[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyżebrał, wyskamlał! Dałem mu w końcu, bo myślę sobie, głodny alboco.A ten bydlak wziął moje dwadzieścia złotych i wyrzucił za okno!!!- Nie za okno, tylko za balkon -poprawiłWiesio.- Chciał, żeby mu Ramonęzagrali.- Trzeci raz grają! - wrzasnął Janusz, odzyskując wigor.- Za twoje dwie dychy to zagrają i czwarty.Leszek jest w romantycznym nastroju.Jadwiga, która już na mnie czekała, wyciągnęła mnie z pokoju i zawlokła do holuprzy klatce schodowej, roztaczając wokół jak zwykle odór kropli Waleriana.-Niech pani posłucha - powiedziała przy akompaniamencie poszczekiwania zębami.-Muszę pani coś powiedzieć, a pani musi mi pomóc, czy pani chce, czy pani niechce.Ale najpierw niech pani da papierosa.Zamilkła na chwilę, wpychając niewiadomo po co papierosa z filtrem do cygarniczki.W napięciu czekałam na jejzwierzenia.- Czy pani wie, o co oni mnie pytali?- Niech pani nie zadaje głupich pytań, przecież nie podsłuchiwałam! - Pytalimnie o samochód mojego męża! Jadwiga znów zamilkła i spojrzała na mniewyczekująco, spodziewając się widać jakiejś niesłychanej reakcji.Nic niezrobiłam, więc ciągnęła dalej:- Muszę pani powiedzieć prawdę od początku.Jak oni to wykryli, nie mam pojęcia,ale cała rzecz polega na tym,, że ja nigdy w życiu nie miałam tychsiedemdziesięciu tysięcy złotych.Tym mnie istotnie zaskoczyła, bo już zdążyłamsię przyzwyczaić do myśli, że miała posag Spojrzałam na nią zdumiona.- Jak to?Co to wszystko znaczy?- Właśnie ten samochód.Pani wie, on był prywatną inicjatywą.- Samochód?!- Nie, mąż.Miał takie różne kłopoty z urzędem skarbowym, nie będę pani teraztłumaczyć, dość, że mu było potrzebne siedemdziesiąt tysięcy.Trzeba było to takzałatwić, że te pieniądze są nie jego, tylko że ma wspólnika albo co.No, że jedostał od kogoś.No i sprzedał samochód właśnie za siedemdziesiąt patyków i dałmi kwit, że niby dostał to ode mnie jako mój posag.Czyli krótko mówiąc, ja sięu niego o te pieniądze upominam bezprawnie.- A on musi nadal twierdzić, że topani forsa, bo się nie może przyznać do kantu? - spytałam bystro, pojąwszy, o cochodzi.Jadwiga kiwnęła głową.- Niech mi pani nie mówi, że to świństwo, samawiem.Ale zrobię je, choćbym miała pęknąć! Moje dziecko nie będzie żyło w takiejnędzy jak teraz, łóżka nie ma, stołka nie ma, pani wie, on mi wszystko zabrał.Na głowie stanę, a wydobędę od niego wszystkie możliwe pieniądze co doostatniego grosza i wszystko wepchnę w moją lalunię!.- Zaraz, zaraz, czekajpani, bo się gubię.Coś mi tu pani mąci.A ten pani fatygant? Niech mi tu panioczu nie mydli, bo obie wiemy, gdzie jest pies pogrzebany.Jak się z paniąożeni, to zużyje i te drobne rupie.Jadwiga spojrzała na mnie z politowaniem.- Co pani? Pani myśli, że ja mu to dam? Ma mnie pani za głupią? Jemu jestpotrzebna pożyczka i ja mu to pożyczę pod bardzo dobry zastaw.Nie ma obawy, jużmi to nie zginie.Przyjrzałam się Jadwidze.Miała zaciętą twarz i twardy wyrazoczu.Tak, dla dobra dziecka była zdolna do wszystkiego.Nie miałamnajmniejszego zamiaru potępiać jej za te machlojki, przeciwnie, życzyłam jejwszystkiego najlepszego.Ale równocześnie jej zwierzenia zaczęły mi się kojarzyćz innymi wiadomościami na temat śmierci Tadeusza i wiedziałam, że to nie koniecrewelacji.- I teraz musi mi pani pomóc - powiedziała stanowczo.- Nikt się otym nie może dowiedzieć.- No to niech się pani wypiera.Jadwiga niecierpliwiemachnęła ręką.- E tam! Nie o to chodzi.Niech mi pani powie, skąd oni wiedzą otym samochodzie.Nie zamierzałam jej mówić całej prawdy.Zastanowiłam się.- Ktojeszcze wiedział o tym oprócz pani? Przypadkiem nie nieboszczyk? - To już siępani domyśla, co? - powiedziała Jadwiga ponuro i bez zdziwienia.- On miał odpisdokumentu kupna i sprzedaży.Zgadł wszystko, jakby był przy tym.Szantażowałmnie.- A co się z tym odpisem stało?- Nie mam pojęcia i to mnie właśnie najbardziej gryzie.Może milicja go ma?Byłam pewna, że milicja go nie ma.A może Tadeusz też nie miał? - Widziała topani? - spytałam podejrzliwie.- Jest pani pewna, że on to miał? - Na własneoczy! %7łądał ode mnie za to pięć tysięcy.- I pani mu dała?!- Skąd?!.- No pewnie, to byłaby szczytowa głupota.Mógł pani sprzedać ten odpis za pięćpatyków, a sobie zrobić drugi.Jadwiga potrząsnęła głową.- To nie takie proste.Niech pani pomyśli, ile to lat temu było.Miał tylko ten jeden odpis, a na całąhistorię wpadł przypadkiem.Znał faceta, który wtedy kupił ten cholernysamochód, i wszystko sobie skojarzył.Milicja się chyba tego domyśla.I niech mipani powie, co ja mam teraz zrobić? - Powiesić się - poradziłam gniewnie.-Pogodzić się z faktem, że jest pani pierwszą podejrzaną.Nie zdziwiłabym się,gdyby się okazało, że to pani go udusiłaś - Ja bym się sama nie zdziwiła -odparła Jadwiga coraz bardziej ponuro.- Ale ja go nie udusiłam.Pani ma z nimijakieś konszachty, niech pani coś zrobi! Niech mi pani pomoże! Opróczprzygnębienia ogarnęła mnie jeszcze i wściekłość.- Co ja jestem, Opatrzność?! Boże, co za banda kretynów! Wszyscy robicie, cotylko można, żeby podpaść, a ja mam was teraz bronić! Niech was wszystkichpiorun trafi! Następna niewinna się znalazła! Nie wiem, co pani ma zrobić,pomodlić się o miłosierdzie boskie i życzyć milicji powodzenia! - Niech pani niebędzie podła megiera, cała moja nadzieja w pani - powiedziała Jadwiga stanowczo.- Niech się pani wypcha swoją nadzieją.Teraz już mnie pani dobiła, ręce miopadają.Dość mam tego całego śledztwa i tej waszej niewinności i dajcie miświęty spokój!!! Nie słuchając dalszych błagań Jadwigi uciekłam do pracowni.Najbardziej denerwowało mnie to, że jej informacje muszę zachować w tajemnicy,bo nie ma na świecie takiej władzy śledczej, która by w tej sytuacji uwierzyła wjej niewinność.Zresztą, nawet jeśli go zabiła, to postąpiła bardzo słusznie iniech jej nie wykryją!.A jeśli nie ona, to kto? Kto wreszcie ukatrupił tegoStolarka?! Zbyszek? Wiesio? Witek? Ryszard, Kacper, Monika?.%7łeby to wszyscydiabli wzięli!!!.W pokoju zastałam sądny dzień.W czasie mojej rozmowy zJadwigą Janusz dostał wiadomość, że za dwie godziny musi dostarczyć Anceoprawiony projekt architektury siedmiu budynków w celu przedstawienia goorzecznikowi konstrukcji.Projekt architektury był na razie w wyświetlarni!.Wmomencie kiedy wróciłam, Janusz zdążył już przynieść z przekupionej na kredytwyświetlarni część śmierdzących amoniakiem odbitek i cały zespół obcinał je wszaleńczym pośpiechu.Moje przybycie wywołało dziki vybuch entuzjazmu.- Siadaj!- krzyknął Janusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]