RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie dowiesz się, jakie prawa nią rządzą.- A cóż to, do diabła, za różnica?- Jestem skłonny przypuszczać, że istotna - odparł Douglas.- Osobiście odnosiłbym się nieufnie do projektu budowy czegoś, czego nie rozumiem.- Twierdzisz, że podróże w czasie faktycznie są możliwe.Nie masz co do tego żadnych wątpliwości?- Najmniejszych - stwierdził Douglas.- To znaczy, że tkwi w tym jakiś haczyk - zauważył Chapman.- Poza tym sądzę.- Jeśli można podróżować wyłącznie w jedną stronę.- W obie strony.Tak twierdzą moi ludzie.- To pociągnie za sobą olbrzymie koszty.- Rozmawiałem z wieloma ludźmi - rzekł Chapman.Zaufanymi ludźmi.Niektórzy z nich, a jest ich niemało, są zainteresowani.Dostrzegają olbrzymie możliwości.Nie zabraknie nam pieniędzy, jeśli uda się rozkręcić sprawę.Judy Gray weszła na pokład samolotu i odnalazła swoje miejsce.Wyjrzała przez okienko na szeregi przejeżdżających wózków bagażowych, a gdy obraz zafalował jej przed oczyma, pospiesznie uniosła dłoń i otarła łzy.Niemal z czułością syknęła do siebie przez zaciśnięte zęby:- Sukinsyn.Pieprzony sukinsyn!40.W słuchawce rozległ się głos Toma Manninga:- Steve, dotarły do mnie pewne informacje.- A zatem puszczaj je w świat, Tom - odparł Wilson.- Przecież po to tam siedzisz.Puszczaj je w świat ku chwale rzetelnej staruszki Global News.- Dobra - mruknął Manning.- Czy teraz, kiedy wykorzystałeś okazję, by wykazać się swym płytkim poczuciem humoru, możemy przystąpić do rzeczy?- Jeśli to tylko chwyt, żeby wyciągnąć ze mnie potwierdzenie zasłyszanych przez ciebie plotek, to wiesz dobrze, że nic nie wskórasz.- Na tyle mnie chyba znasz, Steve.- Problem w tym, że sam dobrze nie wiem.- W porządku - rzekł Manning.- Jeśli chcesz, zaczniemy od początku.Dziś rano prezydent zaprosił rosyjskiego ambasadora.- Prezydent go nie zapraszał, ambasador przybył z własnej inicjatywy.Wystosował przecież oświadczenie dla prasy.Powinieneś je znać.- Oczywiście, wiem, co powiedział ambasador, wiem także, co oznajmiłeś na popołudniowej konferencji.Rzekłbym, że niewiele rzuciłeś światła na całą tę sprawę.Przecież nikt w mieście, nikt przy zdrowych zmysłach, nie kupi tego, co ty i on powiedzieliście.- Przykro mi, Tom.Powiedziałem wszystko, co wiedziałem.- Dobra - odparł Mannig.- Załóżmy, że wierzę ci na słowo.Możliwe, że nie we wszystko zostałeś wprowadzony.Ale w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku pojawiła się paskudna plotka.W każdym razie dotarła do naszego człowieka.Na szczęście, nie przesłał tego dalej.Zadzwonił do mnie, a ja kazałem mu zatrzymać tę informację dla siebie do czasu, aż pomówię z tobą.- Nie mam najmniejszego pojęcia, Tom, o czym mówisz.Zapewniono mnie, że ambasador przedstawił w oświadczeniu wszystko, co mogło być ujawnione opinii publicznej.Prowadzone były pewne rozmowy z Moskwą, zatem wszystko układa się w logiczną całość.Prezydent nie powiedział mi nic innego.O ile sobie przypominam, omawialiśmy kilka drobiazgów, ale to nic szczególnego.Wiesz przecież, jak wiele mamy teraz na głowie.- W porządku - rzekł Mannig.- Przekażę ci zatem, co usłyszałem.Morozow rozmawiał z Williamsem oraz z prezydentem.Zaproponował pomoc rosyjskich oddziałów w wytropieniu potwora, lecz propozycja ta została odrzucona.- Na ile wiarygodne jest twoje źródło, Tom? Czy jesteś tego zupełnie pewien?- Nie do końca.Ale taką właśnie informację zdobył nasz człowiek w ONZ.- Masz na myśli Maxa Hale'a? To chyba on jest tym człowiekiem.- Tak, jest jednym z najlepszych - odparł Manning.- Do tej pory dość skutecznie radził sobie z wyławianiem prawdy.- Tak, owszem.Pamiętam go jeszcze z Chicago.