[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zatrzymuj się, pędź prosto do dużego otworu po lewej stronie.Miniesz to wyjście i będziemy na zewnątrz.”“Na zewnątrz?”“Na powierzchni planety.Na zewnątrz budynku, to znaczy jaskini, w której jesteśmy.Tutaj jaskinie są na powierzchni.”“Co potem?”“Biegnij!”“Zmienniku, dlaczego ty tego nie załatwisz? Jesteś taki, jak oni, możesz po prostu iść.”“Nie mogę.Nie mam ubrania.”“Czy to znaczy przykrycia, sztucznej skóry?”“Tak, sztucznej skóry.”“To śmieszne, ubrania.”“Nikt tutaj nie chodzi bez nich, taki jest zwyczaj.”“Musisz przestrzegać jakichś zwyczajów?”“Słuchaj, możesz ich wszystkich zaskoczyć.Na twój widok znieruchomieją.Nic nie będą robić, po prostu patrzeć.Przypominasz wilka i.”“Mówiłeś to już przedtem.Nie lubię tego, jest coś brudnego w tym słowie.”“Wilki to gatunek wymarły na Ziemi.Bestia, która wywoływała kiedyś strach.Teraz będzie tak samo, kiedy ciebie zobaczą.”“Dobrze, dobrze.Myślicielu, co ty na to?”“Wy dwaj decydujcie.Ja nie mam danych i nic nie mogę tu pomóc.Musimy polegać na Zmienniku.To jego planeta i znają najlepiej.”“W porządku, zgadzam się.Ruszamy.”Poszukiwacz gładko pokonywał stopnie schodów.Pomimo ścian wyczuwał napływające zewsząd myśli sparaliżowane strachem.Czy wydostanie się stąd - pytał sam siebie.Czy wydostaną się z tej pułapki.Powrócił do niego strach i wątpliwości, odbierając mu poprzednią siłę i pewność siebie.“Zmienniku?”“Idź naprzód.Doskonale sobie radzisz.”Stanął na ostatnim podeście, naprzeciw drzwi.“Czy to te?”“Tak, tylko zrób to szybko.Tym razem otwórz je ramionami, pamiętaj.Jeśli rzucisz się całym ciałem, drzwi mogą odbić się i przyciąć cię.”Poszukiwacz wyprostował i rozstawił szeroko łapy, potem uniósł się na tylnych i ruszył do przodu.“Zmienniku, na lewo? Wyjście na lewo?”“Tak.Jakieś dziesięć długości twojego ciała.”Wyciągniętymi łapami pchnął drzwi, które otworzyły się łatwo na całą szerokość.Wpadł do pokoju, pomknął na lewo do wyjścia.Odbierał niejasno pomieszane krzyki, obraz otwartych ust, szybkiego bezładnego ruchu postaci.W parę sekund znalazł się na zewnątrz, gdzie wokół wyjścia pełno było następnych stworzeń, mieszkańców tej planety, ubranych w różne sztuczne skóry.Otwierali usta, by krzyczeć na niego, podnosili dłonie trzymające długie, czarne przedmioty, z których wydobywały się nagłe błyski ognia i gorzki, duszący dym.Coś ze świstem uderzyło w metal tuż obok niego, coś innego przeszyło z trzaskiem kawałek drewna.Poszukiwacz już nie mógł się zatrzymać, nawet gdyby chciał.Pradawny okrzyk wojenny wypełnił jego ciało nieustraszoną siłą.Jego wzniesiona głowa gotowa była stoczyć kolejną walkę.Po chwili wyrwał się spomiędzy wrogich stworzeń, biegł wzdłuż wielkiej jaskini, wznoszącej się wysoko ku niebu.Słyszał za sobą głośne krzyki.Małe, twarde jak kamienie kulki pędziły z wielką szybkością i spadały na ziemię, rozrzucając wokół kawałki materiału, z którego była zrobiona ta powierzchnia.Domyślił się, że to musi być noc.Na niebie nie było tej wielkiej gwiazdy, tylko wiele małych, odległych.Wiedział, że tak jest najlepiej, bo to trudne do przyjęcia, by mogły istnieć planety bez baldachimu gwiazd wokół.Zapach zmienił się z ostrego, gryzącego w bardziej przyjemny i łagodny.Hałas za nim nie ustawał.Mknął, mijał jakieś małe przedmioty, dobiegł do rogu wielkiej groty i skręcił nie zatrzymując się.Pamiętał, że Zmiennik kazał mu biec.Odczuwał radość ze swobody i ruchu, z harmonijnej pracy gładkich mięśni, z dotykania łapami twardej, solidnej powierzchni.Teraz, po raz pierwszy od kiedy się to wszystko zaczęło, miał szansę poznać tę planetę, która wyglądała na miejsce pełne życia.Zresztą, pod wieloma względami to bardzo dziwne miejsce.Bo czy ktoś słyszał o planecie, która miała podłogę? Podłogę zaczynającą się od krawędzi groty i rozciągającą się po powierzchni daleko, jak tylko mógł dojrzeć.Wszędzie, gdzie spojrzał, wznosiły się ku niebu inne groty, wiele z nich było rozświetlonych od wewnątrz prostokątami światła.Przed nimi na małych ogrodzonych powierzchniach stały na podłodze metalowe lub kamienne podobizny mieszkańców planety.Poszukiwacz zastanawiał się, po co one istnieją.Może mieszkańcy Ziemi, zanim umierali, byli zamieniani w kamienne czy metalowe postacie i zostawiani u wejścia do swoich grot.To mało prawdopodobne, bo wiele z tych figur miało większe rozmiary niż mieszkańcy tej planety za życia.Oczywiście, mogło istnieć inne wytłumaczenie; żywe stworzenia miały różne rozmiary i tylko te większe ulegały metamorfozie w kamień lub metal.Nie było zbyt wielu mieszkańców, by sprawdzić tę tezę, a nadto wszyscy pozostali już daleko w tyle.Za to po podłodze poruszały się bardzo szybko ciała z metalu, świecące z przodu dużymi oczami, wydające świszczące dźwięki i wywołujące podmuchy gwałtownego wiatru.Z tych metalowych pudełek rozchodziły się w przestrzeń fale mózgowe, znak żywych istot, które czasami miały więcej niż jeden mózg.Te fale były inne niż w grocie, łagodne i spokojne, wolne od strachu i nienawiści.Wszystko to było obce, ale zwyczajne, zważywszy na fakt, że planety zawsze są pełne różnorodnych form życia.Jak dotąd spotkał tylko dwa gatunki typowe dla tej planety: dwunożne istoty protoplazmatyczne i metaliczne ciała z wieloma mózgami, poruszające się z dużą szybkością w sobie wiadomych celach i oświetlające drogę własnymi oczami.Przypomniał sobie, że w tę mokrą, gorącą noc wyczuł istnienie wielu form o bardzo niskiej inteligencji - po prostu ożywione wiązki materii.Poszukiwacz skłonny był uznać tę planetę za bardzo interesującą, choć bardzo zagadkową i nielogiczną.Przeszkodę stanowiła jednak wysoka temperatura i ciężka, przygniatająca atmosfera.“Poszukiwaczu.”“O co chodzi, Zmienniku?"“Skręć na prawo.Do drzew.To taka duża roślinność.Widać je na tle nieba, Skieruj się pomiędzy drzewa.Tam będziemy chwilowo bezpieczni.”“Zmienniku - wtrącił Myśliciel - co teraz zrobimy?”“Nie wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]