RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednemu zwykle się to udaje, chociaż nie sposób udowodnić, kto był tym szczęśliwym samcem, Ciężarna kobieta aż do chwili narodzin dziecka trzymana jest w zamknięciu, pod troskliwą opieką.Klan adoptuje dziecko, natomiast matkę uroczyście zabijają żony, wymierzając karę za zdradę ich mężów.Końcowy rytuał jest szczególnie barbarzyński, a ofiarę określa się mianem “amindumi".- Czy tak właśnie zamierzali postąpić ze mną? Wildheit dotknął pasa z bronią.- Między zamiarem, a jego osiągnięciem jest przepaść - powiedział.- Najlepiej będzie jeśli wejdziesz na chwilę do koi, ponieważ starty w wykonaniu Kes-kesa nie grzeszą specjalną finezją.7.Odlot był przerażający.Zresztą można było się tego spodziewać po tak zrujnowanym statku kosmicznym.Po kilku potężnych wybuchach rozchwiany kolos wzniósł się w powietrze.Wydawało się, że wznosi się w górę bardziej pod wpływem siły woli, aniżeli nieskoordynowanych silników odrzutowych.Osiągnięcie drugiej prędkości kosmicznej powitane zostało w sterowni nieprzyzwoitymi okrzykami, jak gdyby wątpiono, że w ogóle się to uda.Wildheit z uwagą słuchał odgłosów każdej fazy startu, wykrzywiając twarz, gdy wiejące grozą manewry następowały jedne po drugich i zdawało się, że nie będzie im końca.Kiedy statek wzbił się już w przestrzeń międzyplanetarną, a silniki grawitacyjne zaczęły nadawać mu stałe przyspieszenie, przygotowano śniadanie.Różdżka i Wildheit przyłączyli się do wspólnego posiłku.Obecność całej rodziny potwierdzała pogląd Nad-inspektora co do skali wad wrodzonych.Okazało się, że blisko połowa członków klanu jest w pewnym stopniu upośledzona umysłowo.Wildheit zauważył, że za ich bezmyślnością kryje się niebezpieczna zwierzęca dzikość, nieświadoma ograniczeń moralnych.Wszyscy byli silni, żylaści i uzbrojeni, co dla obcych przybyszów stwarzało sytuację nie pozbawioną ryzyka.Początkowo przy posiłku było dosyć spokojnie.W jednym końcu stołu prym wiódł Saltzeim, a po jego prawej ręce zasiadła wróżbitka i Nad-inspektor.Na grubych, metalowych tacach, na których palił się ogień, wniesiono ogromne płaty pieczonego w całości mięsa.W ten sposób przygotowanie pieczystego trwało także i w trakcie podawania.Kes-kes długim, niebywale ostrym nożem fachowo pokroił mięso i zaczął rzucać porcje przez cały stół.Poszczególni członkowie rodziny chwytali je w powietrzu na wystawione talerze.Gości obsłużył podobnie, z tą tylko różnicą, że mięso zsunął im z noża, a nie rzucił.Jedzenia i picia było w bród - podano czysty bimber prymitywnie sfermentowany i przedestylowany.Wildheita od początku śniadania niepokoiła świadomość, że oczy wszystkich mężczyzn zwrócone były na Różdżkę.Zaniepokojenie to wzrosło jeszcze bardziej, kiedy alkohol rozwiązał im języki i usunął dotychczasowe, słabe zresztą hamulce.Wkrótce temat “amindumi" przestał być rozważany jako możliwość, lecz stał się groźnie realny.Wreszcie Nad-inspektor wstał i ujął Różdżkę pod ramię.- Czas to przerwać, Kes-kes.- Siadaj, Nad-inspektorze.Wstąpiło w nich tylko trochę wigoru.W przestrzeni jest tak niewiele rozrywek.- Ale Różdżka nie ma zamiaru stać się jedną z nich.Pohamuj ich, bo w przeciwnym razie będę zmuszony zrobić, to za ciebie.- Jestem ich ojcem - oznajmił wojowniczo Rhaqui, a z brody zsuwał mu się kawałeczek mięsa.