka.Kierowca w środku siedział, pasażera niebyło.Więc znów przelazł, jak przedtem, podkradł się, a w domu ktoś się ruszał i aku-rat wylazł na taras z komórką przy uchu, i wrzeszczał, że pola nie ma.Chłopak pomy-ślał, że po tych hukach pewno do policji dzwoni, ale nie, z kimś innym gadał, z babą,bo wypytywał ją, czy ty byłaś, czy ty widziałaś i tak dalej.Jeszcze powiedział, że wszyst-ko otwarte zastał, więc możliwe, że ten z hondą nie zamknął za sobą, ale ten drugi ga-dał, że zamknie. Poznałbyś go? spytał major.175 A pewnie, całkiem inny niż tamten, starszy i trochę taki gładki, elegancki, w garni-turze.Nazad wrócił do domu i słychać było, jak tam przewraca, a tego właściciela cią-gle nie było.Nigdzie już więcej nie zaglądał, bo go strach ogarnął, bał się, że tu zaraz policja nad-leci i przyczepi się do niego.Wrócił do domu, gębę trzymał na kłódkę, nic nie wiedział,że tam zbrodnia była, dopiero potem się rozeszło.A teraz dobrze wie, że gdyby ich roz-poznał, marna jego dola.Więc tak publicznie i do tych protokółów nic nie zezna zaskarby świata, a jakby miał ich oglądać, to tylko z jakiego ukrycia. No to teraz po kolei zarządził Bieżan swoim zwyczajem. Drzwi na taras byłyuchylone? Uchylone, tak na pół. Usłyszałeś cokolwiek z tego, co oni tam gadali przy stoliku?Chłopak się zastanowił w wielkim skupieniu i potrząsnął głową. Jedno tylko.Ten właściciel, jak szklankę podniósł, no to na zgodę, tak powiedział,a tamten drugi, jakoś tak, jakby go w rękę pocałował.Więcej nic wcale. Dobrze.A ten z taksówki, do komórki co mówił? Dokładnie. %7łe pola nie ma, zaraz, tu jest, i po tarasie latał.A potem już mamrotał, krótko do-syć, i jeszcze na końcu tak zawarczał, pamiętaj, nikomu ani słowa.I tyle. Bardzo dobrze pochwalił Bieżan. I ty też pamiętaj, nikomu ani słowa.Będziesz ich rozpoznawał z ukrycia, a zeznasz wszystko pózniej, jak już oni pójdą sie-dzieć. Za świadka będę? zaniepokoił się chłopak. Za świadka [ Pobierz całość w formacie PDF ]