RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozkaz, panie prezydencie - przytaknęła Liz, dziwiąc się, jak łatwo przyszło jej wygnać z Fowlera kolejnego demona.Czy jest taka sprawa, do której nie umiałaby nakłonić prezydenta?- Jutro będzie wielki dzień.- Największy z największych, Bob.- Elizabeth wyciągnęła się w fote­lu i rozluźniła węzeł apaszki pod szyją.- Nigdy nie przypuszczałam, że będę świadkiem takich chwil.- A ja wiedziałem to zawsze - Fowler mrugnął do Elizabeth, czując jednak przez mgnienie wyrzut sumienia.Przecież to z kimś innym u swe go boku miał dokonać wielkich rzeczy.Los jednak zechciał inaczej.Świat rządzi się dziwnymi prawami, na które człowiek nie ma żadnego wpływu.Los sprawił, że Fowler mógł być dzisiaj w Rzymie razem z Elizabeth.Co mógł na to poradzić? Dlatego, pomyślał nagle, trudno mówić o czyjejkolwiek winie.O jakiej znów winie? Trudno winić kogoś za to, że zmienia świat, czyni go bezpieczniejszym i lepszym.Któż mógłby mnie za to winić?Czując na odsłoniętej szyi dotyk palców Fowlera, Elizabeth przymknęła oczy.O podobnej chwili nie myślała w najśmielszych marzeniach.Włosi zarezerwowali całe piętro hotelu dla prezydenta i jego świty, opróżnili też dwa piętra bezpośrednio poniżej.Wszystkich wejść pilno wali uzbrojeni włoscy i amerykańscy strażnicy, rozmieszczeni także na ulicy i w sąsiedztwie hotelu.Korytarzem bezpośrednio przylegającym do apartamentu Fowlera władali jednak niepodzielnie agenci osobiste ochrony prezydenta.Connor i D’Agustino przed udaniem się na spoczynek po raz ostatni sprawdzili, czy wszystko jest w porządku.W korytarzu mogli naliczyć równo dziesięciu agentów, druga dziesiątka czuwała za zamkniętymi drzwiami.Trzech spośród tajniaków w korytarzu ściskało przy piersi teczki-dyplomatki, zwane pieszczotliwie rozpierduchami, oj skrótu RPD, Ręczny Pakiet Dyspozycyjny.W każdej dyplomatce spoczywał pistolet maszynowy Uzi, z którego można było otworzyć ogień w ciągu półtorej sekundy.Ktokolwiek dostałby się aż tutaj, mógł liczyć n ciepłe przyjęcie.- Zdaje się, że JASTRZĄB i HARPIA roztrząsają sprawy wagi państwowej - zauważyła niegłośno Daga.- Nigdy nie posądzałem cię o purytanizm, Helen - wykrzywił się do niej Pete Connor.- Może nie powinnam wściubiać nosa, ale dawniej przed drzwiami sypialni obowiązkowo stawiało się eunuchów, albo coś.- Gadaj tak, gadaj, to Święty Mikołaj przyniesie ci rózgę.- Wolałabym ten nowy pistolet, który dostało FBI -zaśmiała się Dag - Sam popatrz, gorzej niż para nastolatków.To po prostu nie uchodzi.- Daga!- Ja wiem, to on jest tu szefem, ma swoje lata, a nam powiedziano, że ani mru-mru.Opamiętaj się, Pete, naprawdę myślisz, że polecę z tym do dziennikarzy? - Daga uchyliła drzwi na schody pożarowe i ujrzała trzech kolejnych agentów, z których dwóch sięgnęło natychmiast po “rozpieduchy”.- A już miałem cię zaprosić na kielicha - zażartował z kamieni twarzą Pete.Ani on, ani Daga nigdy nie pili na służbie, pełnili ją z prawie bez przerwy.Connorowi przeszło oczywiście nieraz przez głowę, żeby przespać się z koleżanką.Podobnie jak ona był po rozwodzie, a wiedział doskonale, że nic z tego nie wyjdzie.Daga myślała dokładnie samo, odwzajemniła więc uśmiech.- Jasne, sama bym się napiła.Takim winem, jak tutejsze, pojono mnie jeszcze w kołysce.Do dupy z tym naszym zajęciem! - D’Agustino raz jeszcze omiotła wzrokiem korytarz.- Wszyscy na stanowiskach, Pete.Prawie świt, możemy iść spać.- Naprawdę tak ci się podoba ta dziesiątka FBI?- Pukałam z niej w zeszłym tygodniu w Greenbelt.Miałam denata po pierwszych trzech strzałach.Lepiej nie można, kochanie.Connor zamarł w pół kroku i parsknął:- Daga, przestań, do cholery!- A co, ludzie wezmą nas na języki? – D’Agustino zatrzepotała ku Connorowi rzęsami.- Sam widzisz, jak to się zaczyna, Pete.- Boże, brakowało mi tu jeszcze makaroniary-purytanki.Helen D’Agustino trąciła Connora łokciem w żebra i wezwała windę.Jej partner miał rację: rzeczywiście zamienia się we wstydliwą starą pannę.Helen nigdy siebie takiej nie znała, przeciwnie, własna namięt­ność rozwaliła jej poprzednie, krótkie małżeństwo, za ciasne dla dwóch zaborczych charakterów, obu w dodatku podszytych włoskim tempera­mentem.Zdawała więc sobie sprawę, że własne uprzedzenia wykrzywia­ją jej osąd na temat prezydenta, co nie było rzeczą zdrową, a w dodatku niepotrzebnie przeszkadzało w pracy.Nie jej interes, czym zajmuje się JASTRZĄB w wolnych chwilach, chociaż wyraz, jaki Fowler miał w oczach.Nic, tylko zakochał się w tej szmacie.Daga nie wiedziała, czy którykolwiek poprzedni prezydent pozwolił sobie na coś podobnego.Może i tak, w końcu byli to normalni mężczyźni, czyli zdaniem Dagi ludzie, którym od czasu do czasu sperma rzuca się na mózg.Niesłychane jednak, żeby prezydent stał się sługą takiej durnej wywłoki - sama myśl napawała Dagę odrazą.Złapała się zaraz na niekonsekwencji, bo skoro sama uważała się zawsze za kobietę wyzwoloną, nie powinny jej drażnić wyczyny E-E.Drażniły jednak.Dlaczego? Lepiej iść spać, zamiast się nad tym głowić, dzień i bez tego był męczący.Helen mogła liczyć ledwie na pięć czy sześć godzin snu przed kolejnym dniem służby.Niech szlag trafi te zamorskie wizyty.- W takim razie, co to takiego? - zapytał znów Kati.Właśnie wstawał świt.Poprzedniego dnia komendanta nie było w obozie, pojechał na spotkanie z innymi przywódcami ruchu, odbył też kolejną wizytę u do­ktora.Hosni wiedział o wszystkim, choć nie śmiałby zapytać głośno o co­kolwiek.- Nie jestem pewien - odparł na pytanie.- Myślę, że gondola z apara­turą zagłuszającą albo coś takiego.- Cenna rzecz - zgodził się natychmiast dowódca.Mimo “odpręże­nia”, czy jak je zwać, interesy między Wschodem a Zachodem wciąż kwitły.Rosjanie nie zrezygnowali przecież z wojska, wojsko zaś nie zre­zygnowało z broni.Środki obronne przeciwnika znajdowały się więc nadal w centrum uwagi.Szczególnie zaś ceniono w Moskwie sprzęt izraelski, kopiowany bądź co bądź nawet przez Amerykanów.Również stare urządzenia mogły wiele powiedzieć o izraelskich rozwiązaniach technicznych i zasadach, na których działają nowsze odmiany sprzętu.- Świetnie, pewnie uda nam się to sprzedać rosyjskim kolegom.- Jak się spisał ten twój Amerykanin? - zapytał z kolei Kati.- Bardzo dobrze.Wiesz, Ismaelu, zaczynam się do niego przekonywać i chyba go lepiej rozumiem.- Inżynier powtórzył pokrótce historię opo­wiedzianą przez Indianina.Kati kiwnął głową, po czym zasięgnął rady Hosniego, pytając:- Co mam z nim zrobić?- Może posłać go na szkolenie taktyczne? - Hosni wzruszył ramiona­mi.- Zobaczymy, czy się wkupi między chłopaków.- Dobry pomysł.Zaraz rano wyślę go, niech pokaże, czy potrafi strze­lać.A co do tego znaleziska, kiedy chcesz je rozmontować?- Myślałem, żeby dzisiaj.- Doskonale.Nie będę cię zatrzymywał.- A jak zdrowie komendanta?Kati nachmurzył się.Czul się po prostu fatalnie, ale wmawiał sobie, że bierze się to przede wszystkim z lęku, iż świat rzeczywiście zawrze jakiś pakt z Izraelem.I co wtedy? Czy to w ogóle możliwe? Historia podszeptywała, że nie, lecz świat widział ostatnio tyle różnych zmian.Więc jeśli Saudyjczycy dogadają się z syjonistami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl