RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w dodatku zapomniałam, jak się ten Czaruś nazywa, noowszem, Cezary, ale co dalej? I ten pod coś tam.Grzecznie dali mi do zrozumienia, żechyba bredzę.125  Podinspektor Cezary Błoński  powiedziałam jeszcze bardziej ponuro niż ona. Może on jest, nie daj Boże, służby specjalne.? To co, to między nimi taki mur stoi? %7łelazna kurtyna? To może i rzeczywiście nie należało o nim mówić i oni musieli udawać, że ci niewierzą.Wygląda na to, że nie powiązali jednego z drugim? W ogóle niczego z niczym nie powiązali! To nie ma siły, ja też się muszę napić piwa. A ja się muszę z wami zgodzić, bo niby o wszystkim wiem, ale tak samo nic nie ro-zumiem  oznajmił milczący dotychczas Bartek i otworzył mi nową puszkę. Gliny,to nie jest dla mnie ciało obce, czasem się z nimi człowiek styka.Wyposażenie wyposa-żeniem, niemożliwe jest, żeby tak idiotycznie działali.Oni wcale nie są tacy głupi, wie-dzą na ogół cholernie dużo i skojarzenia miewają prawidłowe.Całe szczęście, że niemusicie opierać się na faktach i możecie pisać, co wam się spodoba.Te ostatnie słowa zabrzmiały tak pocieszająco, że od razu doznałam ukojenia, a Mar-tusia ożywiła się, można powiedzieć, normalnie, wręcz optymistycznie.Rzeczywiście,bez względu na rozwój głupiego dochodzenia, nasz scenariusz mógł rozkwitać dowol-nie i widać już było, że jakiekolwiek androny byśmy napisały, życie i tak je przerośnie.Niemniej jednak mgliste podejrzenia już się w moim wnętrzu zalęgły i nie chciałymnie zostawić w spokoju. Zaraz, czekajcie  powiedziałam stanowczo, przerywając Martusi i Bartkowiustalanie kwestii wnętrz do wielokrotnego wykorzystania. Będę nachalna i bezczel-na i do niego zadzwonię. Do kogo?  spytali równocześnie. Do Czarusia.Zostawił ten swój prywatny numer, żeby dzwonić jakby co.Wymyślmy jakieś jakby co, bo głupio pytać wprost, co tu chachmęcą. W ogóle nie powinno się dzwonić z pytaniem, tylko z informacją  zauważyłaMartusia rozsądnie. Toteż właśnie.Nie musi być konkret, wystarczy silne podejrzenie.Co podejrze-wamy? Wszystko. To trochę za dużo.Myśleliśmy przez chwilę intensywnie, ale niekoniecznie twórczo. Wiem!  wrzasnęłam. Anita! Kubiak.! Jeśli ten Kubiak jest prawdziwy, zaskarży cię do sądu  ostrzegł Bartek. Nieukrywam, że mnie się myli, co wymyślacie, a co się dzieje naprawdę. Czy myśmy z Czarusiem rozmawiały o Płucku?  spytała nagle Martusia.Zaskoczyła mnie.Nie umiałam sobie tego przypomnieć. Pojęcia nie mam.Nie pamiętam.Ale i tak Kubiak, jako pretekst, lepszy.126 Znalazłam numer osobistej komórki pięknego Cezarego i zaczęłam dzwonić.W przeciwieństwie do poprzedniego razu, kiedy połączyłam się z nim natychmiast, te-raz w żaden sposób nie mogłam go dopaść.Urzędowy głos bardzo miło i grzecznie wy-głaszał jakieś informacje, możliwe, że zrozumiałe dla młodszej części społeczeństwa,ale nie dla mnie.%7ładnych komunikatów nie zamierzałam zostawiać, wręcz odwrotnie,chciałam podstępnie uzyskać odpowiedzi.Przerzuciłam się na telefon stacjonarny, teżbez skutku.Zaczął we mnie rosnąć dziki upór. Ja go złapię, drania  wymamrotałam pod nosem i wypukałam numer wprost dopałacu Mostowskich.Tych numerów w notesie miałam dosyć dużo, przy czym pozapisywane były takdziwnie, że dopiero po długim dochodzeniu mogłam stwierdzić, który do czego należy.Tym razem nie miałam czasu na głupstwa i przypadkiem od razu trafiłam na wydziałzabójstw.Ucieszyłam się, bo powinien pasować.Przedstawiłam się bardzo uprzejmie i zażądałam dojścia do podinspektora CezaregoBłońskiego, który, wedle mojej wiedzy, prowadzi sprawę zabójstwa w Marriotcie, a jeślinawet nie