[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie tracił czasu na szukanie Tuppence, która bez wątpienia znajdowała się jeszcze na mieście.Miał przecież w zapasie jeszcze jednego sojusznika! Zadzwonił do hotelu Ritz i poprosił o pana Juliusa Hersheimmera.Serce mu biło: żeby tylko młody Amerykanin był w pokoju! Po serii trzasków i przełączeń usłyszał słowo „halo” wymówione z typowo amerykańskim akcentem.— Hersheimmer? Tu Beresford.Jestem na dworcu Waterloo.Śledzę Whittingtona i drugiego mężczyznę.Nie ma czasu na wyjaśnienia.Whittington odjeżdża do Bournemouth o trzeciej trzydzieści.Zdąży pan?— Oczywiście.Lecę.Tommy odłożył słuchawkę z uczuciem ulgi.Jego uznanie dla Hersheimmera wzrosło.Nie miał wątpliwości, że Amerykanin zdąży.Odnalazł Whittingtona i Borysa tam, gdzie ich pozostawił.Byle tylko Borys pozostał ze swoim towarzyszem do chwili odjazdu pociągu.Tommy w zamyśleniu sięgnął do kieszeni i wymacał znajdujące się w niej monety.Zostało mu zaledwie kilka szylingów.Mimo carte blanche na wszelkie wydatki Tommy jeszcze się nie przyzwyczaił do zabierania większych sum.Teraz, po zapłaceniu biletu pierwszej klasy do Bournemouth, kieszeń świeciła pustką! Jedyna nadzieja, że Julius Hersheimmer będzie miał przy sobie więcej pieniędzy.Tymczasem upływały minuty: trzecia piętnaście, trzecia dwadzieścia, dwadzieścia pięć, za minutę wpół do… A jeśli Hersheimmer nie zdąży? Konduktorzy zatrzaskiwali drzwi.Tommy był bliski rozpaczy.Nagle poczuł rękę na swoim ramieniu.— Jestem, chłopie! Wasz angielski system regulacji ruchu ulicznego jest do bani.Pokaż no mi tych facetów.— To jest Whittington, ten, który właśnie wchodzi do wagonu.Drugi to cudzoziemiec, z którym Whittington konferował.— Dobra! Który jest mój?— Ma pan przy sobie pieniądze? — spytał Tommy.Hersheimmer potrząsnął przecząco głową i Tommy stracił wszelkie nadzieje.— Najwyżej czterysta dolarów — powiedział Amerykanin głosem pełnym żalu.Tommy odetchnął.— O Boże, wy milionerzy! Mówimy zupełnie innym językiem.Wobec tego pan jedzie! Proszę, bilet i szybko do pociągu.— Jadę z braciszkiem Whittingtonem! Hurra! — Amerykanin wskoczył do wagonu w chwili, gdy pociąg już ruszał.— Do zobaczenia!Pociąg wytoczył się ze stacji.Tommy głęboko wciągnął powietrze.Peronem szedł w jego kierunku Borys.Tommy obrócił się do niego plecami, pozwolił się wyprzedzić i ruszył jego śladem.Ze stacji Waterloo Rosjanin pojechał metrem na Picadilly Circus.Wyszedł na plac i ruszył w głąb Shaftesbury Avenue, skręcając w jedną z bocznych uliczek prowadzących do labiryntu brudnych zaułków Soho.Tommy szedł za nim w rozsądnej odległości.Borys wyszedł na mały placyk obudowany obskurnymi domami.Panowała tu zupełna martwota i królował nieprawdopodobny brud.Dokoła nie widać było żywej duszy.Nie jeździły tu również żadne pojazdy.Borys rozejrzał się dokoła, ale Tommy zdążył uskoczyć w jakąś bramę.Jego wyobraźnia, rozbudzona naiwną przezornością Rosjanina, zaczęła pracować.Ze swojego miejsca w bramie widział, jak Borys wchodzi po schodkach jakiegoś domu bliskiego całkowitej ruiny i mocno wali w drzwi.Pukanie to miało charakter kodowego sygnału.Drzwi się uchyliły, Borys coś powiedział i wszedł.Drzwi natychmiast się za nim zamknęły.I wtedy właśnie Tommy stracił chyba rozum.Każdy rozsądny człowiek w takiej sytuacji pozostałby na miejscu, czekając cierpliwie, aż śledzony przez niego osobnik pokaże się z powrotem na ulicy.Natomiast to, co zrobił Tommy, było sprzeczne zarówno z logiką, jak i z dotychczas okazywanym przez niego rozsądkiem.Po prostu coś się w nim nagle odezwało.Bez zastanowienia wyszedł z bramy, wszedł po schodkach i zapukał do drzwi naśladując wcale dobrze kod, jakim posłużył się Borys.Drzwi otworzyły się równie szybko jak poprzednio.Pojawił się w nich mężczyzna o twarzy opryszka i warknął:— Co jest?W tym momencie mózg Tommy’ego zaczął ponownie funkcjonować.Chłopak zdał sobie sprawę, że popełnił szaleństwo.Nie mógł sobie jednak pozwolić na wahanie.Wypowiedział pierwsze słowa, jakie mu przyszły do głowy:— Pan Brown?Ze zdumieniem stwierdził, że opryszek ustąpił na bok, wskazując na korytarz.— Pierwsze piętro — powiedział.— Drugie drzwi na lewo.Przygoda Tommy’egoChoć zaskoczony słowami mężczyzny, Tommy ani chwilę się nie wahał.Jeśli ta szaleńcza bezczelność zaprowadziła go już tak daleko, to być może zaprowadzi jeszcze dalej.Spokojnie wszedł do budynku i ruszył rozchwierutanymi schodami na górę.Dokoła panował nieopisany brud.Spłowiała tapeta całymi płatami odchodziła od ściany.Wszędzie zwisały festony z pajęczyny i kurzu.Tommy wchodził powoli.Nim doszedł do zakrętu schodów, mężczyzna, który go wpuścił, poczłapał do jakiegoś pokoju i zamknął za sobą drzwi.Chwilowo więc nikt nie miał jeszcze żadnych podejrzeń.Wynikało z tego, że było rzeczą zupełnie normalną pojawianie się tu ludzi pytających o „pana Browna”.Tommy zatrzymał się u szczytu schodów, aby zastanowić się nad następnym posunięciem.Przed sobą miał wąski ciemny korytarzyk z drzwiami po obu stronach.Zza drzwi po lewej strome dochodził szmer głosów.To był właśnie pokój, do którego go skierowano [ Pobierz całość w formacie PDF ]