- Informator Hale'a powiedział, że jutro na forum ONZ ma zostać przedstawiona nasza odmowa oraz żądanie, byśmy zostali zobligowani do przyjęcia pomocy innych państw.Odrzucenie tej pomocy ma być uznane za poważne zaniedbanie.- Stara chytra sztuczka - mruknął Wilson.- Ale to jeszcze nie wszystko.Jeżeli nie zostanie zaakceptowana pomoc wojskowa i nie uda nam się zlikwidować potwora, na forum ONZ ma pojawić się wniosek, by cały obszar został zniszczony nuklearnie.Świat nie może ryzykować.- Zaczekaj chwilę - powiedział pospiesznie Wilson.- Powiedziałeś, że nie puściłeś jeszcze tej informacji w świat?- Jeszcze nie.Może nawet nigdy jej nie puszczę.Chociaż chciałbym, dlatego właśnie zadzwoniłem do ciebie.Jeśli informacja ta dotarła do Hale'a, istnieje duże prawdopodobieństwo, że dotrze też do kogoś innego, a wtedy, jak mi Bóg miły, pójdzie teleksem w świat albo zostanie gdzieś opublikowana.- Nie ma w tym ani krzty prawdy - odparł Wilson.- Jestem tego pewien.Chryste, przecież tkwimy w tym wszyscy.Przynajmniej na razie polityczne rozgrywki powinny zostać odłożone.A może tylko mnie się tak wydaje? Tom, ja po prostu nie mogę w to uwierzyć.- Nic ci nie wiadomo na ten temat? Zupełnie nic? Nie słyszałeś ani słowa?- Ani jednego słowa - oświadczył Wilson.- Wiesz co, Steve - mruknął Manning.- Nie wziąłbym twojej posady nawet za milion dolarów.- Wstrzymaj się, Tom.Daj mi trochę czasu na sprawdzenie tego.- Jasne.Chyba że zaczną mnie zbyt mocno naciskać albo ktoś inny to wyniucha.Dam ci znać.- Dzięki, Tom.Któregoś dnia.- Któregoś dnia, kiedy to wszystko się skończy - przerwał mu Manning - usiądziemy w jakimś mrocznym kącie w pierwszym lepszym barze i zalejemy się w trupa.- Ja stawiam - powiedział Wilson.Odłożył słuchawkę i opadł ciężko na fotel.“Właśnie teraz, kiedy kolejny dzień dobiegał końca - pomyślał.- Cholera, są takie dni, które nigdy się nie kończą.Trwają bez końca.Dzień wczorajszy i dzisiejszy to nie dwa dni, ale nie kończący się koszmar, w którym - jeśli się dobrze zastanowić - nie było nic realnego.Judy odeszła, dzieciaki wyszły na ulice, związki przemysłowców podniosły straszliwy wrzask, bo nie pozwolono im wykorzystywać różnic ekonomicznych do osiągania uczciwych zysków, kaznodzieje zaczęli nawoływać z ambon do powszechnej krucjaty, w górach przebywają na wolności potwory, a cała ludzkość przyszłości nadal ciągnie nieprzerwanym strumieniem do tego właśnie punktu ścieżki czasu."Zaczęły mu opadać powieki.Wstał z trudem.Powinien się tej nocy przespać, powinien znaleźć trochę czasu, by się przespać.Możliwe, że Judy miała rację.Po prostu odejść i zostawić to wszystko za sobą.W przypływie szczerości musiał jednak przyznać, że wciąż nie wiedział, od czego naprawdę odeszła.Tęsknił za nią.Odeszła zaledwie godzinę czy dwie temu, a już za nią tęsknił.Uświadomił sobie nieoczekiwanie, że owa tęsknota tkwiła w nim przez cały dzień.Towarzyszyła mu nawet wtedy, kiedy Judy jeszcze tu była.Zaczął za nią tęsknić już wówczas, gdy dowiedział się, że chce odejść.Pomyślał, że powinien był raz jeszcze poprosić ją, by została, ale nie miał na to czasu, nie wiedział zresztą, jak to zrobić - w każdym razie nie wiedział, jak ją poprosić i zarazem zachować godność, a w takim przypadku trzeba było dbać o swą godność albo nie robić w ogóle nic.Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie i tak by go nie wysłuchała.Sięgnął po słuchawkę.- Jesteś tam jeszcze, Kim? Muszę zobaczyć się z prezydentem.To dość pilne.Po raz pierwszy chciałbym się wcisnąć poza kolejnością.- To może zająć trochę czasu - odparła.- Trwa obecnie posiedzenie gabinetu.41 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl