[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obydwoje, Baśka i Marcin, bylicałkowicie zgodni i co gorsza, mieli rację w ocenie moich obowiązków imożliwości.Nie mogłam się tak wygłupić, żeby ukrywać przed majorem jakikolwiekfakt, wyraznie pasujący do zbrodni, musiałabym mu wyjawić także uzyskaneinformacje.Pomyślałam, że właściwie major dostaje tyle samo materiału co i ja,nawet więcej, skoro ustawicznie ma na oku wszystkich podejrzanych.Szczegółydzisiejszego wieczoru będą mu również znane.W ten sposób wróciłam doczłowieka majora.Opisałam Baśce wszystkie zaobserwowane sceny, wprawiając jątym na nowo w stan okropnego zdenerwowania.Wspólnie zaczęłyśmy rozważać, kimbył trzezwy pijak w czerwonym szaliczku.- Mógłby być pracownikiem majora tylkow wypadku, gdyby był to pracownik trwale odgrywający rolę męta społecznego,zaprzyjaznionego z Pierzaczkiem - zawyrokowałam.- Gdyby jednak major miałtakiego pracownika, wiedziałby więcej o Pierzaczku.Chociaż teraz może już wie,przypuśćmy, że męt z Pierzaczkiem zaprzyjaznili się tydzień temu.- Chyba zdwojga złego wolałabym, żeby to był męt majora - rzekła Baśka smętnie.- Bojeżeli nie, to co? To by znaczyło, że był to człowiek tego pawiana? - Właśnie.Ido niego dzwonił, a nie do majora.Zadzwonił, a Pierzaczek natychmiastprzyjechał.Usłyszałaś, jak sama mówisz, coś o jego znajomościach, ten facetusłyszał, co słyszysz, musiało to być coś potężnego.- Owszem, było.To znaczysamo w sobie nie, ale pozwalało na skojarzenia.- Sprawę mąci nieco fakt, żePierzaczek nas porzucił.Do tego momentu wszystko gra.Było o nim gadanie, facetprzez telefon powiedział o tobie, Pierzaczek przyjechał i przyczepił się, jadąctym razem nie za mną, tylko za tobą.Po czym nagle zostawił nas i zmył się.Azatem równie dobrze można by mniemać, że facet zażądał od Pierzaczka przeztelefon, żeby go odwiózł do domu, a ty go nic nie obchodziłaś.- Gdyby tak było,popłakałabym się z radości.Ale nie ma się co łudzić, on usłyszał całą rozmowę.Jeżeli nie był pijany i nie spał, musiał usłyszeć.- Padło w tej rozmowienazwisko Pierzaczka? - No pewnie że padło! Przecież inaczej nic bym o nim niewiedziała.Pojęcia nie miałam o istnieniu jakichś tam Pierzaczków! Słuchaj,błagam cię na wszystkie świętości, dowiedz się od majora, czy to był jegoczłowiek! Wywęsz to jakoś dyplomatycznie, bo inaczej spać nie będę mogła! -Teraz zaraz do majora nie pójdę, więc dzisiejszą noc się jakoś przemęczysz.Samajestem ciekawa.Spróbuję dopaść go jutro, pretekst mam.- Ja jutro będę wWilanowie.Słuchaj, umówmy się zaraz.Zadzwonię do ciebie po południu, żebyś pomnie przyjechała wieczorem i jeżeli będziesz już coś wiedziała, to się zgodzisz,a jeżeli nie, to nie.Powiesz, że nie masz czasu.- Głupia jesteś, przecieżmogę po ciebie przyjechać niezależnie od tej wiedzy.O której godzinie będzieszwracała? - Nie przed dziewiątą, to pewne.Ciotka Pawła jest chora, muszę tamzostać z nią i z dziećmi, aż inne osoby wrócą do domu, bo ta wariatka możepodpalić dom albo wymordować ich siekierą.Obiecałam im, że posiedzę.Umówmy sięo wpół do dziesiątej w połowie drogi między ich domami, bo nie wiem, kto wrócipierwszy i gdzie będę.Wiesz gdzie, byłaś tam, koło tych krzaków dzikiej róży.Kiwnęłam głową, bo pamiętałam topografię terenu.- Wariatka mi nie podpalisamochodu?- Pojęcia nie mam, nie oddalaj się od niego po prostu, a w razie czego odjedz.Piechotą cię nie dogoni.Wariatka stanowiła zgryzotę całej rodziny Pawła,zamieszkałej w Wilanowie, jak również wszystkich sąsiadów.Była to prawdziwawariatka, samotna staruszka, ciężko poszkodowana na umyśle, pełna przy tymwigoru i wyjątkowej złośliwości.Przejawiała przerażającą ruchliwość, uporczywieodwiedzając okolicznych znajomych i usiłując urządzać im najrozmaitsze szkody.Wizyty składała o niezwykłych porach doby, o drugiej w nocy albo o piątej rano,próby podpalania budynków ponawiała mniej więcej co tydzień, wybijała sąsiadomszyby w oknach i czatowała na dzieci, żeby oblewać je rozmaitymi płynami.Razjedno dziecko oblała kaszą ugotowaną na skisłym rosole, raz potłukła ludziom poddrzwiami pół kopy surowych jajek, przy czym starannie odzielała żółtka odbiałek, kiedyś przyszła do brata Pawła z tasakiem i usiłowała porąbać ławę wprzedpokoju, tysiące innych pomysłów starała się wprowadzić w czyn.Gotowałajakieś produkty, których woń zatruwała okolicę na amen, twierdząc przy tym, iżgotuje sobie zioła lecznicze.Na szczęście nie tylko była pomylona, ale takżebardzo stara, chuda i chorowita, nie miała wielkich sił fizycznych i dość łatwobyło odebrać jej tasak, siekierę czy kamień.Podpaleń dokonywała nieracjonalnie,dzięki czemu nie udało jej się puścić z dymem niczego, poza jednym starymkurnikiem i dwiema deskami w drewnianym ogrodzeniu.Kurnik i tak byłprzeznaczony do rozbiórki [ Pobierz całość w formacie PDF ]