- Nikt by się nie ośmielił.Nagle jakiś nieduży, młody Cygan o dziwnie wynędzniałej twarzy i lśniących, ciemnych oczach, zeskoczył z drewnianego koziołka i dał nurka wprost w stronę Różdżki, chcąc objąć ją w talii.Ręce Nad-inspektora znalazły się natychmiast na pasie z bronią.Spojrzał przedtem na Saltzeima, dając mu szansę zażegnania tragedii.Rozwścieczony Kes-kes przeklinając podniósł z miejsca swe potężne ciało, zatoczył się po pijacku, otrząsnął i próbował oprzytomnieć.Wrzasnął na nieposłusznego Rhaqui, a gdy ten w ogóle nie zareagował, pochylił się nad stołem i potężnie uderzył szerokim, ostrym nożem.Wszyscy na chwilę zamarli z przerażenia.Dłoń przestępcy została zgrabnie odcięta na wysokości nadgarstka i spadła na stół, tonąc we wciąż gorącym tłuszczu na jednej z tac z mięsiwem.Rhaqui, zbyt zaszokowany utratą ręki, aby odczuwać ból, stał w niemym osłupieniu, jakby nie mogąc uwierzyć W to co się stało.Później zemdlał.Na chwilę zapadło kompletne milczenie, a potem rozpętała się burza złorzeczeń i protestów.Wildheit wystrzelił w sufit głośno eksplodujący ładunek, nie dopuszczając w ten sposób do bijatyki.- A teraz posłuchajcie! - zwrócił się do wszystkich.- Wy, Rhaqui, przyjęliście warunki tej transakcji.Dostajecie więcej, aniżeli się wam należy.Nie próbujcie więc tknąć dziewczyny.Ja nie będę tak łagodny jak Kes-kes.Rozwalę każdego, kto się na to odważy.Kiedy wrócili do kabiny, Różdżka sprawiała wrażenie spokojnej.Wildheit spodziewał się znacznie silniejszego wstrząsu.Mimo wszystko podał jej środek uspokajający, który miał w podręcznej apteczce i usiadł, by podczas jej snu uważnie obserwować drzwi.Reszta tej wachty upłynęła na pozór bez wydarzeń.Jednak, gdy na początku następnej wyszli z kabiny, nastawienie wszystkich, których spotykali, było jawnie wrogie.Przy sterach natknęli się na jakiegoś nieznanego osobnika w trój - graniastym kapeluszu Kes-kesa.Wszystko wskazywało na to, że sprawiedliwość klanowa została wymierzona.Istniało duże prawdopodobieństwo, że wśród kosmicznych śmieci niechętnie pozostających w tyle za wciąż zwiększającym prędkość statkiem również ciało niedawnego szefa tej rodziny spokojnie unosiło się w kierunku odległych wybrzeży nieskończoności.Nic nie wydarzyło się aż do połowy trzeciej wachty, kiedy to ktoś zastukał do drzwi i zaprosił ich na wspólny posiłek.Wildheit w nadziei, że niedawna sztuczka poskutkowała, przyjął zaproszenie.Zastali całą rodzinę niezwykle spokojną, ale wyczuwało się atmosferę milczącego oczekiwania, która zmusiła Wildheita do podjęcia wędrówki ku pasowi z bronią.Napięcie znacznie spadło, kiedy podano alkohol, jednak Wildheit stał się jeszcze bardziej czujny.Atak był szybki i zdradziecki.Znienacka ktoś cisnął nad-inspektorowi wypełniony bimbrem dzbanek prosto w twarz.W tej samej chwili nieduży i zwinny Rhaqui, którego poprzednio nie było przy stole, rzucił się na Wildheita z tyłu.W każdej dłoni ściskał nóż.Wyciągnął ręce do przodu w ten sposób, by nie dostrzec w porę niebezpieczeństwa.Oślepłby na dobre, gdyby nie to, że ktoś inny próbował wbić mu sztylet w żebra.Coul nie był w stanie dłużej znieść groźby natychmiastowej śmierci swego żywiciela.Zatrzymał na chwilę całą tę scenę w zastoju czasowym, tylko Wildheitowi pozwalając poruszać się w dalszym ciągu.Nad-inspektor, zdając sobie sprawę, że ma do dyspozycji zaledwie kilka podarowanych mu przez Coula sekund, zrzucił napastnika z pleców wprost na nieruchomy sztylet.Zanim bóstwo wycofało swoją czasową integrację, mógł chwycić z powrotem za broń.Odwet Wildheita był błyskawiczny.Trzech spośród atakujących Rhaqui przeciął promieniem lasera, a w sam koniec pomieszczenia rzucił ładunek obezwładniający.Jego działanie było bolesne dla wszystkich, ale ci, którzy znaleźli się w bezpośrednim sąsiedztwie eksplozji, padli na podłogę tracąc przytomność.Jeden z Cyganów wyciągnął i wymierzył w nad-inspektora staroświecki pistolet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl