[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz powiedz mi, świnio jedna, czemu to zrobiłeś? Tylko tyle chcę wiedzieć: dlaczego?Gust spojrzał na zaciśniętą w pięść dłoń, leżącą na biurku.- Chyba dlatego, że miałem na to ochotę.- Miałeś ochotę! - krzyknęła Leatha.- Taki z ciebie goguś! Jak masz na coś ochotę, to idziesz i sobie bierzesz.Pewnie nie muszę cię już pytać o nic więcej, mam dość bujną wyobraźnię.- Lea, to nie jest miejsce ani chwila, by rozmawiać 0 czymś takim.- Naprawdę? Ale mnie mało obchodzi, gdzie i kiedy powiem ci, co o tobie myślę, ty.zdrajco!Widok jego zaciętej twarzy wzburzył ją bardziej niż jakiekolwiek słowa.Chwyciła ze stojącego obok stoliczka model Nowego Miasta przygotowany jeszcze kiedyś, w fazie projektowania, uniosła go nad głową i cisnęła w męża.Model był jednak za lekki i tylko trącił Gusta w ramię, nim upadł na podłogę, gdzie rozleciał się na niezliczone kawałki plastiku.- Nie powinnaś tego robić - powiedział Gust, pochylając się, by uprzątnąć szczątki.- To sporo kosztowało I będę musiał za to zapłacić.Jedyną odpowiedzią było trzaśniecie drzwiami.Leatha wyszła, nim zdążył podnieść głowę.*Leatha nie doświadczyła jeszcze nigdy uczucia tak intensywnego gniewu jak ten, który pchał ją teraz do marszu na ślepo korytarzami Nowego Miasta.Przystanęła w końcu z obolałymi płucami, by złapać nieco powietrza, rozejrzała się i pojęła, że tak naprawdę cała ta wędrówka miała swój cel.Pobliskie biura należały do Centralnej Komisji Inżynieryjnej, której nakreślony na czerwono, osobliwy skrót CENTRKOMINŻY widniał nad wejściem.Czy powinna tu wchodzić? A jeśli tak, to co powie? Jakiś mężczyzna wychodząc przytrzymał jej drzwi, a ponieważ nie mogła zdobyć się na żadne wyjaśnienie, dlaczego właściwie tu sterczy, przekroczyła próg.Na przeciwległej ścianie znalazła plan całego piętra i nacisnąła guzik z napisem SEKRETARIATY, a potem ruszyła we wskazanym kierunku.Dalej poszło już łatwiej.W wielkim pokoju wypełnionym pomrukiem drukarek i komputerów pracowało kilkanaście dziewczyn.Ludzie wchodzili i wychodzili, ona zaś stała przez chwilę z boku, nim zaczepiła młodzieńca niosącego stertę papierów.- Przepraszam, ale szukam.panny Georgetty Booker.Powiedziano mi, że tu pracuje.- Jasne, Georgy.Przy tamtym biurku pod ścianą.W białej bluzce, czy jak to się tam nazywa.Chce pani, bym ją poprosił?- Nie, dziękuję, nie trzeba.Sama się tym zajmę.Leatha poczekała, aż młodzieniec odejdzie, potem spojrzała ponad pochylonymi głowami w odległy kąt pokoju i wciągnęła głęboko powietrze.Tak, to musiała być ona.Biała bluzka, ciemne włosy i czekoladowa skóra.Leatha ruszyła pomiędzy biurkami mierząc tak, by przejść obok Georgetty.Gdy była już blisko niej, nieco zwolniła.Dziewczyna bezsprzecznie była piękna.Miła twarz, drobny nos.Całość szpecił jednak nadmiar purpurowej szminki na ustach.Jeden z policzków ozdobiony był drobnym, sebrzystym pyłem, który ciągnął się smugą aż na gors, przykryty modną ostatnio, niemal prześwitującą tkaniną ukazującą wysokie i obfite piersi z ciemnymi aureolkami sutek.Czując na sobie czyjeś spojrzenie, Geor-getta uniosła głowę i uśmiechnęła się ciepło do Leathy, która jednak odwróciła wzrok i przeszła obok, przyspieszając z każdą chwilą coraz bardziej.*Było dopiero wczesne popołudnie, a doktor Livermore już czuł się wykończony.Mało spał ostatniej nocy, a wizyta agenta dodatkowo go wzburzyła.Po jego wyjściu kazał technikom posprzątać laboratorium i chociaż ufał im całkowicie, tym razem chciał sam jeszcze wszystko sprawdzić.Poczeka zatem aż skończą, a potem utnie sobie drzemkę.Odsunął skomplikowane wydruki kodów genetycznych i wstał ciężko.Zaczynał odczuwać dolegliwości właściwe wiekowi.Może już pora zastanowić się nad zmianą zajęcia, czas dołączyć do gromady zażywających wygód pacjentów z poziomów geriatrycznych? Uśmiechnął się na tę myśl i podążył do laboratorium.Cała pracująca tu ekipa nie przywiązywała większego znaczenia do oficjalnych form i Livermore'owi do głowy nawet nie przyszło, by zapukać do drzwi pokoju Leathy, gdy zobaczył, że są zamknięte.Myślami był wciąż przy zniszczonych retortach, pchnął je zatem po prostu, przytomniejąc dopiero na widok zapłakanej, pochylonej nad biurkiem twarzy kobiety.- Co się stało? - wykrzyknął, zanim zrozumiał, że najlepiej byłoby w tej sytuacji wycofać się po cichu.Nagle pojął, co właściwie mogło się stać.Leatha zwróciła ku niemu zaczerwienioną, mokrą twarz.- Przepraszam cię, że tak włażę.Powinienem zapukać.- Nic takiego, doktorze, w porządku.- Wytarła oczy chusteczką.- To ja przepraszam za ten żałosny widok.- Chyba rozumiem i wcale się nie dziwię.- To nie ma żadnego związku z retortami.- Wiem.Chodzi o tę dziewczynę? Miałem nadzieję, że się nie dowiesz.Leatha była zbyt wzburzona, by spytać go, skąd o tym wie; na samo wspomnienie znów zaczęła płakać.Livermore marzył o tym, żeby jak najszybciej wyjść z pokoju, obawiał się jednak, że wypadnie to niezręcznie.Zupełnie nie miał w tej chwili głowy do czyichkolwiek tragedii osobistych.- Widziałam ją - powiedziała Leatha.- Poszłam tam.Bóg jeden wie dlaczego, ale poszłam.To było poniżające, zobaczyć kogo mój mąż woli bardziej niż mnie.Pospolita, wulgarna dziewucha, wpadająca każdemu samcowi w oko.I jeszcze w dodatku kolorowa! Jak mógł to zrobić.Znów rozległo się łkanie i Livermore zatrzymał się z dłonią na klamce.Było już za późno, żeby wyjść.Został wciągnięty w tę całą awanturę.- Mówiłaś mi kiedyś, skąd pochodzisz - stwierdził.- Gdzieś z Południa, jak pamiętam?Pytanie zaskoczyło Leathę.Przestała nawet płakać.- Tak, z Missisipi, z małego rybackiego miasteczka w pobliżu Biloxi.- Tak właśnie myślałem.Wyrosłaś pośród wciąż żywych przesądów rasowych.Najbardziej boli cię, że ta dziewczyna jest czarna.- Tego nie powiedziałam, chociaż faktycznie są istotne różnice.- Nie, nie ma żadnych, przynajmniej jeśli mówić o rasach, kolorach skóry, religiach czy czymkolwiek podobnym.Nie rozumiem, jak wykształcony genetyk może wygłaszać podobne bzdury.Martwisz mnie.Naprawdę.Chociaż, z drugiej strony, trudno powidzieć, że jestem tym przesadnie zaskoczony.- Ona mnie wcale nie obchodzi.Ważne jest to, co on mi zrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]