prowadzi, to w każdym razie jest w nią wmieszany.Kontaktował się ze mnąi prosił o informacje, zostawił numer, który nie odpowiada.No i zaczęła się wielka polka z przytupem.To już nie ja uparłam się znalezć pięknego Czarusia, tylko oni, moje ukochane gliny.Mówiłam wszystko, co o nim wiem, opisywałam wygląd zewnętrzny, co do legityma-cji, to owszem, przyznałam, że ją pokazywał, ale nie mam pojęcia, jak powinna wyglą-dać, więc mógł to być abonament parkingowy, tyle że z fotografią.Podałam ten zosta-wiony przez niego numer komórki.Wysunęłam supozycję, że może komenda głównapotajemnie nadzoruje komendę stołeczną, supozycja nie wzbudziła zachwytu po tam-tej drugiej stronie.Nie zgodziłam się rozłączyć, dopóki go nie znajdą, zgodziłam się zato przyjechać do nich na przykład jutro i zeznać, co wiem o sprawie, pod warunkiem,że wpuszczą mnie na ich wewnętrzny parking, trwało to wszystko do uśmiechniętejśmierci, aczkolwiek doznałam wrażenia, że w pałacu Mostowskich jakiś komputer mają.Martusia i Bartek poniechali konwersacji wzajemnej i przyglądali mi się w milczeniu,Martusia na palcach przyniosła następne zimne piwo.Wreszcie odłożyłam słuchawkę. Podinspektor Cezary Błoński w ogóle nie istnieje  oznajmiłam złym głosem,w którym niewątpliwie dzwięczały ślady bardzo mieszanych uczuć.Martusia i Bartek jeszcze przez chwilę milczeli, patrząc na mnie z lekką zgrozą.Poczym strząsnęli z siebie umysłowy paraliż. No, no  powiedział Bartek z czymś w rodzaju podziwu. Toś ich niezle doci-snęła.Nic dziwnego, że obie z Martą tak do siebie pasujecie. Jesteś pewna, że nie próbowali ukryć przed tobą tych służb specjalnych?  spy-tała Martusia nieufnie.127  Nie  odparłam stanowczo. Sami się zdenerwowali.Bardzo chcieli być ka-miennie spokojni, ale w końcu zachowali się jak ludzie.I mogłam przecież powiedzieć,że nie przyjdę i nic nie powiem, bo nic nie wiem, nie? A oni wolą, żeby im jednak raczejmówić.Szukali go uczciwie. To może i dobrze, że mu nie powiedziałaś wcześniej o tym Kubiaku  zauważyłBartek. I o Płatku  dołożyła żywo Martusia. O ile sobie przypominam, gadaniao Płatku przy nim nie było, to nasze, scenariuszowe.Ale popatrz, nie do wiary, w takie-go konia nas zrobił.?! A bo niezły  przyznałam w zadumie. I zobacz, długo się trzymał, zaczął po-puszczać w szwach powolutku, delikatnie, bez żadnej rażącej przesady.Dopiero nakońcu się złamał, jak mu się wyrwało, że Lipczaka-Trupskiego też trzeba było rąbnąć.Musiała ta rola być dla niego cholernie męcząca, chociaż ogólnie się nadawał, ci ze służbspecjalnych rzeczywiście tacy byli. To ja dziękuję, nie chcę służb specjalnych!Bartek otworzył usta, ale zdusił na nich jakieś słowa i nic nie powiedział.W nagłymniepokoju zaczęłyśmy sobie przypominać, jaką też wiedzę piękny Czaruś od nas uzy-skał, i snuć przypuszczenia, z czyjego ramienia działał.Cała reszta w mgnieniu oka sta-ła się zrozumiała całkowicie, jakim cudem rozmaite komisariaty i komendy miały napoczekaniu połączyć ze sobą pożar na Bluszczańskiej, jedne zwłoki w Marriotcie, boo drugich nie mieli pojęcia, anonimowego nieboszczyka na pustej parceli, mafię po-życzkową i do tego jeszcze stare akta prokuratora? W ogóle by im to pewnie nie wyszło,bo o Słodkim Kociu wiedziała tylko Anita i ja.no i sprawcy, ale oni by z donosem nasiebie kurcgalopkiem nie lecieli.Bez Czarusia nic tu nikogo nie miało obowiązku dzi-wić, a Dominik zwyczajnie histeryzował. A zauważ, że Słodkim Kociem udało nam się go jednak ustrzelić  przypomnia-łam z satysfakcją. Musiał stać po przeciwnej stronie barykady, skoro o nim nie wie-dział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl