RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jakie to smutne, że dzisiaj tyle tego się zdarza.Mówiąc, błądził wzrokiem po jej twarzy i Tuppence pomyślała, że poddaje ją takie-mu samemu badaniu, jakiemu niedawno ona poddała jego.Zerknęła z ukosa na męża,ale Tommy rozmawiał właśnie z Emmą Boscowan. Co panią sprowadziło do Sutton Chancellor, pani Beresford? Ach, szukamy z mężem domu na wsi, ale to nic pilnego.Mąż akurat wyjechał najakiś kongres, więc postanowiłam odbyć rundkę po okolicy, żeby zorientować się w sy-tuacji, jakie są ceny i tak dalej. Podobno oglądała pani dom przy mostku nad kanałem? Tak.Chyba widziałam go kiedyś z okna pociągu.Z zewnątrz wygląda bardzoatrakcyjnie.146  Owszem, chociaż nawet z zewnątrz widać, że wymaga znacznych nakładów.Re-mont dachu i tak dalej.Od tyłu nie jest już taki ładny, prawda? Nie.Wydaje mi się, że dość dziwacznie go podzielono. Ach, ludzie miewają różne pomysły. Pan nigdy tam nie mieszkał, prawda? O, nie.Mój dom spalił się wiele lat temu, ale część nadal stoi.Pewnie pani pokazy-wano? Znajduje się na stoku wzgórza, tuż nad plebanią.Przynajmniej w tej części kra-ju nazywamy to wzgórzem, ale nie ma się czym chełpić.Mój ojciec zbudował go oko-ło roku 1890.Dumny dwór, ani słowa, gotycki wystrój w typie Balmoral.Nasi architek-ci znów uwielbiają ten styl, chociaż czterdzieści lat temu mieli go w pogardzie.Nie bra-kowało tam niczego, co powinno być w domu tak zwanego dżentelmena. Mówił toz lekką ironią. Pokój bilardowy, poranny salonik, buduar, olbrzymia jadalnia, sala ba-lowa, około czternastu sypialń.Zajmowało się tym wszystkim kilkanaście osób służby. Coś mi się zdaje, że nie przepadał pan za tym domem. Nie, nie lubiłem go.Zresztą i tak ojciec się na mnie zawiódł.Był bardzo rzutkimprzemysłowcem i odnosił spore sukcesy.Miał nadzieję, że pójdę w jego ślady, ale tak sięnie stało.Traktował mnie bardzo dobrze, wyznaczył mi duży dochód czy pensję, jak tosię teraz mówi, i pozwolił mi iść własną drogą. Słyszałam, że jest pan botanikiem. Ach, to jedna z moich ulubionych rozrywek.Lubię wyszukiwać dziko rosnącekwiaty, szczególnie na Bałkanach.Była pani kiedy na takiej wyprawie? Bałkany są cu-downe, wprost wymarzone dla kwiatów. To brzmi zachęcająco.Ale z wypraw wracał pan tutaj? Od wielu lat tu nie mieszkam.Właściwie odkąd żona umarła, nie wróciłem na sta-łe. Ach&  zmieszała się Tuppence. Bardzo& bardzo przepraszam. Nie szkodzi, minęło dużo czasu.To się stało jeszcze przed wojną, w 1938.Była bar-dzo piękna& Ma pan w domu jakieś jej portrety? O nie, dom jest pusty.Wszystkie meble, obrazy i inne rzeczy wywieziono do ma-gazynu.Została tylko jedna sypialnia, biuro i salon, w którym przesiaduje mój agentalbo ja sam, jeśli zdarzy mi się przyjechać tu w sprawach posiadłości. Nie chciał pan go sprzedać? Nie.Mówiło się wprawdzie o zagospodarowaniu tych gruntów, ale sam niewiem& Nic do nich nie czuję.Ojciec myślał, że zakłada rodzaj feudalnego majątku.Miałem go po nim odziedziczyć, a po mnie moje dzieci, wnuki i tak dalej. Umilkł nachwilę. Ale my z Julią nie mieliśmy dzieci. Rozumiem  rzekła ze współczuciem Tuppence.147  Dlatego nie mam po co przyjeżdżać.Wszystko, co trzeba, załatwia mi Nellie Bligh. Uśmiechnął się do niej z daleka. Była cudowną sekretarką i nadal dogląda moichspraw. Nie korzysta pan z domu, a jednak nie chce go sprzedać?  zdziwiła się Tuppen-ce. Mam ważny powód  odrzekł Filip Starkę.Lekki uśmiech złagodził na chwilę su-rowe rysy. Może mimo wszystko odziedziczyłem po ojcu pewną żyłkę do interesów.Ziemia, wie pani, niesamowicie idzie ostatnio w górę.To lepsza inwestycja niż jakakol-wiek lokata gotówkowa.Liczy się każdy dzień.Kto wie, może kiedyś będziemy tu mie-li nowe miasto-sypialnię? I wtedy stanie się pan bogaty? Na pewno bogatszy niż dzisiaj.Ale i teraz nie jestem biedny. Jak pan przeważnie spędza czas? Podróżuję, doglądam interesów w Londynie.Mam tam galerię.Nawiasem mó-wiąc, jestem pośrednikiem w handlu dziełami sztuki.Te wszystkie zajęcia są ciekawe,zabijają czas& aż do chwili, gdy poczuje się na ramieniu dotyk ręki, oznaczający:  Wdrogę!. Nie, nie& proszę przestać.Od takich słów ciarki mi chodzą po plecach. Niepotrzebnie.Myślę, pani Beresford, że czeka panią długie i szczęśliwe życie. Cóż, właściwie i teraz czuję się szczęśliwa.Przypuszczam, że nie ominie mnie ża-den ból i kłopot starości.Zlepota, głuchota, artretyzm i inne rozkosze. Na pewno, kiedy już panią dosięgną, nie będzie się pani tak bardzo nimi przejmo-wać jak teraz.Jeśli to nie bezczelność z mojej strony, pozwolę sobie zauważyć, że wyglą-dają państwo na idealnie szczęśliwą parę. Och, bo tak jest  przyznała Tuppence. I naprawdę uważam, że w życiu nie mato jak szczęśliwe małżeństwo.Chwilę pózniej pożałowała tych słów.Patrząc na człowieka, który cierpiał od wielulat z powodu straty ukochanej żony, miała chęć ugryzć się w język. Rozdział XVINastępnego dnia rano1Był ranek, następnego dnia po przyjęciu.Ivor Smith i Tommy przerwali rozmowę, popatrzyli na siebie, a potem na Tuppence,która siedziała, zapatrzona w palenisko.Najwyrazniej błądziła myślą gdzieś daleko. No więc na czym stoimy?  spytał Tommy.Tuppence z ciężkim westchnieniem wróciła do rzeczywistości i spojrzała na obu pa-nów. Dla mnie nadal nic nie jest jasne.Na przykład wczorajsze zebranie& Po co jeurządzono? Co to wszystko znaczy?  Zerknęła na Smitha. Może dla was coś jednakznaczy.Wiecie, gdzie jesteśmy? Nie posuwałbym się aż tak daleko  odparł Ivor Smith. Przecież nie chodzinam o to samo, prawda? Niezupełnie  przyznała Tuppence.Obaj mężczyzni spojrzeli na nią pytająco. No dobrze  powiedziała. Mam obsesję: chcę znalezć panią Lancaster.Chcęsię upewnić, że nic jej nie grozi. Ale najpierw chcesz odszukać panią Johnson  zauważył Tommy. Bez niej niedotrzesz do pani Lancaster. Pani Johnson& No tak.Zastanawiam się, czy& Ale nie sądzę, by coś z tego wasinteresowało. Ależ pani Tommy! Interesuje nas, i to bardzo. A co z panem Ecclesem? Myślę  rzekł Ivor Smith z uśmiechem  że ręka sprawiedliwości może nieba-149 wem go dosięgnąć.Ale nie dałbym za to głowy.Ten człowiek potrafi niemal genialniezacierać za sobą ślady.Do tego stopnia, że można mieć wątpliwości, czy w ogóle istniałyjakieś ślady. I mruknął do siebie pod nosem:  Wielki organizator.I wielki taktyk. Wczoraj wieczorem&  zaczęła Tuppence i urwała. Czy mogę zadawać pyta-nia? Możesz, czemu nie?  odparł Tommy. Ale nie spodziewaj się od starego Ivorasatysfakcjonujących odpowiedzi. Co ma do tego wszystkiego sir Filip Starke? Nie wygląda mi na kryminalistę&Chyba że takiego, który&Umilkła, nie chcąc wyjawiać podejrzeń pani Copleigh co do mordercy dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl